Krzyszto C. zarządzał lubelską Kliniką Gastroenterologii. Czy rzeczywiście w olbrzymim szpitalu nikt nie wiedział, że ma alkoholowy problem? Nie czuli alkoholu wspólpracownicy, pielegniarki, pacjenci? Mało to prawdopodobne. Bo środwisko lekarskie doskonale wie, który z kolegów popija. Wie, też kto robi to nie tylko w czasie prywatnym, ale w stanie upojenia jest w pracy i leczy chorych ludzi. Wiedzą też o tym pacjenci. Wieśc gminna idzie w miasto - kto się wywrócił na schodach, kto dał plamę podczas obchodu, kogo trzeba było podczas dyżuru odizolować od pacjentów. Choć, na szczęście, dziś są to zdecydowanie rzadsze przypadki niż kilkanaście lat temu.
Ale żyjemy w kraju, w którym jest przyzwolenie społeczne na picie alkoholu. Piją posłowie, ministrowie, ba dają sie nawet wtedy podsłuchiwać. Piją nagminnie kierowcy, po czym wsiadają do samochodu, piją księża, adwokaci, profesorowie. I nikt się tego nie wstydzi. A szkoda.
Bo są jednak funkcje i zawody, w których nie wypadałoby być publicznie pijanym. W prywatnym gronie, na działce wśród znajmych, na imieninach - zgoda. Jednak picie w pracy, jeżdżenie samochodem po pijanemu uwłacza godności lekarza, księdza, polityka, profesora. dlatego dobrze, że przynajmniej Lubelska Izba Lekarska przestała tolerować takie zachowania i zaczęła walkę z lekarzami, którzy ośmieszają całe środowisko. miejmy nadzieję, że dołączy do niej rektor UM w Lublinie, bo śmiem twierdzić, że może sie okazać, ze profesor C. nie jest rodzynkiem, a raczej wisienką na uniwersyteckim torcie...
Zapraszam do lektury Czy Krzysztof C., profesor UM w Lublinie leczył po pijanemu chorych?
Magdalena Gorostiza