Jesteś niewątpliwie ładną kobietą. Czy uważasz, że uroda pomaga w życiu czy często przeszkadza?
Wszystko zależy od sytuacji. Nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W spotkaniach biznesowych z kobietami częściej przeszkadza niż pomaga. Najwięcej oznak zazdrości dostaję właśnie od pań. Z góry traktują mnie jak wroga. Na spotkaniach z mężczyznami – jest odwrotnie. Muszę się jednak bardziej nagimnastykować, by udowodnić, że poza wyglądem mam jeszcze coś ciekawego do zaoferowania i coś sensownego do przekazania. Że mam wiedzę i jestem dobra w tym, co robię. Gdy pracowałam jako modelka przez ponad 10 lat, musiałam udowadniać, że nie tylko wyglądam, ale jeszcze mam mózg i potrafię coś mądrze powiedzieć. Ludzie nie potrafili uwierzyć, że umiejętnie łączę studia na dwóch kierunkach (filozofia i dziennikarstwo) z wyjazdami na sesje, pokazy mody, castingi.
Robisz szybko karierę, wydajesz „Imperium Kobiet” i inne czasopisma, budujesz swoją markę. Powiedz, ile godzin dziennie pracujesz, ile lat poświęciłaś na to by osiągnąć sukces?
Swoją markę i firmę buduję konsekwentnie od ponad 10 lat. Na pytanie, ile godzin dziennie pracuję, nie jestem w stanie odpowiedzieć, ponieważ… jestem non stop w pracy. Jedynie w weekendy staram się trochę odpoczywać. Generalnie cały czas jestem pod mejlem, telefonem. Z grafikami (zwłaszcza przed wysyłką magazynów do druku) pracujemy do drugiej, trzeciej w nocy. Z redakcji ostatnio wychodzę po 22.00, bo przygotowujemy Międzynarodowy Kongres w Gdyni. Przyjeżdżam do domu, jem kolację i… siadam dalej do komputera. Sama prowadzę pięć portali, na które codziennie wrzucam po kilka tekstów. Sama prowadzę trzy blogi naszego wydawnictwa. Oprócz tego jestem odpowiedzialna za 13 fanpage’ów na Facebooku (swoich i klientów naszej agencji PR). Do tego dochodzą konferencje, eventy, spotkania Klubu Imperium Kobiet, które organizujemy co miesiąc w różnych miastach Polski, no i moje książki. Aktualnie przygotowuję drugą część kulinarnego albumu „Szczypty luksusu”. Sama zajmuję się gromadzeniem przepisów, zapraszaniem restauracji do udziału w projekcie, pozyskiwaniem sponsorów. To, jak wiele mam pracy, udowodniła ostatnio moja nieobecność w firmie, kiedy pierwszy raz od 2 lat poszłam na urlop. Zrobiłam przekierowanie jednej z moich 7 skrzynek mejlowych do p. Magdy – PR managera w naszej firmie. Miała odpisywać tylko na najważniejsze wiadomości. Gdy wróciłam, powiedziała mi, że nie robiła w tym czasie nic ze swoich obowiązków, bo … całe dnie spędzała na odpisywaniu na e-maile do partnerów biznesowych. Powiedziała, że dopiero teraz wie, jak ciężko pracuję, ile rzeczy ogarniam naraz (klientów agencji PR, szefów wytwórni muzycznych, którzy piszą w sprawie wywiadów z gwiazdami, partnerów naszych magazynów, notki PR od innych agencji w celu publikowania ich na naszych portalach itp. - nie sposób wszystkiego wymienić). Pani Magda była naprawdę zdumiona, gdy zobaczyła, że dziennie tylko na jedną moją skrzynkę przychodzi prawie 100 wiadomości. A przypominam, że mam ich kilka. Poza tym bardzo dużo podróżuję po Polsce. Występuję na licznych konferencjach jako prelegentka. Ostatnio w ciągu jednego tygodnia zaliczyłam Poznań, Kraków i Mazury. Byłam w tygodniu jeden dzień w domu. Całe szczęście, że mam partnera, który mnie w tym wszystkim wspiera. Który rozumie, że kocham swoją pracę i życie na walizkach.
Czy ktoś dostrzega twój wysiłek, czy raczej większość uważa, że „samo przyszło”?
