Większość z nas chciałaby, aby dzieci miały życie lepsze od naszego. Bogatsze, piękniejsze, pozbawione trosk. Większość z nas lokuje też w dzieciach swoje niespełnione marzenia. Niech zostanie lekarzem, profesorem, niech będzie bogate, zrobi karierę.
I choć tokujemy od rana do nocy na ten sam temat, dajemy przykłady, motywujemy, nasze dzieci nie chcą żyć wedle naszego wyobrażenia. Nie chcą kariery, pieniędzy, nie chcą się dalej kształcić, wolą zmywak w Wielkiej Brytanii albo chatę na wiejskim zadupiu z dala od cywilizacji.
Może być jeszcze inaczej. Marzymy o wnukach, o szczęśliwym związku, tzw. dobrej partii. A tu dziecko ani myśli brać ślubu, woli żyć na kocia łapę i czasami, o zgrozo! w związku homoseksualnym.
Dzieci są nam wypożyczone na chwilę – ta prawda o dzieciach jest trudna do przełknięcia. Mimo naszych największych starań nie jesteśmy w stanie wpłynąć na wybór ich drogi życiowej, partnera, orientacji seksualnej. Czy jest to powód do obrazy, podwód do odwrócenia się od własnego dziecka?
Dla wielu rodziców niestety tak. Nie chcą przyjąć do wiadomości faktu, że dziecko nie jest po to, by spełniać ich marzenia i ich ambicje. Nie chcą zrozumieć, że od stwarzania pozorów wobec znajomych czy sąsiadów, ważniejsza jest prawdziwa relacja z dzieckiem.
Nigdy nie umiałam kłamać na temat swoich córek, choć jestem z nich bardzo dumna. Dlatego często z zazdrością słuchałam o sukcesach innych pociech, o tym jakie są wspaniałe, ba wręcz genialne. Po jakimś czasie, bo świat jest mały, dochodziły mnie głosy prawdy. O tym, że to tatuś załatwił po znajomości pracę, że w małżeństwie wcale tak się nie układa, że na włosku wisi rozwód.
Nie musimy wszystkim w koło opowiadać tego, czego nie chcemy. Ale nie kreujmy swoich dzieci na osoby, którymi nie są i nigdy nie będą. Cieszmy się wtedy, gdy one się cieszą, nawet jeśli według naszej miarki inaczej powinno wyglądać ich szczęście. Serdecznie zapraszam do lektury Mój syn jest homoseksualistą.
Magdalena Gorostiza