Współczesne teściowe są w odwrocie. To one raczej zabiegają o względy synowych i często boją się cokolwiek powiedzieć. To one godzą się na stawiane warunki i często przełykają łzy w milczeniu.
Olga
Ma dwóch synów, jeden za granica. Drugi blisko dziesięć lat po ślubie. Dwoje wnuków. Synowej nie znosi, choć stara się być miła.
- Kiedy się pobierali liczyłam, że się zaprzyjaźnimy – mówi Olga. - Nie ma córki a zawsze o niej marzyłam. Myślałam, że z synowa poplotkuję, pójdziemy na zakupy. Nic z tego. Od poczatku wysoko nosiła głowę.
Olga nie była szczęśliwa z powodu wyboru syna i może to na wszystkim zaważyło? Bo synowa, z lepszej jej, synowej zdaniem rodziny, od początku przyszłych teściów traktowała „per noga”.
- Daliśmy synom wykształcenie, opłacaliśmy z trudem studia zagranicą – mówi Olga. - Nie stać nas było na więcej.
Syn mieszka w domu zbudowanym przez teściów. Dom duży, ogród, oczko wodne. Kilka kilometrów za miastem, Olga nie wyobraża sobie, że mogłaby tam wpaść znienacka. Czeka na oficjalne zaproszenie, a te zdarzają się rzadko.
- Owszem, wozimy wnuki w te i wewte, na angielski, na konie, na basen – mówi. - Bo obydwoje pracują od rana do nocy, wpadają wieczorem odebrać dzieci. Ale ich zdaniem to się należy, nie słyszałam nigdy „dziękuję”
W wychowanie wnuków nie można się wtrącać, jak Olga próbuje coś powiedzieć, synowa tylko się krzywi i patrzy na nią pogardliwym wzrokiem. Syn natychmiast dodaje „mamo, przestań”, a Olga przecież widzi, że nie do końca dobrze robią z tymi dziećmi.
- Po co tyle tych zajęć, to jakieś szaleństwo – wzdycha. - Wnuczka czasami mówi, że ma dosyć.
Kiedy zaprasza na niedzielę na obiad, przyjeżdżają z łaski. Nie daj Boże coś powiedzieć nie tak, bo synowa potrafi wstać od stołu i powiedzieć do syna, że jak skończy niech wraca z dziećmi do domu, ona jedzie do rodziców. I syn zaraz za nią leci. Kiedy pytam, dlaczego to toleruje, tylko wzdycha.
- A co mam zrobić? - mówi. - Pokłócę się to nie zobaczę wnuków. Raz już tak było, nawet nie wolno mi było rozmawiać z nimi przez telefon.
Marta
Synowej jako takiej nie ma, ale jest za to dziewczyna syna. Praktycznie żyje z nimi pod jednym dachem. Razem studiują, są na trzecim roku. Marta mieszka koło uczelni, dziewczyna 15 kilometrów od miasta. Nie chce jej się do domu jeździć.
- Często nawet na noc zostaje – mówi Marta. - Właściwie z nami mieszka.
Martę to nieco oburza, bo mieszkanie nie za duże i trochę obca osoba przeszkadza. W dodatku ona i mąż budżetówka, a tu czwarta osoba do wykarmienia.
- I nie zje byle czego, bo ciągle jest na diecie. A to bezglutenowej, a to wegetariańskiej, a to znowu białkowej – mówi Marta. - Stale jakieś wymysły. Syn sobie życzy, żebym kupowała dla niej produkty. Nie interesuje już go wcale, za co?
Dziewczyna ma luźny sposób bycia i nie krepuje jej nawet chodzenie owiniętej ręcznikiem po domu. U Marty farbuje włosy, niszcząc ręczniki i zostawiając farbę w wannie. Syn nie widzi problemu.
- Robisz z igły widły – mówi – relacjonuje Marta. - Wyluzuj – takie teksty słyszę. Nic nie poradzę na to, że mnie ona irytuje, wstaje od stołu, nawet krzesła nie dosunie. Kiedy mówię synowi, żeby posprzątali, twierdzi,że teraz muszą się uczyć. Mam tego serdecznie dosyć.
Nie ukrywa, że dziewczyny syna zwyczajnie nie znosi.
- Za brak wychowania, za arogancję, za nadmierną peność siebie - wylicza. - Dziwię się własnemu synowi.
Wanda
Samotna, syn jedynak mieszka na drugim końcu Polski. Synowa nie pracuje, syn świetnie zarabia, mają piękny duży dom i czwórkę dzieci. Wanda jeździ do nich dwa, trzy razy w roku, najczęściej na święta.
- Jak słyszę opowieści o tych złych teściowych, to nie wiem, kto to wymyśla – mówi. - Złe synowe to jest teraz temat rzeka. Rozmawiamy o tym z przyjaciółkami. I każda ma swój orzech do zgryzienia.
Jaka jest jej synowa? – apodyktyczna, zarozumiała, wyniosła. Bywa, że do rany przyłóż, słodka, ćwierkająca, za moment niesympatyczna i oschła.
