Partner: Logo KobietaXL.pl

Kiedy w Lublinie ktoś szuka adwokatki, która diabłu łeb urwie, pani nazwisko pojawia się obok dwóch jeszcze innych. Nie wiem, ile kobiet ma adwokackie praktyki, nie neguję ich kompetencji. Ale pani znana jest jako ta i skuteczna i walcząca. Jak się zdobywa taką pozycję?

 

Latami ciężkiej pracy. Ale związana jest też z charakterem, indywidualnymi cechami osobowościowymi. Ja uważam, że adwokat „ciepłe kluchy” nie zdziała za wiele. W tym zawodzie wiedza musi iść w parze z ekspresją, zaangażowaniem, emocjami. Trzeba jasno i merytorycznie wyrażać swoje argumenty, ale też nie stać z kamienną twarzą. Dla mnie każdy klient jest ważny, każdego chcę bronić, jak umiem najlepiej i chyba to widać na sali sądowej.

 

Kiedy zdecydowała pani, że zostanie adwokatem?

 

W ósmej klasie szkoły podstawowej. Brat mojej mamy został zatrzymany na 48 godzin bo był podobny do jakiegoś poszukiwanego przestępcy. Mama strasznie płakała, czuliśmy się bezsilni. I wtedy postanowiłam, że zrobię wszystko, aby bronić swojej rodziny, żeby nikt nie mógł zrobić nam krzywdy. Wujka oczywiście wypuszczono, przepraszano, ale tej traumy nie zapomniałam nigdy.

 

Ale to nie jest łatwy zawód. Szczególnie, gdy wykonuje się go z takim zaangażowaniem...

 

Płacę i płaciłam za to wysoka cenę. Często moja praca odbywała się kosztem rodziny, dobrze, że mąż i córki to rozumieli. Czasami pracuję po kilkanaście godzin, klienci potrafią dzwonić w weekend. Ja zawsze odbieram od nich telefony, bo skoro dzwonią, to coś się wydarzyło. Jak sprawa jest błaha, odsyłam na poniedziałek. Ale czasami trzeba działać natychmiast, pouczyć, że trzeba np. wezwać policje, zrobić zdjęcia itp. To nie jest praca na pół gwizdka, ja zawsze pracuję pełną parą. Ale jak w każdym zawodzie są rzemieślnicy i są artyści, są ludzie pracowici i leniwi. Nie jesteśmy wybrańcami bogów. Ja nie uznaję robienia stajni aplikantów i wysyłania ich na sprawy, a samemu chodzenia do sądu z nudów. Jak klient do mnie przychodzi, to chce, żebym ja osobiście go reprezentowała. Oczywiście, czasami aplikant idzie, bo musi się uczyć, ale to nie jest u mnie reguła, to wyręczanie się młodymi. Czasami też muszę odpocząć, wyjechać. Ale jakiś czas temu na targu kupuję spokojnie cebulę. A tu nagle głos zza pleców: „O, pani mecenas, pamięta pani, jak miałem sprawę, a pani aplikanta wysłała, bo była na wczasach?” Cały targ słucha. Mówię, że przecież wygraliśmy sprawę. A klient na to, że i owszem, ale on liczył, że to ja do sądu pójdę. Ludzie tego oczekują. A dzisiejsi klienci są wymagający. Pytają innych, sprawdzają opinie w internecie. Coraz trudniej sprostać ich oczekiwaniom, choć oczywiście należy się starać.

 

Zajmuje się pani wszystkimi sprawami?

 

Tak, oprócz prawa pracy i ubezpieczeń. Na tym się nie znam. Ale karne, cywilne, rodzinne, owszem. I cały czas trzeba się uczyć, czasami są tak skomplikowane sprawy z różnych dziedzin, że dosłownie trzeba z nosem w książkach siedzieć. To nie jest łatwe, ale też ma swój urok. Nie stoi się w miejscu.