Tylko ci, którzy sami prowadzą własne biznesy, potrafią docenić wysiłek, który wkładam w to, by „Imperium Kobiet” stało się jednym z najbardziej znanych i cenionych tytułów w Polsce. By agencja I.D.MEDIA cieszyła się dobrą opinią i uznaniem. Ludziom najczęściej wydaje się, że wszystko łatwo mi przychodzi – niestety, według nich po znajomościach i przez łóżko. Dokładnie taki opinie do mnie docierają. Tyle że ja przyjechałam z małego Sanoka do Warszawy, praktycznie z jedną walizką, bez żadnych znajomości, kontaktów i… Potrafiłam zaryzykować, wziąć sprawy w swoje ręce i stworzyć pismo, które istnieje już na rynku ponad 5 lat. Zbudować swoją firmę, która w tym roku zdobyła uznanie i pojawiła się w prestiżowym albumie „Diamenty Forbesa 2016”. Moje życie nie jest usłane różami. Choć śledząc mój Facebook, można odnieść takie wrażenie, bo nie piszę tam o swoich zmartwieniach, przykrościach, które mnie spotykają na co dzień. A niestety, jest ich sporo. Od zawistnych plotek po opinie nieuczciwych klientów, którzy oczerniają mnie w akcie zemsty. Nie płacą i uciekają, zostawiając z długiem. Każdy, kto prowadzi własną firmę, wie, że droga na szczyt to pasmo sukcesów i porażek na przemian. Że nic nie przychodzi łatwo. Że czasem trzeba potknąć się, upaść, by podnieść się i mocniejszym, bardziej zmotywowanym, a przede wszystkim mądrzejszym o nowe doświadczenia iść do przodu. Prowadzenie własnego biznesu to stresujące zajęcie. Ciągle jesteśmy niepewni jutra. Zarobki nie są stałe (przynajmniej w mojej branży). Bywają supermiesiące, a bywają i takie, że ledwo wystarcza na pokrycie podstawowych rachunków. Nie zamieniłabym jednak tego, co robię, na stałą posadę i pewną pensję w jakiejś korporacji. Mam cudowne życie. Poznaję wyjątkowych ludzi, odkrywam przepiękne miejsca. Spełniam swoje marzenia! Czego chcieć więcej?
Publikujesz dużo postów na FB i ja to rozumiem, bo jesteś marką, nie tylko Iloną Adamską. Ale wiem, że masz dużo hejtów. Boli?
Mój Facebook jest jednocześnie moim profilem służbowym i prywatnym, dlatego tych publikacji jest sporo. Najzwyczajniej mam z tego korzyści zawodowe. Zaobserwowałam, że „znajomi” usuwają mnie w sytuacjach, gdy np. chwalę się zdobytą nagrodą, wyróżnieniem, ale uwaga – także wakacjami na Dominikanie! Po moim urlopie usunęło mnie 12 osób. Zabawne? Raczej smutne... Zamiast podziwiać piękne zakątki świata poprzez zdjęcia, które publikują nasi znajomi, my hejtujemy i usuwamy w akcie zazdrości. Przecież na te wakacje ciężko pracowałam, nie dostałam ich w prezencie...
Facebook jest moim narzędziem pracy. Swoją markę buduję właśnie poprzez posty publikowane codziennie na swoim profilu. Zaczęłam również współpracę z wieloma projektantami, markami kosmetycznymi, bo… producenci dostrzegli niezwykły potencjał w moich wpisach i pewnej popularności, którą zdobyłam dzięki Facebookowi. Kiedy rozmawiam z nimi o tym, dlaczego nawiązali ze mną współpracę, mówią otwarcie: „Bo jesteś szczera, naturalna, nie udajesz nikogo i budzisz szacunek”. Nie zareklamuję na swoim profilu czegoś, czego sama wcześniej nie przetestowałam. Nie pokażę się w ubraniu, w którym źle się czuję. I moi znajomi to wiedzą. Nie jestem jedną z tych blogerek, którym się płaci za wrzucenie fotki w danej sukience i zachęcanie do jej kupna, mimo że wygląda w tym fatalnie. Przecież to jest oszustwo. Stąd starannie dobieram firmy, projektantów, z którymi chcę działać. Poza tym dzięki Facebookowi pokazuję, jak od kuchni wygląda powstawanie naszych magazynów. Bo działamy w zupełnie inny sposób niż duże korporacyjne wydawnictwa. Moje pisma tworzę z czytelniczkami. Często pytam je o to, która okładka jest lepsza, która czcionka ciekawsza. Dzięki temu tworzę niespotykaną relację z czytelnikiem, który czuje się częścią naszej redakcji. I to jest jeden z kluczy do sukcesu naszego pisma.
Hejtują głownie kobiety, czego ci zazdroszczą?
