Marta Skrzyńska miała szczęście, bo swoją pasję odkryła jeszcze w liceum. Jako nastolatka udzielała się w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, po zdaniu matury zrobiła kurs wychowawcy kolonijnego i całe wakacje pracowała na obozach. Skończyła studia pedagogiczne i jak sama twierdzi jej ścieżka zawodowa przebiegała zawsze bardzo płynnie. Na wiosnę do księgarni trafi jej książka "Kolonie 5+", którą już teraz można pobrać w formie e-booka. Teraz pracuje jako animator. To co urzeka w Marcie to ogromna pasja i uśmiech na twarzy kiedy mówi o swojej pracy.
Animacja.
W tym momencie do worka pod tytułem animacja wrzucamy wszystko - zabawę z dziećmi, rozrywkę, wodzirejstwo etc. Mamy bardzo dużo działań i możliwości rozwoju - w ramach animacji prywatnych, rodzinnych, działamy podczas festynów, urodzin, wesel, współpracujemy ze świetlicami, czy np. tak jak dzisiaj podczas ferii, ale animacje nie muszą być związane bezpośrednio z zabawą - to mogą być zajęcia związane z zagospodarowaniem czasu np. warsztaty rękodzieła, rozwijania kreatywności, integracje - animator ma szerokie pole do popisu.
Wszystko się może zdarzyć.
Marta nie ukrywa, że praca animatora to nie bułka z masłem i trzeba być przygotowanym na wszystkie możlwości, trzeba mieć wiedzę, pasję i przede wszystkim być kreatywnym i dobrym obserwatorem, bo praca z dziećmi bywa nieprzewidywalna i nawet jeśli masz plan doskonały, to i tak wszystko może się zmienić i przewrócić do góry nogami.
Dzieci nie są najbardziej wymagającą grupą jeśli chodzi o animacje, ale są grupą najbardziej nieprzewidywalną. Dzieciaki nie wymagają więcej od animatora, ale to animator wiedząc, że pracuje z dziećmi powinien wymagać więcej od samego siebie - musi być na wszystko przygotowany. Właściwie to nigdy nie wiemy do jakiej grupy trafimy, do kogo jesteśmy zapraszani czy "zamawiani" jak to się nieładnie mówi. Nie wiemy co nas spotka - może zastaniemy inne pomieszczenie niż to, na które byliśmy przygotowani, albo zastaniemy inną grupę dzieciaków. Przed animacją musimy się dowiedzieć jak najwięcej. Nigdy mi się nie zdarzyło żebym zrealizowała dokładnie ten scenariusz, który sobie przygotowałam. Każda grupa jest inna i trzeba się do niej dostosować.
Donatan i potrząsanie pupami.
Marta jest pewna - doświadczenie w pracy animatora udowodniło, że w tym zawodzie trzeba wykazać się dużą elastycznością i wyobraźnią, ale to co jest najważniejsze to sztuka dobrej obserwacji.
Kiedy wchodzisz do pomieszczenia pełnego dzieci twoje decyzje muszą być szybkie. Wchodzisz i widzisz co będziesz robić z dzieciakami. Widzisz czy są smutne, zdenerwowane i wtedy wiesz jakie zabawy będą właściwe. Do tego trzeba mieć solidne podstawy. Musisz znać psychologię rozwoju dziecka, psychologię grupy. Dzieci mimo, że są w takim samym wieku mogą się rozwijać, zachowywać i reagować inaczej - dobry animator powinien to wiedzieć. Zabawy powinny być dostosowane do ich wieku i rozwoju.
Czasami dzieci mają zły humor - mają do tego takie samo prawo jak dorośli, albo są spięte i nie chcą żeby ich zaczepiać - trzeba pamiętać, że jesteśmy dla nich obcymi osobami, które nagle się pojawiają i od razu czegoś od niego chcą. Trzeba się cały czas uczyć i rozwijać, to jest najważniejsze. To widać jeśli animator ma podstawy i wiedzę. Jej brak widać na pierwszy rzut oka. Kiedyś jeden z animatorów puścił piosenkę Donatana i zorganizował zabawę, która dziewczynka ładniej kręci pupą (śmiech) i on nie widział w tym nic złego, podczas gdy nauczycielkom tam obecnym zapewne przybyło kilka siwych włosów na głowie. Zresztą ja również byłam w szoku, niestety ale aspekt wychowawczy w naszej pracy jest bardzo ważny. Dobór piosenek czy zabaw powinien być zawsze odpowiedni, przemyślany. Dzieci potrafią podejść do ciebie i powiedzieć "Pani ma bardzo głupie zabawy, mi się te zabawy nie podobają", a potem odchodzą. Animator powinien być świadomy tego co robi. Trzeba patrzeć na świat z perspektywy małego człowieka, który może jest zestresowany, jest w miejscu pełnym obcych ludzi, nie wie gdzie jest jego mama itd.
Urodziny, wesela, przyjęcia.
Animacja dzieci na weselach to wciąż nowość w Polsce, większość z nas zna ją wyłącznie z amerykańskich filmów i seriali. Marta zakładając własną firmę nawet nie brała takiej animacji pod uwagę. Z miesiąca na miesiąc zauważa jednak, że jest to coraz popularniejsze zjawisko. Urodziny to co innego, są bardziej popularne, ale nie mniej wymagające...
Podczas urodzin czuję się trochę skrępowana, bo przecież wchodzę do osobistej sytuacji rodzinnej. Wchodzę do czyjegoś prywatnego domu i muszę się czuć swobodnie z tym co robię, a w domu jest cała rodzina - babcie, ciocie, wujkowie, a ja biegam, bałaganię, rozkładam wszystkie swoje rzeczy, biegam po wodę do łazienki. To jest trochę stresujące, zwłaszcza że animatorzy są traktowani wówczas jak takie "gwiazdy popisowe". Jesteśmy przy dzieleniu tortu, śpiewaniu piosenek urodzinowych, składaniu życzeń... To jest bardzo miłe i doceniamy to, ale to co krępuje, to sytuacje kiedy wszyscy siedzą i przez 3 godziny nas obserwują. Do tego trzeba przywyknąć i mieć świadomość, że jeśli chcesz być animatorem to zawsze będziesz obserwowany. Podobnie jest na weselach. Staramy się pomagać oczywiście jak tylko możemy, jeśli jest osobny stolik dla dzieci to kroimy im jedzenie, troszczymy się o dzieciaki. Jeśli jest na weselu fotograf i kamerzysta to można być pewnym, że jeśli np. kamerzyście spodoba się jakaś nasza zabawa to będzie ją nagrywał od początku do końca. Staramy się odciążyć państwa młodych, ale wiele osób nie wie na czym polega animacja, są ciekawi i zamiast bawić się i korzystać z naszej obecności będą chcieli obserwować. Podczas ostatniego wesele goście wraz z młodą parą zrobili ogromne kółko, w środku którego byliśmy my bawiący się z dziećmi. To jest naturalne i nie mamy im tego za złe - trzeba do tego przywyknąć.
Bardziej wymagający niż dzieci... są rodzice!
Rodzice bardziej nas stresują, bo to nie dzieci mają wysokie oczekiwania tylko rodzice. Weźmy pod uwagę taką sytuację, która zdarza się bardzo często: dzieciaki świetnie się bawią, są zachwycone zabawą i nie chcą przestać, ale rodzice podchodzą do nas i każą nam ją zmienić. Tylko dla kogo? Dla dzieci czy dla nich? Czasami próbują wejśc nam na ambicje i powiedzieć coś w rodzaju "To nie macie przygotowanych innych zabaw?". Zmieniamy zabawę, ale dzieci protestują, musimy wtedy im powiedzieć, że jeśli będą ładnie się bawić w następną grę to wrócimy do poprzedniej. Wtedy krzyczą, że nie chcą, i proszą żeby nie zmieniać, albo szybko starają się skończyć nową zabawę żeby wrócić do poprzedniej. Dzieciaki również lubią bawić się w to co już znają, bo mogą się w tym łatwiej odnaleźć, to im daje poczucie bezpieczeństwa, ale rodzice protestują mówiąc, że w to bawią się w przedszkolu, więc musimy zająć je inną zabawą...
Rozczochrana, wybrudzona, ale szczęśliwa.
Marta uczy się przez cały czas, wciąż doskonali swoje umiejętności, zdobywa nowe doświadczenia, które potem realizuje w swojej pracy. Jej zdaniem to klucz do czerpania radości z tego co się robi.
Zmieniłam się. Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że mam zorganizować od A do Z półkolonie trochę bym się obawiała, a teraz? Mam tyle pomysłów, że po zakończeniu ostatniego turnusu myślałam sobie "ile jeszcze mogłabym zrobić gdybym miała więcej czasu". Lubię się rozwijać. Kiedyś byłam wstydliwa i mój pierwszy kontakt z mikrofonem nie był najlepszy, a teraz nie widzę problemu żeby np. wyjść na ulicę przebrana za klauna i wygłupiać się na całego. Mój mąż kiedyś mi powiedział - "ty to masz pracę, jedziesz, bawisz się 3 godziny, wracasz i jeszcze ci za to płacą. Zabrałam go kiedyś ze sobą na animację podczas wesela (śmiech), mam teraz taki szacunek w domu... Zresztą byłam wtedy ze szwagierką, która również zabrała swojego męża. Obydwaj bawili się razem z nami i z grupą ok. 30. dzieci. Jej mąż powiedział, żebym zapomniała, że kiedykolwiek będzie ponownie uczestniczył w animacji...
To nie jest praca dla każdego. W tym zawodzie nie jest ważne czy dobrze wyglądam - mam się dobrze bawić. Wracam do domu brudna, rozczochrana, ale szczęśliwa.
KKR
FOTO: Marta Skrzyńska