Natalia Smulik lubi wychodzić poza poza system. Chce żyć blisko natury, bez kredytów hipotecznych, bez miejskiego pospiechu i zobowiązań. Rok temu kupiła hektar ziemi w miejscowości Jelenie w okolicach Ostrowi Mazowieckiej. Tam zaczęła nowe życie ze swoją 10-letnią córką Julią.
- Mieszkałam wcześniej w Nieporęcie, miałam stacjonarny sklep z biżuterią. Ale zaczynało się tam dla mnie robić zbyt miejsko. Postanowiłam więc uciec tu, gdzie cisza i spokój – mówi Natalia.
Nie chciała budować domu na kredyt, nie chciała żadnych zobowiązań, których mogłaby nie dźwignąć. Kiedyś wynajmowała duże domy, teraz uznała, że chce mniej. Przywiozła z Nieporętu swój domek holenderski, nieco go rozbudowała. Dla dwóch osób w zupełności wystarczy.
Żyje otoczona zwierzętami, bo zwierzęta uwielbia. Kiedyś miała stajnię z 16 końmi, jest instruktorką jazdy. Dziś ma tylko dwa konie, ale żyją w otwartej stajni. Bo Natalia chce, żeby wychodziły, kiedy chcą, czuły się wolne, spały pod gwiazdami, jeśli mają na to ochotę. Hoduje koty ragdoll i owczarki niemieckie. Sklep prowadzi już tylko w internecie, bo na odludziu, na którym mieszka, nie byłoby sensu sprzedawać czegokolwiek stacjonarnie.
- Wbrew pozorom sklep w internecie „sam się nie robi’, nie jest to łatwa praca, jest ogromna konkurencja, sporo czasu poświęcam na to, żeby dotrzeć do klientów, muszę też pakować i wysyłać paczki – opowiada Natalia.
Trzeba też zająć się zwierzętami, a przy nich też jest sporo roboty. To wysiłek okupiony bólem kręgosłupa, bo Natalia od dawna ma z nim problem.
- Ale nie narzekam, robię to, co kocham, żyję tak, jak chcę. Moje konie już nie są pod wierzch. Mam z nimi specjalną więź i ma zamiar ją też wykorzystać. Myślę, że mają w sobie cudowną moc, którą można zarażać ludzi – opowiada Natalia.
Zwierzęta to także obowiązek, więc Natalia ograniczyła wyjazdy do minimum. Czasami ktoś zajmie się „ żywym inwentarzem” przez dzień czy dwa, ale raczej trzeba być na miejscu.
- I okazało się, że choć kocham swoje zwierzaki, zaczęło brakować mi też ludzi. Ceny benzyny są wysokie, znajomi ograniczają swoje wizyty. Na miejscu ludzie są dość zamknięci, trudno o nowe znajomości. A ja mam w sobie tyle energii, że chcę ją dzielić z innymi – mówi Natalia.
Ubolewa nad tym, że nawet rówieśnicy jej córki większość czasu spędzają wpatrzeni ekran telefonu czy komputera. Wirtualny świat tak pochłonął ludzi, że brakuje czasu na kontakty w realu. A ona za takimi kontaktami i za rozmowami z innymi, ale na żywo, tęskni najbardziej.
- Miałam jakieś opory przez chwilę, ale wrzuciłam post na grupie, że czuję się samotna i szukam bratnich dusz. Odzew przeszedł moje oczekiwania, odezwały się kobiety w podobnej sytuacji, samodzielne matki, które też odczuwają boleśnie brak kontaktów – mówi Natalia.
Ma świadomość, że w tym wieku przyjaźnie zawiązuje się trudniej. Ale można znaleźć osoby, z którymi chętnie się porozmawia, które myślą podobnie i nadają na takich samych falach. Więc w najbliższy weekend Natalia organizuje ognisko, przyjedzie dziewięć kobiet. Bardzo jest ich ciekawa, szczególnie, że każda z nowych znajomych ma jakąś ciekawą pasję.
- Mam nadzieję, że coś dobrego z tego spotkania wyniknie, że powstanie jakaś więź, będziemy coś wspólnie organizować. Cieszę się, że dałam ten post, że się przełamałam. Myślę, że dużo ludzi jest w podobnej sytuacji, ale nie mają odwagi napisać o tym jako pierwsi. Że czują się samotni, i że to boli. A może warto spróbować wyjść poza ekran komórki? Bo żywego człowieka nic nie jest w stanie nam zastąpić – mówi Natalia.
Magdalena Gorostiza