Dlaczego dzieci nie chcą się uczyć?
Przestają chcieć kiedy zaczynają chodzić do szkoły. Jeśli matka da kilkuletniemu dziecku swój telefon, ono bardzo szybko będzie „uczyło” się jego funkcji i obsługi. Jeśli wpuści się dwulatka do kuchni on też z chęcią będzie poznawał zawartość szuflad, uczył się co jest do czego. Nagle w szkole dzieci tracą chęć do nauki. Bo system zabija ich ciekawość. Nie idzie za ciekawością dziecka tylko dziecko ma iść za systemem. Staje się przedmiotem, trybem w machinie. I w ten system wciskają go na siłę nauczyciele.
Czyli nauczyciele są temu winni? A rodzice?
Rodzice podważają autorytet szkoły, nauczyciela. Przychodzą, naciskają na lepsze stopnie, argumentują., „że przecież syn się uczył, a ma pałę”. Nauczyciele zaczynają ulegać, w końcu jest niż demograficzny, a im zależy na pracy.
Powinno zależeć. Ale z drugiej strony nie umieją zainteresować ucznia swoim przedmiotem..
To prawda. Kiedy pytam nauczycieli po co dzieci mają się uczyć, nie potrafią sensownie odpowiedzieć. Kiedy pytam młodych, odpowiadają, że po to żeby skończyć szkołę. Po co ją kończyć? Żeby był jakiś papier, który ma zapewnić lepszą przyszłość. Związek pomiędzy papierem a karierą jest dosyć enigmatyczny. Ale jest wiara w papier. Tymczasem szkoła powinna uczyć tego, jak inteligentnie poruszać się w świecie, opisywać ten świat i pokazywać, do czego może służyć zdobywana wiedza. Istnieje bowiem związek pomiędzy rozumieniem świata, a stworzeniem sobie lepszego życia. Kto ma jednak tego uczyć? Nauczyciele mają swój program do zrealizowania, nie identyfikują się z taką formułą nauczania. Dlatego uczniowie nie wiedzą, po co się uczą i wolą się nie uczyć. Ale z drugiej strony szybko chłoną wiedzę na przykład na temat programów komputerowych czy gier. Dlaczego? Bo mają świadomość, że ta wiedza przyda im się w życiu. Gdyby szkoła umiała przekonać, że wiedza tam zdobywana będzie miała przełożenie na realne życie, zaręczam, że byłoby mało osób, które nie chciałyby się uczyć. Ale należałoby pokazać jak można w życiu wykorzystać matematykę, biologię czy fizykę. To byłaby zupełnie inna szkoła.
Ale są też dzieciaki, które chętnie się uczą i widzą sens w zdobywaniu wiedzy nawet w takiej szkole, jaką mamy.
To już prawie wyłącznie zasługa rodziców. Jeśli dziecko wyniesie z domu przekonanie, że nauka ma znaczenie, nie papier – ale właśnie nauka, że wiedza jest przydatna, że daje szersze horyzonty, to dzieci z takich domów nie mają w szkole problemów. Ale tak motywujące rodziny to raczej rzadkość. W większości domów panuje przekonanie, że skończona szkoła, studia są gwarantem otrzymania dobrej pracy. A to jest nieprawda, o czym doskonale wiedzą absolwenci wyższych uczelni pracujący na kasach w supermarketach albo jako gońcy w urzędach.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
czytaj Moja szkoła z PRL