Ile zarabia pielęgniarka?
Zależy, gdzie pracuje. W powiatowym szpitalu 1700 zł, w wojewódzkim maksymalnie 2500 tysiąca, w klinicznym 2700- 3000 tysiące złotych. To są kwoty brutto! Proszę o tym pamiętać. Na rękę wychodzi dużo mniej. O wiele za mało, żeby godnie przeżyć, mieć siłę i chęć do pracy i nie musieć dorabiać w kilku różnych miejscach. Są też różnice „geograficzne” Na zachodzie pielęgniarki zarabiają lepiej i dorabiają w Niemczech. Najgorzej jest, jak zwykle na Lubelszczyźnie.
I tak nasze państwo opłaca kobiety, bo to jednak zawód sfeminizowany, od których często zależy nasze zdrowie i życie?
Podkreślamy to od lat, ja sama działam w samorządzie praktycznie od jego powstania. Nic się nie zmienia. Nadal traktowane jesteśmy w sposób urągający ludzkiej godności. A przecież to nie jest zwykły zawód. Ciąży na nas ogromna odpowiedzialność. To my mamy najczęstszy kontakt z pacjentem, wykonujemy przy nim zabiegi, podajemy leki. To my w nocy biegniemy na dźwięk dzwonka i pierwsze stajemy przy łóżku chorego. Zmęczona, zestresowana pielęgniarka może się pomylić. Szczególnie, gdy po jednym dyżurze, pełni natychmiast kolejny. Bo ma rodzinę, ma dzieci, musi im kupić jedzenie, buty, książki do szkoły. Wiele pielęgniarek jest przemęczonych, cierpią na zespół wypalenia zawodowego. Mają zwyczajnie dość, choć przecież kochają swój zawód. Ale tak dalej się nie da.
I obudzimy się z ręką w przysłowiowym nocniku, bo niebawem pielęgniarek w Polsce zwyczajnie nie będzie...
Owszem, coraz więcej koleżanek wyjeżdża zagranicę. Tam mają szacunek i godziwe zarobki. Nie tylko te młode wyjeżdżają. Starsze koleżanki też, uczą się języka i jadą. Mają już dorosłe dzieci, mogą sobie na to pozwolić. Pracują w komforcie. W krajach zachodnich pielęgniarka ma w szpitalu pod opieką czterech pacjentów. My nie możemy doprosić się o to, by było ich maksymalnie dziesięciu. A nierzadko jest dwudziestu. Albo jedna pielęgniarka w nocy na dużym oddziale, w dodatku na przykład na dwóch piętrach. I pacjenci się złoszczą, że nie ma nas na zawołanie. Uważają, że śpimy w dyżurce, albo pijemy kawę na okrągło. A nas nie ma, bo organizatorzy systemu ochrony zdrowia uważają, że pacjentowi się lepsza jakość obsługi nie należy, a my możemy być niczym woły pociągowe. Jak w takiej sytuacji ponosić odpowiedzialność za chorych? Położne też nie są w lepszej sytuacji. A to one decydują o przebiegu porodu, one przede wszystkim towarzyszą kobiecie. To też jest stres i duża odpowiedzialność. Jest takie powiedzenie – położna od urodzenia, pielęgniarka do śmierci.
Pielęgniarka zagranicą ma też inną pozycje. U nas pokutuje jeszcze przekonanie z PRL, że nie mamy prawa głosu. A przecież jesteśmy częścią zespołu terapeutycznego, mamy prawo zgłaszać uwagi, mówić o naszych obserwacjach, choć oczywiście ostateczna decyzja należy zawsze do lekarza. To my słuchamy pacjenta, bo zawsze trzeba go słuchać. To my go najczęściej widzimy.
I ten splot wszystkich okoliczności sprawia, że coraz więcej pielęgniarek ma dosyć. Ostatnio namawiano mnie do pisania doktoratu. Pomyślałam, że napiszę o zachorowalności wśród pielęgniarek na nowotwory. Sama jestem po raku. I coraz więcej koleżanek zaczyna chorować, bo mamy takie dane w izbie. Mam nieodparte przeświadczenie, że stres, który nam towarzyszy, ma na to duży wpływ.
Reasumując, te wszystkie czynniki, o których mówię są powodem, który sprawia, że pielęgniarki uciekają, dlatego część po studiach nie podejmuje pracy w zawodzie. Studia kończy na przykład 150 osób, a po prawo wykonywania zawodu przychodzi do nas 20 do 40 absolwentów.
I nie ma sposobu, żeby zachęcić młode osoby do wyboru tego kierunku?
Zgłosiliśmy projekt z wykorzystaniem unijnych pieniędzy. Żeby każdy absolwent pielęgniarstwa miał opłacony dwuletni staż po studiach. To dawałoby gwarancję zatrudnienia, pracodawca mógłby sobie wybrać odpowiednie osoby, bo przecież pielęgniarki odchodzą na emeryturę. Warszawa odmówiła – pieniądze pójdą na jakieś bzdurne programy i stypendia. Ale to nie koniec absurdów. Pomimo skończonych studiów, pielęgniarki, żeby cokolwiek robić muszą mieć ukończone kursy. Rozumiem, że pielęgniarka anestezjologiczna czy instrumentariuszka wymaga dodatkowego szkolenia. Ale kurs z opieki długoterminowej czy środowiskowy? Bez przesady. Ktoś bierze za te kursy pieniądze. Więcej mówić nie będę.
Czego się domagacie?
Godziwej wyceny naszej pracy. NFZ płaci za procedury. Chcemy wiedzieć, ile kosztuje praca pielęgniarki w takiej procedurze. Rzetelnie wyliczona. Chcemy pensji na poziomie 3500 zł dla pielęgniarek zaczynających pracę. Proponowane nam podwyżki w kwocie 172 zł netto na osobę nas nie satysfakcjonują i naszych problemów nie rozwiążą.
Prowadzicie akcję „ostatni dyżur”. Na czym ona polega?
Chcemy uświadomić społeczeństwo, pokazać sytuację, w jakiej się znalazło. Podkreślam, nie tylko my, ale też pacjenci. Jesteśmy coraz starsze, młode uciekają, w szpitalach będzie brakować pielęgniarek. Nie będzie komu zajmować się pacjentem. A społeczeństwo się starzeje. Dlatego apeluję, żeby ludzie wchodzili na stronę www.ostatnidyzur.pl i podpisywali receptę w naszej sprawie. Tu nie chodzi o to, że my odejdziemy od łóżek, to jest ostatni dyżur, bo koleżanki odejdą na emeryturę, a te młodsze z powodu biedy wyjadą. Musicie w końcu zrozumieć, że nasza nędza zagraża waszemu zdrowiu i życiu.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza