Dlatego popieram stanowisko Episkopatu. I to zupelnie serio. Nic bardziej nie działa mi na nerwy jak wypowiedzi typu "jestem katolikiem, ale popieram in vitro". Bo jak ktoś popiera in vitro, katolikiem nie jest. Stanowisko Kościoła jest w tej kwestii od lat niezmienne. I ma do niego Kościól swoje święte prawo. Chcesz byc katolikiem? Identyfikuj się ze swoim Kościołem, przestrzegaj jego zasad. Posłowie jednak (a przynajmnjej częśc z nich) chcieliby zjeść ciastko i mieć ciastko. Tak się nie da. I choć Stefan Niesiołowski przekonuje, że zasad należy w prywatnym życiu przestrzegać, a głosować po obywatelsku, to niestety jest to dawanie panu Bogu świeczki i diabłu ogarka.
Kościół ma to do siebie, że wyznacza swoje prawa. lepsze czy gorsze to już inna sprawa. Jedna z encyklik papieskich głosi, że katolik pełniący funkcje w parlamencie ma za wszelką cenę walczyć o to, by ustawodawstwo nie stało w sprzeczności z naukami Kościoła.
Mnie się generalnie nie podoba się wtrącanie duchownych do świeckiego państwa. Nie byłabym też w stanie przestrzegać kościelnych rygorów. Dlatego w żaden sposób nie powiem o sobie, że jestem katoliczką, bo byłabym hipokrytką w pełni znaczenia tego słowa. Ale w Polsce brak ludziom odwagi cywilnej, by to wyartykułować. Brak odwagi, by powiedziec głośno, że się ma kompletnie inny światopogląd i że dzięki temu nie ma potrzeby w głos biskupów się wsłuchiwać. Dlatego głosowanie nad ustawą o in vitro będzie świetnym sprawdzianem z lekcji religii. Ujawnią się ci od świeczki i ci od ogarka. Czy będą schlebiac Kościołowi czy potencjalnym wyborcom? Ot dylemat przed posłami - katolikami będzie wielki. I świetnie. Bo czas zakończyć ten chocholi taniec i udawanie tych, kim się wcale nie jest. Dlatego głos biskupów w sprawie in vitro jest wręcz bezcenny. Pozwoli zdemaskować polską hipokryzję.
Magdalena Gorostiza