Zdecydowanie kobiety (śmiech). Myślę, że przede wszystkim urody, popularności i tego, że osiągnęłam mały sukces. Bo jeszcze nie uważam się za kobietę spełnioną ze spektakularnym sukcesem na koncie. Jestem głodna nowych wyzwań, wciąż się rozwijam, wciąż buduję swoją markę. Nie chcę jednak generalizować, bo na swoim profilu mam także cudowne kobiety, które mi dopingują, wspierają, komplementują. A dla mnie nie ma nic piękniejszego i wartościowszego niż komplement od drugiej kobiety. Sama zresztą też je prawię. Uczmy się tego. Jak mawiała Gabriela Gargaś: „Komplementy to tylko kilka niepozornych słów, które jednak potrafią zdziałać cuda. Zmieniają nastawienie do drugiego człowieka, a także do samego siebie. Potrafią zmienić okropny, deszczowy dzień w ciepły i pełen radości. Działają niczym balsam dla duszy, kojąco. Kilka ciepłych słów, wyszukanych i trafionych, zapamiętuje się na długo...”.
Wspominałaś wcześniej, że gdy odnosisz sukcesy, część osób usuwa cię ze znajomych. Co o tym sądzisz?
Chyba wynika z jakiś kompleksów. Kiedyś się tym przejmowałam. Dziś nie robi to na mnie żadnego wrażenia, traktuje to jako naturalną selekcję znajomych. Zawsze powtarzam, że nie sztuką jest umieć kogoś pocieszać jak mu się noga powinie. Sztuką jest umieć cieszyć się z czyjegoś sukcesu.
Mam wrażenie, że dziś jest więcej zawiści, zazdrości. Jak sądzisz, z czego to wynika?
Najczęściej zazdroszczą ci, którzy sami nic nie robią. Którzy mają nudne, przewidywalne życie. I żyją naszym. Badanie przeprowadzone przez trzech naukowców z Uniwersytetu Manitoba pokazały, że internetowe hejtowanie charakteryzuje się trzema cechami, które nazwano Mroczną Triadą. Michał Wawrzyniak w książce „Hejtoholik” wyjaśnia, czym owa triada się charakteryzuje: manipulowaniem oraz zwodzeniem innych, dążeniem po trupach do celu i makiawelizmem. Egoizmem oraz obsesją na swoim własnym punkcie, a także brakiem empatii oraz żalu, czyli cechą charakterystyczną dla psychopatów i sadystów odczuwających przyjemność, gdy inni cierpią. Wyniki badań są przerażające i trudno uwierzyć, ale ludzie, którzy hejtują, to sadystyczni psychopaci z wielkim ego i spaczonym podejściem do życia. Wawrzyniak dzieli hejterów na kilka grup, nadając im zabawne, ale jakże prawdziwe nazwy. Wśród osób nasz oczerniających, trollujących, najczęściej znajdują się „Kanibalfamiliaris” – to osoby, które sprawiają najwięcej przykrości, ponieważ są najbliżej nas. To zawsze ktoś z naszej rodziny. Typ, który czerpie przyjemność z udawania bliskiej osoby, a tak naprawdę zazdrości nam sukcesów. Podam przykład: wczoraj wrzuciłam na FB wpis, że mój facet wyjechał, więc idę z przyjaciółką na zakupy, na film i dobre winko. Nie minęło 5 minut, gdy moja przyjaciółka dostaje SMS-a od kogoś z rodziny z tekstem typu: „Nieźle Ci się powodzi. Niby kasy nie masz, a na zakupy się bujasz i do kina latasz”. Zapomniałam dodać, że chodziło o zakupy spożywcze, włoszczyznę, bo… gotowałam dla przyjaciółki rosół. Ta reakcja była naprawdę zdumiewająca. To pokazało, że najbliższa rodzina skrupulatnie śledzi nasze życie na FB, po to, by podpatrywać, czy przypadkiem nie mamy lepiej od niej. Hejt ze strony bliskich boli najbardziej. Kochasz kogoś, ale słyszysz od tej osoby słowa, które Cię ranią i są często przyczyną rezygnacji z wielu rzeczy. Drugim typem hejtera jest „Wiecznozazdrościeniowiec”, czyli jak mówi Wawrzyniak – typ „żal dupę ściska”, zazdrość niemal w każdym wydaniu. To taka osoba, która, gdy zobaczy np. twoje zdjęcie z wakacji na Dominikanie, od razu zacznie wymyślać: „chwalisz się, weź się do roboty, bo ty odpoczywasz, a inni ciężko pracują”. Gdy wrzuciłam zdjęcia na FB z urlopu, jeden facet skomentował: „Kogo stać na takie wakacje?”