Zaczynałaś10 lat temu, w 2005 roku, startując z bezpłatnym 40-stronnicowym magazynem Planeta Kobiet. Dziś twoje wydawnictwo to dwa ogólnopolskie magazyny drukowane, cztery portale lifestylowe, dwa blogi (kulinarny i o sztuce), dwie książki na koncie i agencja Public Relations. Poszłaś jak burza...
Zaczynałam wydawanie magazynów jeszcze na studiach. Kończyłam wtedy filozofię i dziennikarstwo. Zapragnęłam mieć swój własny tytuł. Jestem osobą, dla której nie ma rzeczy niemożliwych – w ciągu kilku dni otworzyłam więc własną agencję wydawniczą i założyłam swój pierwszy magazyn. Miał zaledwie 40 stron, był bezpłatny, dotyczył głównie mody i urody. Dystrybuowany był na Podkarpaciu, skąd pochodzę. Później ruszyłam na podbój Krakowa. W 2010 roku przeniosłam się do stolicy i wypłynęłam na szerokie wody. Nie mając żadnego doświadczenia w wydawaniu prasy ogólnopolskiej, przez dwa miesiące dokładnie przyglądałam się pracy w wydawnictwie, w którym pracowałam na pół etatu. Mimo że magazyn po trzecim wydaniu padł, ja postanowiła postawić wszystko na jedną kartę - otworzyłam swoje pismo. Płatne, ogólnopolskie, dystrybuowane w Empiku. Magazyn po raz pierwszy ujrzał światło dzienne podczas Festiwalu „Pamiętajmy o Osieckiej” w Och Teatrze. Praktycznie w całości poświęcony był twórczości Osieckiej, o której opowiadali m.in. Krystyna Janda, Magda Umer, Daniel Passent, Agata Passent.
Wiem, że nie było łatwo.
Początki zawsze są trudne. Zwłaszcza gdy jest się małym wydawnictwem, które nie ma żadnego wsparcia finansowego, które utrzymuje się tylko i wyłącznie z reklam. Pamiętam, że 4 lata temu zaczynaliśmy od malutkiego nakładu. Dziś jest on znacznie większy, ale i tak przegrywamy w walce o reklamy z tytułami wysoko nakładowymi wydawanymi przez potężne niemieckie koncerny. A szkoda, bo właśnie te niszowe pisma mają bardzo często znacznie ciekawszą tematykę, nieszablonową szatę graficzną, młodych, zdolnych autorów. Mamy stałe grono czytelników – zarówno Imperium Kobiet, jak i Law Business Quality, którzy często do nas piszą, że cenią nas za oryginalność, nienachalne reklamy, piękne sesje zdjęciowe i mało komercyjne podejście do wydawania pisma. Mówią, że czuć w naszych magazynach pasję, wkładane w każdy numer serce. Rynek wydawniczy nie należy do łatwych, dlatego my traktujemy nasze pisma trochę inaczej niż każdy inny tytuł. Zdarza nam się nie wyjść w terminie, ale jest to tylko i wyłącznie wina tego, że nie możemy zamknąć budżetu z reklam. Bo materiały, wywiady, teksty mamy przygotowane na dwa wydania do przodu. Tylko moi najbliżsi pracownicy wiedzą, jak bywa ciężko. Ale kluczem do sukcesu jest niepoddawanie się i nienarzekanie. Gdyby wszystko było podane na tacy, bez trudnych momentów i ciężkiej pracy – nie miałoby to dla nas takiej wielkie wartości, jak ma… Gdy wreszcie numer się ukaże. Pamiętajmy: ludzie odnoszą zwycięstwo pomimo przeciwności, a nie dlatego, że przeciwności nie było!
Jesteś osobą otwartą, świetnie nawiązujesz relacje, o czym osobiście mogę zaświadczyć. To pomaga w biznesie?
Jeśli mowa o relacjach, to w tym miejscu chciałabym serdecznie polecić książkę Miłosza Brzezińskiego „Biznes, czyli sztuka budowania relacji”, którą dwa tygodnie temu otrzymałam od szefowej marketingu marki Olsen. Brzeziński pokazuje w niej, że nie jesteśmy samotnymi wyspami, cokolwiek w życiu osiągamy, osiągamy to z czyjąś pomocą. Im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej i efektywniej będzie dla nas.
