Umocowane na stałe parasole rzucają cień zgodnie z kierunkiem wędrującego po niebie słońca. Starszy Anglik, który wrócił z kąpieli morskiej, zarzucił sąsiadowi, że ten... ukradł jego cień.
- To mój cień i proszę się przesunąć – rzekł.
- Nie ma mowy – odparł młodszy. - Nie przesunę się, bo to mój cień.
-Zapłaciłem za parasol, leżanki i cień – upierał się starszy.
- To śmieszne, przecież cień zależy od pozycji słońca – ripostował młodszy. - Będziesz musiał użyć siły, żeby mnie stąd usunąć.
W rzeczy samej miał rację. Cień, w którym leżał, padał z dość odległego parasola. Co gorsza, to ja leżałam w cieniu parasola starszego Anglika i tylko czekałam, kiedy padną pod moim adresem jakieś pretensje. Starszy jednak tylko kilka razy potrząsnął leżanką młodszego i po kilku minutach w końcu sobie odpuścił. Pomiędzy Anglikami zapadła złowroga cisza.
Absurdalność całej sytuacji była tak niewiarygodna, że dosłownie mnie zatkało. Mimo to dyskusja prowadzona była z iście brytyjską flegmą, nie było obelg, wyzwisk, do rękoczynów też nie doszło. Nie było nawet podniesionego głosu.
Jak widać, można spierać się nawet o głupoty w kulturalny sposób. I to jest lekcja, która przydałaby się wielu polskim politykom.
Magdalena Gorostiza