O Krysi pisać trudno. Bo trzeba z nią być, widzieć ją i słyszeć. Jak moduluje głos (w końcu nie amatorka!), jak się wspaniale uśmiecha i przede wszystkim jak tryska autoironią, co cechuje wyłącznie ludzi inteligentnych. Więc kiedy siedzimy we trzy po domowemu w małej kuchni (bo dołącza do nas córka Krysi – Krystyna), co chwila wybuchamy gromkim śmiechem. Choć jest mowa nie tylko o szczęśliwych momentach...
Z matki na córkę...
- Moja matka wybrała niewłaściwego mężczyznę i ja odziedziczyłam po niej tę cechę – mówi Krysia. - Mamy w sobie coś z ofiar i szukamy takich facetów.
Z byłym już mężem przeżyła gehennę. Dziś wie, że zwyczajnie była głupia. Zakochana, wierzyła w przyszłość. I w to, że zmieni ukochanego człowieka.
Są lata 80 – te. Krysia staje przed ołtarzem. Szczęśliwa, pełna wiary w swój związek. Kupuje mieszkanie w Lublinie, za swoje pieniądze.
- Nie wiedzieć czemu, okazało się potem, że... mieszkanie stoi wyłącznie na niego – wzdycha. - Bo ja naiwnie wierzyłam, że jest uczciwy, że będziemy ze sobą całe życie.
Wspomnienia o własnym ojcu – nie najlepsze. Matka w roli opiekunki, sprzątająca, usługująca. Krysia przejęła taki styl bycia żoną. Gotowała, sprzątała, spełniała oczekiwania, które i tak do spełnienia nie były.
-Czemu jesteś nie ubrana – pytał – to się ubierałam – opowiada.- Jak zrobiłam się na bóstwo, krzyczał, że pewnie go idę zdradzać.
Miał też zalety, i owszem. Choć w tam tych czasach nie było niczego, u nich w domu wszelkiego dobra zawsze było pod dostatkiem. A pod oknem pysznił się piękny, pomarańczowy fiat 125 p, oczko w głowie męża i przedmiot zazdrości kolegów.
- Niestety, w domu była gehenna- mówi Krystyna. - Pił, znikał na kilka dni, jak wracał, znęcał się nade mną.
Ale trwała w związku, na świat przyszła Krystyna. Dziecko nie poprawiło relacji. Krysia złożyła sprawę o znęcanie, cóż z tego, że dostał wyrok – niestety „w zawiasach.
- Niewiele osób wyobraża sobie, co przeszłam – mówi Krysia. - Z perspektywy czasu wiem, ile popełniłam błędów. Niestety, tą cechę szukania niewłaściwych facetów ma genetycznie wpisana Krystyna. Niedawno odeszła od męża.
Taka piękna boazeria!
- Dlaczego ty nie miałaś odwagi odejść? – pytam Krysię. Wybucha perlistym śmiechem.
- Nie uwierzysz,zaraz będziesz się śmiała – mówi. – Bo... szkoda mi było boazerii. Mieszkanie było urządzone na tamte czasy jak ta lala. Ale najpiękniejsza była dębowa boazeria w przdpokoju. Nie mogłam się z nią rozstać!
Lecz już tak bardziej serio, to zwyczajnie nie miała gdzie się podziać. Mieszkanie stało na męża, choć jak się rzekło, to ona dała pieniądze. Wiedziała, że on ani się nie wyprowadzi, ani wkładu nie odda. A nie stać jej było, by kupić inne. Więc tak tkwiła w tym bagnie.
- Tyle tylko, że wzięłam rozwód – mówi. - Ale co z tego? On dalej z nami mieszkał. Sąd przydzielił mu pokój. Raz bywał, raz nie bywał w domu. Najgorsze było, że nie wiedziałam kiedy wróci i kiedy się zacznie kolejna awantura.
Krystyna dodaje, że pamięta tą traumę.
- Nasłuchiwałam windy – mówi. - Jak stawała na naszym piętrze, drżałam, bo bałam się, że to ojciec wrócił. I nigdy nie wiedziałam, czy otworzy drzwi kluczem, czy też kopniakiem. Takie mam wspomnienia z dzieciństwa.
Kto zna życie w takim wspólnym mieszkaniu po rozwodzie ze sprawcą przemocy, wie doskonale czym to pachnie. Drzwi wewnętrzne zamykane na klucze, zamykane lodówki, przemykanie się chyłkiem do kuchni. Tak naprawdę, to życia nie ma, jest trwanie w oczekiwaniu na kolejne awantury, stale drżenie serca, że znowu się zacznie..
Eksmisja, czyli wolność
Jak się wyrwały z tego piekła?
- Eksmitowali nas z mieszkania za niepłacenie rachunków – śmieje się Krysia. - Dasz wiarę? Żadne z nas przez lata nie płaciło czynszu. Boże, to był najszczęśliwszy dzień mojego życia. Bo to, co zostało z wkładu na mieszkanie, dostałam prosto do ręki. I kupiłam mieszkanie w TBS! Wreszcie! Mogłyśmy odetchnąć.
Ale jak to w życiu bywa, szczęście nie trwa wiecznie. Gdy Krysia po 20 latach niewoli mogła cieszyć się swoim małym szczęściem, przyszedł cios z Teatru Muzycznego, w którym pracowała całe życie.
- Wygonili mnie wcześniejszą na emeryturę! W wieku 51 lat, w pełni sprawną, aktywna kobietę – mówi. - Pamiętam jak dyrektorowa klepała mnie po plecach. Poradzisz sobie – mówiła. Tak, poradzę sobie, tylko jak? Oczywiście uniosłam się honorem i odeszłam. Nie wiedziałam jednak, jak żyć za 1300 zł miesięcznie, płacąc 600 zł czynszu.
- To już nawet nie o pieniądze szło, ale o świadomość bycia niepotrzebną – wspomina. - Że jesteś stara, że jesteś brzydka, że są już młodsze i ładniejsze w kolejce. Że wyrzucają cie jak połamanego grata gdzieś na jakiś śmietnik.
Ale trzeba się było otrząsnąć i iść dalej. Brała więc rożne chałtury, śpiewała w przedszkolach. Do dziś zresztą to robi, bo kocha śpiewać dla wszystkich i w każdym miejscu.
- Żadna praca nie hańbi – mówi,- a ja do pracy zawsze jestem chętna.
Na szczęście nastał nowy dyrektor i wyciągnął pomocną rękę. Krystyna wróciła na ukochaną scenę. Gra, występuje, czuje, że żyje.
- I chciałabym to robić jak najdłużej – stwierdza. - Tyle, że moje koleżanki w teatrze też się starzeją. Pewnie będą chciały odbierać mi role.
Mamo, zostań misską!
Do konkursu Miss po 50-ce namówiła ją córką. Przeczytały od deski do deski założenia fundacji Katarzyny Czajki i to, czemu ma służyć cala impreza.
- Powiedziałam mamie – to coś dla ciebie – mówi Krystyna. - Jesteś aktywna, chcesz pracować, żyć, nie chcesz być odrzucana.
- Głównym problemem jest to, że kobiety po pięćdziesiątym roku życia zaszywają się w domach – tłumaczy Krysia. - czują się nieatrakcyjne, nic nie warte, nie chciane, bo wszędzie króluje młodość,wyłącznie młodość. I te młode rozpychają się łokciami. A ja chcę im powiedzieć: Czas szybko leci, niedługo i wy będziecie stare!
Fundacja stawia sobie za cel walkę z wykluczeniem społecznym. Przede wszystkim kobiet. Udział w konkursie ma je zachęcić do wyjścia z domu, pokazania, że jeszcze istnieją.
- Ja widziałam, jak one rozkwitały, jak piękniały z dnia na dzień – mówi Krysia. - I nawet jeśli nie zdobyły żadnego tytułu, wróciły do domu zupełnie odmienione. Odkryłam tam nowe miejsce dla siebie.
I została ambasadorką Miss po 50-ce w województwie lubelskim. Chce promować dojrzałą kobiecość, namawiać do wychodzenia z ukrycia, rozwijania pasji i przede wszystkim do wiary w siebie.
- Może powstanie u nas filia fundacji – mówi – To moje marzenie. Bo bardzo bym chciała pomagać innym kobietom.
Bezglutenowe weganki
Chciałaby też pomóc własnej córce. Krystyna jest utalentowana i też śpiewa w teatrze. Ma 17 – miesięcznego synka Aleksandra (tak jak nie przepadam za dziećmi, Olek mnie zauroczył!) i też, niestety, nie ma szczęścia do facetów.
- Cóż, za złe wybory się płaci – mówi. - Ale wyjdę na prostą, najważniejsze, że mam wsparcie od mamy, to jest mój wielki kapitał na przyszłość.
O tym, że są obie ze sobą bardzo blisko nie muszą nawet wspominać. Gesty, mowa ciała mówią nawet więcej niż słowa. Można się ogrzać w ich cieple, cudownie się z nimi rozmawia.
Obie też stosują rygorystycznie wegańską dietę bez glutenu. To trzeba mieć silną wolę!
- Chcesz wiedzieć jak się zaczęło? - pyta Krysia. - No to ci powiem. Pojechałyśmy kiedyś do znajomej nad jezioro. Ja w pięknym, białym kostiumie. Krystyna robiła zdjęcia, o czym nie wiedziałam. Za jakiś czas je pokazuje. A kto to jest ta pani? - pytam. No, to ty mamuś – słyszę. Jezu, ja siebie nie poznałam. Patrzę i oczom nie wierzę! Siedzi w kapeluszu jakaś gruba baba!
Zaczęła się odchudzać. Przeszła na weganizm, potem zrezygnowała z glutenu. Obie jedzą wyłącznie owoce i warzywa.
- Czuje się doskonale, lekka jak piórko – mówi Krysia. - A ile mam energii!
O weganizmie czytały dużo i teraz dieta nie wynika z dbałości o linię. Mięsa nie jedzą, bo szkodzi i kropka. A gluten, że to trucizna, to już chyba wszyscy od dawna wiedzą.
- Tylko ktoś doniósł o tym do mojej przychodni – żali się Krystyna. - I pielęgniarki z wagą przyjechały, że głodzę dziecko! Aleksander karmiony jest piersią i jako tak karmione dziecko spełnia wszystkie normy WHO. Tylko u nas są polskie. Dla otyłych dzieci.
Olek faktycznie na zagłodzonego nijak nie wygląda. Uśmiechnięty, rezolutny ponad normę, chodząca zdrowizna. Oczko w głowie obu Krystyn!
- Dobrze, że chłopiec,więc musi być inny – śmieją się obie. - Nie może mieć po nas w przyszłości talentu do wiązania się z niewłaściwymi osobami, mówiąc eufemistycznie.
Recepta na życie
Jaki masz przepis na to, by być tak ciepłą, życzliwą i uśmiechniętą, chociaż sama tyle przeszłaś? – pytam Krysię. Nie czekam długo na odpowiedź.
- Smutek odbiera zdrowie, jak się uśmiecham, świat staje się inny – mówi. - Wszystko mija, po co się denerwować? Życie jest za krótkie, trzeba się cieszyć tym, co się ma, żyć każdą chwilą. I wiesz, jak się śmieję, to nie widać opadających policzków!!!
Magdalena Gorostiza
Zdjęcia z archiwum Krystyny Szydłowskiej i Krystyny Górskiej