- Jakby na chorobę dwubiegunową cierpiała – mówi Wanda. - Nigdy nie wiesz, na jaki humor trafisz. Jak ma zły nie przebiera w słowach. Ileż mi ona wyrządziła przykrości.
Wanda nie zaprzecza, że dom zawsze czysty, wnuki wychuchane, synowa z klasą, zadbana, urodziwa, szczupła. Ale kiedy Wanda do nich jedzie, przeważnie wraca ze złamanym sercem.
Nie mogę wypowiedzieć się na żaden temat, nie dotyczący nawet ich rodziny. Wszystko co mówię, komentuje z ironią, czy to o książkach, czy o polityce – wylicza. - Nie daj Boże coś powiedzieć o dzieciach. Zaraz pada sakramentalne: „Niech się mama nie wtrąca”. Nawet przy obcych ludziach potrafi skrytykować moje nawyki, czy moją kuchnię. Że gotuję za tłusto, niezdrowo. Nie wolno mi nawet zajrzeć do garnków.
Najbardziej boli, że syn trzyma stronę synowej. Nie zdarzyło się, żeby choć raz stanął w obronie matki. Wandę irytuje jak ciągle synowej nadskakuje, jak czasem wręcz idiotę z siebie robi. Taki wiecznie słodki. Przestać jeździć nie może, bo wnuki kocha do szaleństwa. A przecież widuje je tylko kilka tygodni w roku. Zresztą są dni, jak mówiła, że synowa nagle staje się miła i ciepła. Wanda nie rozumie skąd takie przemiany, ale to chyba jeszcze gorsze. Bo nigdy rano nie wiadomo, czy będzie ćwierkająca czy oschła.
- Co ciekawe, jak oni tu przyjeżdżają, synowa we wszystko się wtrąca – mówi Wanda. - A to, że mam starą ceratę w kuchni, że teraz się smaży na innych patelniach, bo te co mam to niezdrowe. A kiedy ja jej odpowiadam, że to mój dom i moja sprawa, jest strasznie dotknięta. Kiedy ona tak do mnie mówi w swoim domu, uważa, że to normalne.
Ewa
Ewa modli się o to, by developer jak najszybciej te bloki obiecane pobudował. I żeby syn z synową szybko zrobili remont. Po ślubie zamieszkali pod jednym dachem, na szczęście tymczasowo.
- Kredyt wzięli, wpłacili na mieszkanie pierwsza ratę, bloki we wrześniu maja być oddane – mówi. - Mieszkamy razem pól roku i to jest gehenna.
Syn z synową w jego pokoju, ona z mężem w sypialni, do wspólnego użytku jest salonik i kuchnia. Mąż pali papierosy, ale synowa zaraz po wprowadzeniu się do nich do domu, zapowiedziała, że dym jej bardzo szkodzi i wygoniła teścia z papierosami na balkon.
- Jesteśmy pasjonatami brydża, gramy dwa, trzy razy w tygodniu – mówi Ewa. - Niestety większość naszych brydżystów pali. Jak wspomniałam, że teraz nie wolno, popukali się w głowę i zapowiedzieli, że do nas nie przyjdą. W sumie zła jestem na męża, że się tak poddał. Bo w końcu to my we własnym domu jesteśmy, nie ona. Wpadła kiedyś moja najlepsza przyjaciółka, zapaliła papierosa. Akurat synowa wróciła. Wchodzi do salonu i mówi: O Boże, jak tu śmierdzi. Przyjaciółka wstała i wyszła. Potem zadzwoniła i powiedziała, że więcej do mnie nie przyjdzie.
Kiedy Ewa poskarżyła się synowi i poprosila, by porozmawiał z synową, ten tylko burknął, a co papierosy pachną?
Synowa zrobiła i inne porządki. Bez pytania poprzestawiała Ewy rzeczy w łazience, w szafie w przedpokoju, zaanektowała kilka półek w kuchni.
- Chciałam być delikatna, zwróciłam uwagę synowi – mówi Ewa. - To mi powiedział, żebym nie zrzędziła, że musimy wytrzymać, bo nie będą płacić za stancję, skoro mają gdzie mieszkać.
Kiedy zwraca uwagę synowej, delikatnie, ta kiwa głową, a i tak potem swoje robi. Ewa nie chce kłótni, nie chce awantur. Tylko aż w dołku ściska, jak obca kobieta rządzi się w jej domu. Żeby choć syn potrafił cokolwiek zrozumieć. Ale on uważa, że jego żona jest święta.
- Ostatnio zapowiedzieli, że mają gości i w jego pokoju się nie pomieszcza – mówi Ewa. - Więc najlepiej jak my wieczór spędzimy w sypialni. Mąż nic nie powiedział, ale też ma dosyć. Boże, niech ten developer szybko skończy te bloki!
Magdalena Gorostiza
P.S. Imiona bohaterek i niektóre szczegóły zostały na ich prośbę zmienione.
czytaj także:
Zabij mnie, jak będe taka, jak twoja matka!