Biznes to relacje. To ludzie. Setki e-maili, SMS-ów, spotkań dziennie. To wzajemnie wspieranie się, rozmawianie, słuchanie. Prowadząc od 2 lat agencję PR, widzę doskonale, jak to działa. Udało mi się nawiązać współpracę z ponad 40 portalami, które chętnie – barterowo – na zasadach wzajemnej promocji – reklamują produkty moich klientów. Dlaczego często robią dla mnie wyjątek, gdy do nich piszę – choć widzę, że na stronie napisane jest, że bartery nie wchodzą w grę? Bo oferuję im w zamian reklamy w moich magazynach, promowanie ich treści na moich portalach. Po prostu chcę się też odwdzięczyć za to, że promują obsługiwane przez moją agencję marki. Działam inaczej niż większość agencji. Bo mam pisma. Bo mogę dać coś wartościowego w zamian, a nie tylko kolejny kosmetyk do testowania. Poza tym zawsze przyjmuję do znajomych na FB wydawców tych portali, żeby widzieli, co robię, czym się zajmuję poza agencją, że jestem uczciwą i kompetentną osobą. Od kiedy mamy siebie na Facebooku, współpraca nabiera jeszcze większego rozmachu. Stajemy się sobie bliscy, piszemy już prywatnie ze sobą. Z niektórymi dziewczynami zaczynam fajne relacje przyjacielskie.
Niewątpliwie masz charakter liderki. Zdradzisz nam, jak się odnosi sukces w tej niełatwej branży?
Wszystko zależy od ludzi. Odpowiedzialnych, którzy koncentrują się na szukaniu w ludziach mocnych stron, a nie punktowaniu tego, kto i gdzie nawalił. Ludzi, którzy jak Marissa Mayer, prezeska Yahoo, mówią: „Kiedy wpadając do wody, powtarzasz sobie, że nie umiesz pływać, wskórasz niewiele. Lepiej szybko się zastanowić, jak się utrzymać na powierzchni”. Ludzi, którzy nie boją się wyzwań, ryzyka, nie załamują się, gdy na ich drodze pojawiają się przeszkody. Dobry szef wie, że choć często ma dobre intencje, nie zawsze musi mieć rację. Powinien szanować i kochać ludzi. Zdaniem Miłosza Brzezińskiego mistrzostwem jest elastyczność. „Mistrz nie postępuje ZAWSZE tak samo. Im większym jest mistrzem, tym więcej widzi się różnic pomiędzy sytuacjami i ludźmi. I tym więcej tych różnic się uwzględnia w kontakcie”. Raz trzeba przeprosić, a raz lepiej nie przepraszać.
Robert Dilts z kolei uważa, że jednym z mierników dobrego przywództwa jest to, czy wszystko idzie dobrze, kiedy… cię przy tym nie ma. Kiedyś chciałam robić wszystko sama. Uważałam, że nikt tego lepiej za mnie nie zrobi. Była to pewnego rodzaju pułapka. Dziś zaufałam bardziej swoim pracownikom (choć doświadczenie nauczyło mnie, że nie można wszystkim ufać w biznesie), oddając im część swoich obowiązków. Czuję się szczęśliwsza, mam więcej czasu dla siebie i swoich bliskich.
Ale biznes to nie tylko pasmo sukcesów, ale również walka z nieuczciwymi klientami, często niezbyt fair zagrywkami konkurencji. Jak sobie z tym radzisz?
Kiedyś bardzo się tym przejmowałam. Dziś – mniej. Mam obok siebie dwóch cudownych coachów, mentorów, którzy nauczyli mnie wyciszać swoje emocje. Którzy pokazali, że nic bardziej nie rozzłości wroga, jak pełna ignorancja. To, co robi czasem moja konkurencja, to dziecinada. Sztuczne konta na Facebooku i komentowanie, a raczej hejtowanie na naszych profilach (jakbyśmy nie wiedzieli, kto je pisze), anonimowe komentarze w sieci, dziwne telefony do naszych klientów, podbieranie nam reklamodawców i dziennikarzy. Ja nigdy nie kupuję gazet mojej konkurencji, nie wysyłam ofert do ich klientów. Szukam swoich. Choć czasem zastanawiam się, czy nie powalczyć ich orężem, ale zaraz potem mówię sobie: to droga na skróty. Działanie przynoszące być może korzyści, ale na krótką metę. Piotr Voelkel – założyciel Grupy VOX - powiedział: „Dziś mamy wszystko i kopiowanie nic nie daje, kapitałem nie są cudze wzory, lecz własne. Dzisiejszy biznes polega na wytyczaniu własnych tropów. I tacy ludzie osiągną sukces”. Dlatego robię swoje, nie patrzę na innych. Cieszę się, że to mnie kopiują! Widocznie robię fajne rzeczy (śmiech)! Żeby się odstresować siadam z ulubioną lekturą. Mam tyle książek, że część już się nie mieści w mieszkaniu i trzymam je w kartonach w piwnicy. Uwielbiam biografie. W swoich zbiorach mam m.in. biografie moich guru Steve’a Jobsa, Oprah Winfrey, Lesa Browna, Coco Chanel. Połowę moich książek stanowią te związane z rozwojem osobistym, poradniki dla kobiet, które chcą zrobić karierę. Polecam też „Medialne lwy dla rekinów biznesu”. O sztuce świadomego wykorzystywania mediów Aleksandry Ślifirskiej. Genialna. Książka pokazuje, jak ważne są umiejętności wykorzystywania mediów w budowania marki, a co za tym idzie – skuteczniejszej sprzedaży swoich produktów. Najbardziej zapadł mi fragment wywiadu z Jackiem Żakowskim, który powiedział, że bycie w mediach jest rodzajem współczesnego szlachectwa. Nie ma cię w mediach, nie istniejesz. Jest to dziś kategoria silnie powiązania z prestiżem, a w konsekwencji z dużymi pieniędzmi.
