Choć jest luty, w Kozłówce pachnie wiosną. Ptaki głośno śpiewają, słoneczko świeci. Muzeum też powoli budzi się do życia z zimowego snu. Anna Fic – Lazor pokazuje mi, jak teraz wyglądają pałacowe wnętrza.
- Te kilka miesięcy przerwy to czas na generalne sprząatnie, renowację – mówi. - Czyścimy, pucujemy, naprawiamy, odkurzamy. Każda sztuka porcelany musi być umyta, każdy obraz dokładnie odkurzony. 20 marca przyjadą pierwsi turyści.
Wielkie porządki
Meble przykryte są pokrowcami, w pałacowych pokojach rozstawia się rusztowania. Nawet sufitowe sztukaterie muszą być odświeżone. Wszyscy pracują w białych rękawiczkach.
- Zupełnie jak w perfekcyjnej pani domu – śmieje się dyrektorka.
Śpią też jeszcze pałacowe ogrody. W sumie 20 hektarów powierzchni. Rabaty bez kwiatów, bukszpany przykryte. Anna Fic – Lazor oprowadza mnie po „swoich” włościach.
- O, w to okno zastukałam, żeby zapytać czy mogę zwiedzić Kozłówkę – pokazuje ręką. - Byłam wtedy na ostatnim roku studiów konserwatorskich. Powiedziano mi, że dyrektor właśnie szuka konserwatora. Czym prędzej poszłam na rozmowę.
I tak została w Kozłówce. Był rok 1986. Od tamtej pory jej życie związane jest z pałacem Zamoyskich. Pracę na etacie zaczęła dokładnie trzy dni po ślubie.
Talent w genach
Jej babcia, której nie poznała, miała zmysł artystyczny. Do dziś Anna Fic – Lazor ma jej piękne hafty. Ona też uwielbiała rysować od dziecka.
- Tylko nie umiałam takich burz malować jak inne dzieciaki – wspomina. - U mnie wszystko musiało być z natury, nie jakaś abstrakcja.
Myślała nawet nad wyborem malarstwa. Ale znajomy poradził konserwację zabytków. - Będziesz miała fach – stwierdził. - A malować zawsze można.
Posłuchała i oddała się nowej pasji bez reszty. Pięknie mówi o tym, jak można odczytać historię przedmiotu czy obrazu podczas jego renowacji, Jak trzeba mieć cierpliwość, no i dużąwiedzę, żeby stanu zabytku nie pogorszyć.
- Wszystkie materiały, których używamy muszą być możliwe do usunięcia – wyjaśnia. - Bo być może kiedyś będzie lepsza metoda i wtedy stary klej czy farbę z poprzedniej renowacji bez problemu można nowym zastąpić. I musi być widać miejsce poprawiane. Żeby nikt nie oskarżył nas później o fałszerstwo.
Bo jeśli ocaleje jedna trzecia obrazu Rembrandta, a konserwator dorobi resztę, to czy to jeszcze Rembrandt czy już nie Rembrandt?
- Im więcej dodatków, tym bardziej oryginał traci – podkreśla.
A wie, co mówi, bo ma na swoim koncie wiele renowacji. Jedna z większych to Święta Trójca w kościele w Radzyniu Podlaskim. Jedna z dziwniejszych – klejenie waz klejem do... zębów.
Krokodylowi też zęby wstawiała...
- Moja przyjaciółka Jola Fijałkowska podsunęła mi klej do szkliwa – mówi. - Miałam problem jak porcelanowe wazy skleić. To było dawno temu, nie było zbyt wiele możliwości. Jola jest dentystką. Stwierdziłyśmy, że skoro klej ludziom nie szkodzi to i wazom tym bardziej. Do dziś się trzymają i nic się nie dzieje.
Więc nie żałuje, że zrezygnowała ze studiowania malarstwa. Bo dalej maluje. Nie tylko obrazy. Co roku robi przepiękne kartki świąteczne, które potem są drukowane i wysyłane do znajomych.
