Nie znoszę kin w centrach handlowych, takich kin w stylu amerykańskim. Moda na to, by zabierać ze sobą karton cuchnącej prażonej kukurydzy (mam mdłości od tego zapachu) i kubka z colą przyszła wszak do Polski. Co ciekawe, w trakcie trwających pół godziny reklam, nikt tej coli nie żłopie. Kiedy na ekranie pojawia się film, z sali dobiegają dźwięki jak, za przeproszeniem z chlewika. Ciamkanie, mlaskanie, szeleszczenie, siorbanie.
Dla mnie film to duchowa uczta (rzecz jasna nie każdy, mówię o dobrym filmie) i lubię go oglądać w spokoju i ciszy. Smród kukurydzy i odgłosy chrupania niestety zabijają smak dobrego kina. Więc zwyczajnie się pytam: Nie można wytrzymać, nie da się wytrwać 90 minut bez jakiegokolwiek żarcia, picia?
Ta obrzydliwa amerykańska moda, którą przejęliśmy nader skwapliwie, skutecznie zniechęca mnie do odwiedzania kin w centrach handlowych. Bo właśnie tam serwują kukurydzę w pudełkach. W Lublinie zostało już jedno stare, klimatyczne kino Bajka, gdzie ogląda się filmy w atmosferze, do której za młodu przywykłam. I choć fotele starawe, sala nieco zatęchła, wolę to przaśne kino od nowoczesnych przybytków. Bo i klientela przychodzi tam inna.
Magdalena Gorostiza
A do kina warto chodzić z partnerem, bo jak się okazuje, dobre filmy ratują związek.