Od 2014 roku pracuję jako kasjerka w hipermarkecie w Lublinie. Może ktoś myśli,że to wstyd się przyznawać bo przecież kasjer to człowiek " poniżej normy " w kwestii IQ i nawet na "drugi sort" się nie załapuje. No i jeszcze jestem niepełnosprawna , co widać po zdeformowanych dłoniach. Ale nie o tym chciałam pisać. Kwestia , którą chcę poruszyć to stwierdzenie jakie powtarza się jak mantrę wszystkim kasjerom a brzmi ono" Nasz klient - nasz pan".
I tu budzi się we mnie stanowcze" NIE". Nie zgadzam się. Jestem wolnym człowiekiem, niewolnictwo już dawno zniesiono więc klient nie jest moim panem. Pomiędzy mną a osobą po drugiej stronie istnieje współpraca. Ja wykonuję czynność polegającą na zliczeniu wartości kupowanych przez klienta towarów, a ta osoba reguluje należność. Ciągłe wpajanie nam ,że mamy same obowiązki wobec klienta i z każdym kolejnym dniem zaczynają się schody... Coraz bardziej strome. Kasjer to ostatnia osoba z jaką mamy styczność robiąc zakupy w sklepie. I to na niej spoczywa "obowiązek" wysłuchania obelg,wyzwisk i innych, temu podobnych zachowań nabywców dóbr materialnych. Ostatnio zostałam złodziejką - tak twierdził klient- bo proszek do prania miał wyższą cenę na kasie od tej, która widniała na regale. Bez żadnego ale klient krzyczał na mnie, wyzywał aż siniał momentami. Starałam się zachować spokój. Ponieważ jestem osobą kulturalną, nie wdawałam się w spór jaki fundował mi ów Pan razem z synem. I to również go złościło. Był zły, że nie kłócę się z nim. I wtedy widząc moje dłonie znalazł sobie kolejny punkt " zapalny" czyli powód do kontynuacji awantury. Usłyszałam, że nie dość,że okradam go to jeszcze jest zdziwiony, iż cytuję: "Że też coś takiego zatrudniają" Zadałam mu tylko jedno pytanie. Jakie ma prawo żeby wyzywać mnie od złodziei skoro mnie nie zna i dlaczego mówi o mnie " coś takiego". Odpowiedzi nie otrzymałam... Mówiąc szczerze nawet nie liczyłam na nią. O słowie "przepraszam" nie wspomnę.
Moim skromnym zdaniem nie dajmy podstaw żeby traktować kasjerów jak niewolników, których panami są klienci. To bardzo źle wpływa na relacje międzyludzkie, niszczy człowieczeństwo i ubliża wszystkim ludziom pracującym na tych stanowiskach. A przecież nie mogę wypisać sobie na czole jakie ukończyłam studia - w moim przypadku Wydział Chemii na UMCS oraz zarządzanie nieruchomościami i zamówienia publiczne. I tylko choroba wykluczyła mnie na pewien czas z życia zawodowego, a powrót do pracy po czterdziestce jest w naszym regionie trudny. Nie narzekam jednak bo z natury jestem pogodna, optymistycznie nastawiona do świata i wolę spokój.
Joanna Stępień