. Zamiast cieszyć się i inspirować, myśleć: „Super, też kiedyś muszę zobaczyć to miejsce”, osoba ta czuje niewyobrażalną zawiść i zazdrość. Dwie moje znajome są obecnie na wyprawie w Peru i Boliwii. Z wypiekami na twarzy śledzę ich posty na Facebooku. Komentuję piękne zdjęcia. I mówię sobie: „Kiedyś też tam pojadę”. Myślę, że do takich przemyśleń są jednak zdolni mądrzy, niezakompleksieni ludzie. Ostatnim typem hejterów (choć Wawrzyniak podaje ich znacznie więcej, ja wymieniam trzy najczęściej występujących) jest tzw. Wyśmiewca Stadny. Sam jest słaby, jego zdanie mało znaczące, więc łączy się z innymi jemu podobnymi w grupy. Dopiero będąc w niej, czuje swoją siłę. Do tej grupy najczęściej zaliczają się nasi najgorsi (byli już) klienci, konkurencja. Ktoś, kto ponarzekał, komu nie wyszło, kogo nie zadowoliliśmy, bo miał wygórowane oczekiwania. Natychmiast taka osoba znajduje popleczników i zaczynają cię oczerniać w sieci, najczęściej wśród obecnych klientów. To najbardziej znana mi grupa. Miałam kiedyś klientkę w agencji PR, która nie zapłaciła mi pieniędzy za ostatni miesiąc działań, wymyśliła, że coś zrobiłam nie tak (szukała wymówki, by zwyczajnie zerwać umowę, bo gdy poprosiłam o konfrontację, nie pojawiła się) i poszła do mojej konkurencji. Połączyli siły w walce przeciwko Adamskiej (śmiech). Takich przypadków w mojej karierze było kilka. Ale, jak ja to mówię: swój swego znajdzie. Ten sam poziom widocznie reprezentują.
Najbardziej zastanawiające dla mnie jest oczernianie przez obce osoby, które przecież kompletnie nas nie znają. Niedawno wrzuciłam na Facebooka zdjęcie z kampanii reklamowej dla marki M’onduniq, której zostałam twarzą. Nieznana mi osoba skomentowała: „Kolejna plastikowa piękność”. Zatem odparłam na jej zarzut i wrzuciłam swoje zdjęcie bez makijażu z podpisem „Plastik pozdrawia”. Pani nie widziała mnie na oczy, ale od razu wrzuciła mnie do jednego worka „Sztucznych piękności”. Co jak co, ale do zrobionych kobiet nie należę. Nie miałam nigdy w życiu żadnej operacji plastycznej. Uwielbiam siebie bez makijażu. Na co dzień kompletnie się nie maluję. Bardzo często wrzucam na walla zdjęcia w wydaniu sauté. Kocham siebie! W taki zdrowy sposób.
Jak sobie radzisz z hejtem? Co poradziłabyś innym kobietom w podobnej sytuacji?
Michał Wawrzyniak nawołuje do tego, żeby walczyć z hejtem. Żeby pokornie nie zgadzać się na niego. Oczywiście hejtu nie da się całkowicie wyeliminować, ale czy naprawdę mamy pozwolić, by nas zdominował? Najważniejsze to nauczenie się znajdywania dobrej strony w tym, co ktoś robi w złym celu. Nauczyć się szukać drugiego dna, przekuwać na swoją korzyść to, co ktoś nam zarzuca. Autor książki Hejtoholik dosadnie pisze: „Nie pozwól, aby ktoś spróbował ci wmówić, że na agresywne zachowania ludzi ty masz tylko i wyłącznie odpowiadać przeprosinami za to, że żyjesz. Jesteś człowiekiem, a nie robotem. Masz prawo reagować tak, jak w danej chwili serce ci dyktuje. (…) Działaj bez względu na to, czy użyjesz ostrego słowa, czy mocnego gestu”. Walka z hejtem to także działania prewencyjne w sieci. Zapraszaj do znajomych na FB tylko ludzi, których znasz, poznałeś osobiście, osoby, na których ci zależy. Używaj narzędzi do blokowania komentarzy, usuwania ze znajomych, usuwania z grup. Po to przecież to wszystko zostało stworzone. Nasza przestrzeń w sieci jest tak samo osobista i intymna, jak ta w życiu realnym. Powinna dawać nam poczucie bezpieczeństwa.
Nie znam osób, których nie bolałyby kąśliwe uwagi, pomówienia, plotki. Najczęściej rozsiewają je nasi byli partnerzy, pracownicy, osoby kiedyś związane z nami. Według mnie jest to wyłącznie potwierdzenie tego, jacy są mali i słabi. A przede wszystkim bezsilni. Bądźmy ponad nimi. Róbmy swoje. Nic bardziej nie zaboli naszego przeciwnika niż kolejny nasz sukces! Cieszmy się życiem, czerpmy z niego pełnymi garściami, spełniajmy swoje marzenia. A przede wszystkim patrzmy na innych z miłością i serdecznością!
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
Zdjęcia Dorota Czoch