Pocztówka autorstwa Anny Fic-Lazor
Kandelabr i kordegarda
Pałac w Kozłówce w 1899 roku Zamoyscy kupili od rodziny Bielińskich. Później odziedziczył go Konstanty Zamoyski i obecny wystrój pałacu to głównie jego dzieło.
- Spędził dużo czasu we Francji – wyjaśnia moja przewodniczka. - I stamtąd czerpał wzorce.
Stąd ten przepych i wręcz nadmiar i nagromadzenie przeróżnych przedmiotów. To Konstanty położył parkiety, wymyślił bogate sztukaterie, galerię przodków i to on sprowadzał z Francji bogato zdobione meble.
- Trzeba przyznać, że robił to konsekwentnie – podkreśla Anna Fic – Lazor. - Choć ten nadmiar może przytłaczać. Dlatego ja sama mam w domu puste ściany. Muszę po tym przepychu odpocząć.
Przez 20 lat mieszkała w pałacu. Dokładnie w kordegardzie, gdzie były mieszkania dla pracowników. Tam też wychowywał się syn państwa Lazorów – Mikołaj.
- Jak był malutki, to znał słowa obce rówieśnikom – śmieje się Anna. - Kandelabr, kordegarda, doskonale wiedział, o co chodzi.
Ale w ślady matki nie poszedł. Został socjologiem i otworzył własną firmę.
Osiem lat temu rodzina Lazorów wemigrowała do pobliskiej Kamionki. Mąż stamtąd teraz dojeżdża do Warszawy, gdzie zawsze pracował i spotykają się wyłącznie w weekendy. W Kozłówce zlikwidowano mieszkania pracowników. Tam gdzie Anna Fic – Lazor mieszkała, jest apartament Zamoyskich wyłącznie do ich dyspozycji.
- Tak postanowiono w ugodzie – mówi. - Zamoyscy dostali rekompensatę finansową za pałac i apartament na wyłączny użytek, tak jak sobie życzyli. Ta ugoda to wielki sukces dla Lubelszczyzny i dla naszego muzeum. Jako chyba jedyna taka placówka mamy do końca uregulowaną sytuację prawną.
Nie zdążyli zniszczyć
Sam pałac i zabytki, które można oglądać ocalały z zawieruchy wojennej i czasów komunizmu. Nie zniszczyli go ani Niemcy ani okoliczni chłopi. Wyłącznie dzięki temu, że już 4 listopada 1944 roku dekretem PKWN kozłowiecki pałac zamieniono w muzeum.
- Jeszcze w czasie wojny mieszkała w nim Jadwiga Zamoyska z dziećmi – opowiada Anna Fic – Lazor. - Jej mąż Aleksander był aresztowany, trafił do Oświęcimia, potem do Dachau. Jadwiga uciekła w lipcu 1944 roku do Warszawy. Zabrała część rzeczy. Na przykład obrazy Matejki. Niestety, wszystko zaginęło albo spłonęło.
Po wojnie Jadwiga Zamoyska wyjechała z Polski. Jej mąż przeżył. Wyemigrowali do Kanady, zostawiając pod komunistycznymi rządami cały swój majątek.
Kozłówka przetrwała wojnę, ale za to później rozgrabiali ją dygnitarze, dbający o wystrój swoich gabinetów.
- Dyrektor Kornacki, mój poprzednik jeździł po całej Polsce i odzyskiwał eksponaty – mówi Anna Fic – Lazor. - Dobrze jak był papier. Ale jedna komódkę w Ministerstwie Kultury wypatrzył. U nas była druga od kompletu. Wróciła do Kozłówki.
Dziś trzeba zadbać o to, co cieszy oczy turystów w pałacu. Dyrektorka podkreśla, jak ważne jest by troszczyć się o zabytki.
- Wiem, że niektórzy uważają, że konserwatorzy zabytków w Polsce przesadzają – mówi. - Ale wojny zniszczyły dużo. To nie Francja, że do dziś w gospodarstwach stoją meble z zeszłych stuleci. A przecież to zabytki określają naszą tożsamość, pozwalają poznać naszą historię.
Kilka wcieleń Anny
Przez wszystkie lata pracy w muzeum podejmowała się rożnych czynności. Konserwacja zabytków, wiadomo. Ale uwielbia też urządzać wystawy, aranżowała wiele wystaw czasowych w Kozłówce, dostawała za to nagrody. Wystawie art deco towarzyszył pokaz strojów z epoki i starych samochodów. Pracownicy byli przebrani, była świetna zabawa.
Niecodzienna wystawa. Anna Fic- Lazor w białej kamizelce.
To ona też projektuje kwiatowe gazony, wybiera rodzaj nasadzeń.
- Muszą być zgodne z epoką – podkreśla. - Nie może być na przykład pełnokwiatowych pelargonii, bo takich nie było przed wojną. No i niestety nie mogę sadzić takich, które padają łupem naszych pawi.
Pawie to nie jedyne zwierzęta mieszkające w Kozłówce, są również bażanty, a swego czasu były i kozy.
- Osobiście naszego kozła przygotowywałam na konkurs – śmieje się. - Na złoto malowałam kopytka i rogi a brodę fryzowałam używając suszarki. I wygrał.
Kiedy kozy się rozmnożyły, ona musiała je doić. Wszyscy uznali, że najlepiej się nada. Nie protestowała, bo jak się kocha miejsce, w którym się pracuje i ma dystans do siebie, to wszystko można robić.
Ale ma jeszcze inne poza pałacowe pasje. Robi projekty dla wydawnictw i jako się już rzekło, autorskie kartki świąteczne.
Ostatnio zafascynowało ją wytwarzanie serów. To już robi w zaciszu domowego ogniska. Powstają wędzone sery z dodatkiem czosnku, bazylii, chili, a i wędzoną rybą w domu nie pogardzą.
Domowa wędzarka
Są plany na przyszłość
Konkurs na dyrektora wygrała w cuglach, choć jedenastu kandydatów ubiegało się o to stanowisko. Ale nie dość, że ma Kozłówke w małym palcu, to ma też plany na przyszłość. Do pałacu przyjeżdża około 200 tysięcy turystów. Więcej raczej nie wejdzie, bo zwiedzanie jest w grupach. Więc Anna Fic – Lazor chciałaby dać im więcej rozrywki na zewnątrz. Jakieś gry terenowe, ścieżkę edukacyjną, zwiedzanie powiązane z nauką botaniki, bo w parku są też zabytkowe rośliny.
- Już o tym myślimy – podkreśla. - Chcielibyśmy też uruchomić trochę inny rodzaj zwiedzania pałacu. Na przykład pod kątem oglądania biżuterii na portretach i opowieści o tym, jak się zmieniała w czasie. Chciałabym, żeby były nowe wystawy, żeby Kozłówka żyła, żeby stale coś się działo.
Jest zadowolona, że utworzony w latach 90-tych pawilon ze sztuką socrealizmu stał się prawdziwym hitem. Ale na remont czekają jeszcze dwie oficyny. Jej marzeniem jest aby w jednej powstała elegancka restauracja, sale konferencyjne, w drugiej – pokoje gościnne. Na to jednak musi zdobyć środki z zewnętrznych projektów, bo muzeum na to nie stać. Choć zarabiają, jak mogą. Mało kto wie, że w kozłowieckim parku można zrobić przyjęcie dla gości – jest profesjonalny grill, ognisko, zadaszenie, można zamówić katering.
- Jeszcze kilka wcieleń przede mną – mówi Anna Fic – Lazor. - Ale to dobrze, bo ja żadnej pracy się nie boję.
Magdalena Gorostiza
Zdjęcia archiwum Anny Fic- Lazor i Muzeum w Kozłówce