 

Zdarza się pani odmawiać klientom?

 

Tak. Jeśli widzę, że się nie dogadamy, bywają ludzie, którzy mają swoją wizję sprawy, nieadekwatną do sytuacji prawnej. Jak czuję, że nie nadajemy na tych samych falach, odmawiam. Nie bronię też gwałcicieli i pedofilów. To byłoby sprzeczne z moją naturą, no i nie umiałabym się nie solidaryzować ze skrzywdzonym dzieckiem czy zgwałconą kobietą.

 

Ale zabójców pani broni. Nie ma w tym moralnego dylematu?

 

Nigdy nie pytam kilenta, czy zabił. Nie oceniam, nie jestem bogiem. Każdy ma prawo do obrony. Moim zadaniem jest zrobić wszystko, by klient został uniewinniony albo dostał najniższy wymiar kary.

 

A jak przychodzi ktoś ze sprawą z góry przegraną. Podejmuje się jej pani?

 

Jeśli wiem, że nic się nie da zrobić, zawsze odmawiam. Bywa, że można próbować reanimować nieboszczkę, ale szanse są nikłe. Mówię wtedy o tym uczciwie. Jak ktoś mimo to się decyduje, walczę do końca. Ale uczciwość powinna być podstawą w moim zawodzie. Nie mam szacunku do kolegów, którzy oszukują swoich klientów.

 

Podobno adwokaci potrafią nawet klienta sprzedać...

 

Owszem słyszałam o takich przypadkach. Pozostawię to jednak bez komentarza.

 

Są sprawy, które zapadają w pamięć na długo?

 

Tak, są takie. Jedna to śmierć dziecka, którego matkę jeszcze w ciąży zarażono w szpitalu bakterią. Dzieciaczek urodził się bardzo chory. Nie przeżył, ale zdążyłam go zobaczyć. Miał wspaniałych rodziców. To było dla mnie duże przeżycie. Druga, to słynna na całą Polskę sprawa kursantki, która podczas jazdy spowodowała wypadek. Zginęły w nim trzy osoby, ona sama ledwo uszła z życiem. Kobietę skazano w pierwszej instancji na 1,5 roku bezwzględnego więzienia. Ona nie miała prawa jazdy, była z instruktorem, były fatalne warunki, samochód na letnich oponach.

 

Pamiętam, bo pracowałam wtedy w TVP i robiłam o tym reportaż. Kobietę uniewinniono w końcu i był to pani ogromny sukces. Cieszą takie wyroki?

 

Bardzo. Nie tylko dlatego, że klient jest zadowolony. Mam świadomość, że moja praca nad sprawą nie poszła na marne, że wybrałam odpowiednią linię obrony. Duża satysfakcja. Bo nasza praca jest bardzo żmudna i w niczym nie przypomina tej z filmów czy seriali. To przekopywanie się przez sterty papierów, szukanie w internecie, myślenie, planowanie, przewidywanie ruchów przeciwnej strony. Prawie jak w szachach. A jeśli jest się przy tym skuteczną, to klient wraca. Ja mam już kolejne pokolenia moich klientów, bo matka przyprowadza córkę, bo pamięta, że jej kiedyś pomogłam. Ale oczywiście są też porażki. Jak to w życiu.

 

Co by pani poradziła adeptom adwokatury?

 

Pokorę, pokorę i jeszcze raz pokorę. I żeby czytali dokładnie akta. I nie lekceważyli ludzi.

 

To dobry zawód dla kobiety?

 

Owszem, choć jak mówiłam trzeba się poświęcić. Ale nie zamieniłabym go na żaden inny. Jestem spełniona. Kocham to co robię i to był mój świadomy wybór.

 

Rozmawiała: Magdalena Gorostiza

 

Tagi:

kobietaxl ,  kobieta xl ,  Maria Maleska ,  adwokat ,  praca ,  kariera ,  sprawa ,  sąd , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót