Podobne artykuły:
Wychowałaś się w Libii, tam spędziłaś dzieciństwo i młodość. Jak tam trafiłaś? Co w tobie zostawił ten kraj?
Libia pozostawia ślad na zawsze.To jeden z najpiękniejszych krajów na świecie. Pojechałam tam z Rodziną, Tata jest lekarzem i został zaproszony na kontrakt, by z tysiącami polskich lekarzy "rozkręcać medycynę".
Moją "piaskownicą" były plaże nadmorskie lub agory starożytnych miast, gdzie z innymi dziećmi odgrywaliśmy sceny z mitologii, bohaterów, którzy na terenie Libii właśnie zostali opisani w swych heroicznych przygodach. W Libii wyskoczyła z głowy Zeusa Atena, tam znajduje się Ogród Hesperyd, tu Herkules stoczył swe walki, tu jest Jezioro Argonautów. Anteusz, by żyć musiał dotykać Matki-Ziemi.
Jest tu Morze Śródziemne pełne zatopionych starożytnych miast, dzikich wysepek zamieszkałych tylko przez mewy. Często weekendy spędzaliśmy na takich wysepkach, mężczyźni polowali na ryby, kobiety piekły je w ognisku, a dzieci pływały wokół, wyławiając z zatopionych statków starożytne monety czy fragmenty antycznych amfor . Wracam do tych chwil szczęśliwych w mojej libijskiej sadze, "Róża Pustyni", w "Pannie Młodej" i w wydanej niedawno jej kontynuacji, w "Żonie".
Byłaś w Libii podczas arabskiej wiosny. Mówiłaś często o tym,że było to dla ciebie ogromne przeżycie... W końcu wyjechałaś do USA. Dlaczego? Jak dalej potoczyły się twoje losy?
Mieszkam w Londynie. To jedno z najpiękniejszych i najbardziej przyjaznych miast na świecie. Jestem historykiem sztuki, a to właśnie tu znajduje się wiele z moich ukochanych obrazów, tak pięknie opisanych na przykład u Herberta. Dużo czasu spędzam zatem w National Gallery z Vermereem, Caravaggiem, Rembrandtem i Botticellim, w Tate Britain u ulubionych Prerafaelitów, czy w dziale starożytności The British Museum. Lubię przystanąć przy pozostałościach Akropolu, tak znakomicie tu wyeksponowanych. Patrzę na Mojry, zastanawiam się nad losem ludzkim, nad tym, jak czasem one nieoczywiście plączą ścieżki naszego życia. I jaki ma to wyższy sens? Niekiedy od razu zasiadam tam w kawiarni i przelewam myśli na papier.
Często przyjeżdżam do Warszawy, do Rodziców, ich domu pełnego książek. Mama przygotowuje dla mnie korzenne śledzie, które smakują najlepiej właśnie tu, a Tata aromatyczną zupę pomidorową przyprawioną arabską harissą.
Warszawa mnie zachwyca nieustannie. Ciągle biorę udział w ciekawych wydarzeniach artystycznych. Teraz przyjechałam jako gość światowych Targów Książki w Warszawie. Ogromnym przeżyciem dla mnie i mojego dorosłego już Syna był udział w spektaklu Teatru Powszechnego "Księgi Jakubowe" według Olgi Tokarczuk. Znakomite widowisko, o wyjątkowej urodzie plastycznej, oparte na obrazach Boscha, Chagalla, Siemiradzkiego, Podkowińskiego, braci Seidenbeutel z Kazimierza Dolnego. Księgi są mi wielowątkowo bliskie, ja też, w swoim wymiarze, piszę o udręce i bogactwie życia na styku trzech religii monoteistycznych; judaizmu, chrześcijaństwa oraz islamu.
"Powszechny" to jedno z najważniejszych dla mnie miejsc w Warszawie. Piszę dzięki też moim doświadczeniom związanych z tym miejscem. Nie tylko Libia mnie ukształtowała. Studia to Uniwersytet Warszawski i oporniki wobec reżimu. Rzym, tropienie Caravaggia po zatybrzańskich zaułkach i kąpiel w di Trevi jak u Felliniego. Rodzice byli na kontraktach w Libii na przestrzeni 30 lat. Wracali, na przykład w Polsce spędziłam całą 8-mą klasę. Tata przyjął wtedy zastępstwo za chorą koleżankę i wpółpracował z "Powszechnym" jako ich lekarz. I tak, w zasadzie cały ten rok spędziłam przy Zielenieckiej róg Targowej, wielokrotnie oglądając grane tam sztuki. Poznałam Hubnera, Dubrawską, miałam szansę z nimi rozmawiać, traktowali mnie bardzo życzliwie, a były to osoby, które stworzyły geniusz tego Miejsca. Wiele razy byłam na "Locie nad kukułczym gniazdem". Po pierwszym spektaklu, Tata miał kłopot z wyjazdem z parkingu. Ktoś zaoferował pomoc, okazało się, że to był Olgierd Łukaszewicz, grający jedną z głównych ról. Wzdrygnęlam się, kiedy go zobaczyłam, krzycząc, "Co Pan tu robi! Przecież Pan umarł"!