Umiesz też wykorzystać Facebooka.
Oczywiście. Robię to każdego dnia od ponad 5 lat. Facebook, jak uważa Ślifirska, to idealne narzędzia do własnej eksperckiej mikropublicystyki. Poprzez mądre wykorzystywanie go do pokazywania swojej wiedzy, popularyzowania własnej opinii można w całkiem fajny sposób zbudować swój wizerunek.
Poprzez wrzucanie zdjęć z konferencji, na której wystąpiliśmy jako prelegent, poprzez zdjęcia z eventów, w których uczestniczyliśmy. Poprzez promowanie własnych produktów – w moim przypadków - moich magazynów. Warto publikować krótkie filmiki ze szkoleń, które przeprowadzaliśmy. Powinniśmy dzielić się publikacjami w mediach, w których występujemy jako ekspert. Kiedyś zarzucano mi, że wrzucam za dużo zdjęć, linków do wywiadów ze mną. Dziś wiem, że było warto. To wszystko zaowocowało ciekawymi propozycjami zawodowymi. Na przykład jestem zaproszona jako prelegentka na wyjątkowej konferencji, która odbędzie się 12 września pt. „Zmiany w życiu – pierwszy krok”, na której wystąpię obok takich nazwisk jak Katarzyna Miller czy Urszula Dudziak.
Twoja recepta na życie?
Elizabeth Taylor mawiała: „Sukces jest wspaniałym dezodorantem. Zabija wszystkie zapachy przeszłości”. Kiedy idziesz do przodu i odnosisz swoje małe sukcesy, nie patrzysz na to, co było. Owszem, czasem myślę sobie, że mogłam wtedy zrobić coś inaczej… Ale i tak przecież jest już za późno. Czasu nie cofniemy, po co zatem patrzeć wstecz?! Po co rozdrapywać rany albo żałować tego, co się nie tak zrobiło. Trzeba uczyć się na błędach i wyciągać lekcje na przyszłość. Zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym. Człowiek na pewno z wiekiem mądrzeje. Dojrzewa. Jeśli jeszcze naprawdę się zakocha, to potrafi diametralnie przewartościować swoje życie. Kiedyś wszędzie było mnie pełno. Chodziłam na wszystkie branżowe eventy. Dziś uciekam od takich miejsc. Odcięłam się też zupełnie od dawnych znajomych, bo… gdy idziesz do przodu, a ktoś nie potrafi dotrzymać ci kroku, zwyczajnie nie macie już później za bardzo o czym ze sobą rozmawiać. Bo ty już masz inny świat. Realizujesz kolejne cele i jesteś już kimś zupełnie innym niż na początku znajomości. Rozmowy o nowej torebce czy zakupach już cię nie kręcą. Kilka dni temu oglądałam zdjęcia sprzed prawie 3 lat z moich trzydziestych urodzin. I zobaczyłam, że dziś z tych 50 osób, które były na moich urodzinach, nie ma przy mnie 80%. Czas i pewne okoliczności zweryfikowały wiele znajomości. Są dwie teorie, które mówią: „Im wyżej, tym samotniej”, a przeciwna: „Im niżej, tym samotniej”. W moim przypadku sprawdza się ta pierwsza. Dziś cieszę się z garści sprawdzonych przyjaciół, którzy są ze mną na dobre i na złe. Którzy, gdy leżałam w czerwcu w szpitalu po narkozie, siedzieli ze mną od rana do wieczora, odwiedzali, przynosili kwiaty. Mam cudownego partnera, który wspiera mnie w moich działaniach. Który uspokoił mnie, wyciszył i pokazał ciekawsze życie, bez show-biznesowych imprez. Kocham i jestem kochana. Jestem więc szczęśliwa, ale jeszcze nie spełniona! Za dużo jeszcze nowych wyzwań i planów przede mną. We wrześniu i październiku szykuję premierę dwóch książek, których będę redaktorką i wydawcą. Nie autorką. Jeszcze nie zdradzam szczegółów. Na jesień chcemy otworzyć trzeci magazyn. Pomysł zrodził się podczas przeglądania prasy, gdy leżałam w szpitalu. Myślę, że takiego pisma nie ma jeszcze na polskim rynku.
Poza tym szykujemy duży międzynarodowy kongres i huczne 5. urodziny Imperium Kobiet. Jeśli chodzi o Law Business Quality – pragniemy rozszerzyć dystrybucję pisma poza Empik. Czuję, że ten rok jest dla mnie przełomowy!
Zdjęcie Dorota Czoch