Moja mama słuchała radia na okrągło. Od świtu do późnej nocy w kuchni nastawiony był odbiornik. Nawet jeśli oglądała telewizje, radio w kuchni grało. Po co? Nie wiem. Wiem, że męczyło mnie to okrutnie. Najgorsze były późne wieczory. Zaczynało się słuchanie Wolnej Europy. A że stacja była zagłuszana, radio włączone było na full. I słychać było okropne wizgi, zgrzyty, buczenia, przez które z trudem przedzierał się głos lektora. Masakra. Wolna Europa nie interesowała mnie wcale, bo przecież miałam lat 8 czy 10. Skazana byłam jednak codziennie na te okropne odgłosy.
Dziś radia słucham wyłącznie w samochodzie i jest zakaz włączania go w domu, co pewnie było traumą dla moich dzieci. Mogły sobie słuchać wyłącznie w swoich pokojach i tak, aby nic nie dochodziło do moich przewrażliwionych uszu. Słucham wyłącznie Jedynki, bo nie lubię pseudo luzaków prowadzących programy w innych stacjach, miałkich, niby dowcipnych komentarzy. Jedynka ma dla mnie prawdziwą wartość. Ale szybko wyłączam radio o godzinie 12 w południe. Kiedy zaczyna się hejnał Mariacki. Pamiętam, że chodziłam do szkoły na 12.30 i ta trąbka i te kroki hejnalisty były sygnałem, że czas wyjść z domu. A szkoły podstawowej nie znosiłam serdecznie. Tak więc awersja do hejnału została i nawet na krakowskim rynku wywołuje on u mnie dreszcze.
Ostatnio przyszła do mnie przyjaciółka Julita, moja równolatka.
- Odetchnęłam z ulgą, że córka wyjechała – mówi. - Ona ciągle czegoś słucha, a ja mam awersję do hałasu, nie znoszę jak coś buczy.
- Oj to zupełnie jak ja – mówię. - A czemu tego nie lubisz?
- Daj spokój, całe noce w dzieciństwie nie mogłam spać – prychnęła Julita. - Moja matka słuchała Wolnej Europy. Ty wiesz, co to za koszmar?
Wiem. Do dziś przecież mam traumę z dzieciństwa...
Magdalena Gorostiza