Potem była olimpiada polonistyczna. W części prezentacyjnej (też wtedy takie były!), przygotowałam recenzję "Lotu" i jego związków z teatrem starożytnym. Potem siedziałam na ławce na korytarzu, biorąc udział w giełdzie "o co pytali-kiedy będą wyniki", w tłumie przejętych nastolatków, ubranych w biało-granatowe odświętne stroje. Drzwi do sali egzaminacyjnej się otworzyły, wyszła pani przewodnicząca komisji. Zamarliśmy, zamikliśmy wpół słowa, słychać było tylko stukot jej obcasów na sosnowej jasnej posadzce. Dudniło mi w uszach - "tuk-tuk-tuk-tuk". Ucichło. I stukot zaczął wracać do nas, zatrzymując się tuż przede mną. Patrzę w podłogę i widzę brązowe buty przewodniczącej komisji. Wstałam zatem, choć myślałam, że zmedleję. A pani serdecznie pochyliła się nade mną. I słyszę. "Może nie powinnam tego mówić, ale po raz pierwszy mi się to zdarza w mojej karierze nauczycielskiej. Wiedz, że już wygrałaś olimpiadę polonistyczną, to było znakomite wystąpienie, cała komisja jest pod ogromnym wrażeniem".
To jak tu nie pisać książek (śmiech).
Piszesz po polsku i uważasz się za Polkę. A jednak akcja twoich książek dzieje się w Libii. Powrót do kraju dzieciństwa? próba przybliżenia Polakom arabskiego świata?
Libia i saga libijska to fakt. Ale akcja toczy się nie tylko w Libii. W Polsce, na Malcie, w Syrii, w Libanie, w Egipcie, we Włoszech, w Stanach Zjednoczonych, w Izraelu, by wymienić najważniejsze miejsca. Na pewno jest to powrót do miejsc szczęśliwych i próba zatrzymania tego w kadrze słowa. Oczywiście, że moje książki pełnią też funkcję edukacyjną. Otrzymuję wiele maili i wiadomości poprzez Facebook, gdzie, nie tylko Kobiety (sic!), moi Czytelnicy dziękują mi za przybiżenie historii Libii i dziejów konfliktu na Bliskim Wschodzie, który teraz i nas dotyczy. Dostaję takie listy; "Trzy noce przez panią nie spałam. Pierwsze dwie, bo czytałam pani książkę, od której nie mogłam się oderwać, kolejną bo zrozumiałam, co się dzieje na świecie i w jaki sposób to nas dotyczy i co możemy zrobić, by wyjść z tego zwycięsko".
Czy pisarz może sobie wymarzyć coś piękniejszego, niż tworzenie literatury, która porusza ludzi?
Nie będziemy zdradzać fabuły "Żony" - twojej ostatniej powieści, ale jest tam poruszony problem terroryzmu. Dlaczego o tym piszesz?
Pomysł napisania sagi libijskiej zrodził sie w szoku po atakach na Twin Towers. Jest moją interpretacją jak do tego doszło i co dalej.
Saga zaczyna się 11 września 1971 roku, na weselu Amerykanki i Libijczyka, w luksusowym hotelu położonym u stóp piramid. Przypomnę tytuł pierwszego rozdziału "Kronika zapowiedzianej śmierci", czyli dla moich Czytelników jest to wyraźny sygnał dokąd, literacko, zmierzam.
Dorastałam w cieniu reżimu Kadafiego, który osobiście jest odpowiedzialny za dzisiejszy obraz terroryzmu na świecie. Dorastałam też w reżimowej Polsce, która odpowiada za naszą mentalność i głód wolności. W moich książkach szukam odpowiedzi jak rodzi się zło, bo przecież wszyscy rodzimy się dobrzy, co się potem dzieje, że niektórzy porzucają drogę dobra i wkraczają na ścieżkę zła, rujnując świat. Szukam też drogowskazów i podpowiedzi wynikających z mądrości historii, mitologii, sztuki, literatury, co możemy zrobić, by to powstrzymać.
Polska jest coraz bardziej przeciwna uchodźcom - muzułmanom. Co o tym sądzisz? Jak to wygląda z twojej perspektywy?
Piszę wiele o uchodźcach, najwięcej w "Żonie" właśnie. Przypominam polską falę, podczas drugiej wojny światowej, kiedy muzułmanie dali schronienie na terenie Iranu kilkudziesięciu tysiącom Polaków, głównie dzieciom. Piszę o uchodźcach w Anglii, wśród nich była moja daleka stryjeczna babka, jedna z najwybitniejszych polskich poetek, Maria Pawlikowska - Jasnorzewska, która umarła samotnie w Manchesterze. Przypominam wielką emigrację lat stanu wojennego, kiedy przez Włochy, Austrię i Maltę, do Kanady, Australii i Stanów wyjechało tysiące Polaków. Co byłoby z wieloma polskimi rodzinami, gdyby wtedy nam odmówiono pomocy? Natomiast rozumiem też lęki Polaków, którzy słusznie obawiają się o swoją tutaj ekonomiczną przyszłość i mają problem, że coś odbywa się "naszym kosztem". Obowiązkiem każdego państwa jest stworzenie stabilnego systemu opieki nad obywatelem, nad jego edukacją, zdrowiem. Aby żyło się godnie i wygodnie, za godziwe pensje. W Polsce tego nie ma powszechnie, czeka się latami w kolejce do lekarza, edukacja szarpana jest coraz to nowszymi pomysłami i zmianami. To smutne, bo od 4 czerwca 1989 roku mija własnie 27 lat.
A fobia antyislamska w Polsce? To tylko polityka podsycania złych emocji. Bazowanie na mitach na temat świata arabskiego. Uprzedzenia, ksenofobia i lęki. I dlatego rozumiem strach Polaków, bo nikt nie daje im alternatywnej wiedzy, opartej na faktach. Mamy wspólny pień, i my chrześcijanie i żydzi i muzułmanie. Powinniśmy z tego czerpać i umieć budować mosty, a nie poddawać się tym, którzy bazując na niewiedzy mylą religię z fundamentalizmem.
Co może zmienić nasze podejście?
Potrzeba wiedzy, edukacji i integracji. Wzorem może być Anglia. Mieszkam w wielokulturowym mieście, gdzie obok siebie żyją zgodnie przedstawiciele wszystkich ras i narodów. Przyjaźnie, zgodnie, bez strachu. Chociaż też wybuchają tam bomby, są zamachy terrorystyczne. Ale Anglicy nie umieją żyć w strachu. Może dlatego mieszka tam tylu Polaków? Aczkolwiek rozmawiamy w cieniu referendum na temat Brexitu, czyli wyjścia z Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że to może spowodować kolejną falę uchodźców polskich.
Chciałabym też tutaj sprostować nieprawdę powielaną w polskich mediach, że nie możemy głosować w tym tak ważnym dla nas referendum. Otóż możemy, każdy kto ma angielski Pesel, czyli Nino, może, a nawet powinien!
Dużo miejsca poświęcasz też w książkach zawiłości duszy kobiecej. Jesteś już kobietą doświadczoną. Jakie jest twoje życiowe credo?
"Carpe diem, there is always a sun".
Wiem, że masz w planach robienie czegoś fajnego dla innych kobiet, rozmawiałyśmy niedawno o tym. Zdradzisz nam swoje plany?
Ciagle coś robię fajnego społecznie. Tak doszło do powstania w Londynie działu z polską książką. Pracuję nad projektem "Kobiety dla Kobiet". Jeszcze jest za wcześnie, by o tym mówić, ale będziesz pierwsza, która się o tym dowie. Tytuł Twego magazynu jest mi bardzo bliski. Sama jestem kobietą XL, bardzo z tego tytułu szczęśliwą, chociaż musiałam do tego dojrzeć.
Kocham też Twoje okolice. Dzięki miejscom i literaturze. "Sztukmistrz z Lublina" Singera jest dla mnie jedną z najważniejszych lektur życia. Z mężem Brytyjczykiem i dziećmi wiele weekendów spędzamy w Kazimierzu nad Wisłą, miejscu magicznym, gdzie zatrzymał się szczęśliwy czas. Tam wszyscy malują, jest wiele galerii sztuki, najlepsze obiady rodzinne "U Fryzjera" czy w "Zielonej Oberży". Zawsze śpimy w kultowym SARP-ie, przy kazimierskim rynku. Przywieźliśmy też tam kiedyś wyrzuconego z samochodu psa, który wył na szosie pod Dęblinem. Zyskał wspaniały dom i życie. Był (podobno - śmiech), groźny i nieufny, ale kiedy do niego podchodziliśmy od razu się przytulał do nóg. Może pamiętał, jak go wieźliśmy, zarkwawionego. Potem dojechaliśmy do SARP-u, wnosząc go na rękach. Wyszedł Dyrektor Zdonek, Panie świeć nad jego piękną duszą i od razu rzekł "Zajmę się nim".
Z każdej wizyty w tej okolicy przywozimy obrazy lubelskiego artysty Fąfrowicza czy kazimierskiego de Tramencourta. Lubimy spacery nad Wisłą, do Mięćmierza, wąwozami, ścieżkami Kuncewiczów, rejsy leniwym parostatkiem do Janowca. Lubimy kawę i lody na lubelskim rynku, pamiętamy jak wyglądał jeszcze niedawno, zdewastowane ruiny, a dzisiaj świeci blaskiem na cały świat. Słyszałam, że w Lublinie działa nowoczesna biblioteka tak piękna jak w Rumi, wiem, że popularne są tam moje książki, "Panna Młoda" i " Żona".
Jak tu nie być szczęśliwym?
Trawestując słowa Singera "jestem wdzięczna za Czytelników, którzy śledzą moją każdą myśl, każdy pomysł, każde słowo".
Rozmawiała Magdalena Gorostiza