Dlaczego wyjechałaś właśnie na Syberię?
Ano dlatego, że dusza, serce wołało już od kilku lat. Nie było jakiegoś konkretnego celu, tylko ta dziwna tęsknota…Podróże zawsze dobrze na mnie działają. Nieważne daleko czy blisko, ważne, by było jak najbardziej dziko i cicho. Jak najbliżej natury i siebie. A tym razem potrzebowałam tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. 9 miesięcy walki z okrutnym przeciwnikiem wycieńczyło mnie bardzo, moja mama chorowała na raka. Skończyła 59 lat tuż przed śmiercią. Niedługo po niej nagle zmarł tato, potem babcia. I wiedziałam, że muszę na Syberię pojechać. To oczywiście było jeszcze przed inwazją Rosji na Ukrainę, bo teraz taki wyjazd jest nierealny.
Miałaś specjalne oczekiwania?
Doświadczenie mnie nauczyło, żeby nie oczekiwać. Oczekiwania to rozczarowania, jak mawiam często w Kręgu przed warsztatami. Nie było więc planu, "napinki" w stylu ”musisz to zobaczyć “ Była nadzieja, że znajdę odpowiedzi, że wrócę do życia. Stara wiedzą, szamanizmem interesuję się od lat. Gdy jest taka potrzeba, pracuję z bębnem szamańskim i wykorzystuje niektóre szamańskie praktyki w mojej holistycznej praktyce terapeutycznej. Na Syberii są prawdziwi szamani. Chciałam do nich dotrzeć, jak los da.
Szamanizm to nazwa często nadużywana, szczególnie, gdy ktoś chce zrobić biznes na duchowości.
Niestety w dzisiejszych czasach obserwuję jak ludzie Zachodu nadużywają tej nazwy, nie mając często pojęcia o rytuałach, tradycji i narzędziach. Szamanizm jest jedną z najstarszych duchowych i uzdrowicielskich praktyk ludzkości. Samo słowo “szaman “ wywodzi się z języka syberyjskich Tunguzów(Ewenków), ale poszczególne plemiona mają swoje nazwy. Ludy Chakasji, Tuwy, Ałtaju nazywają szamanów „kam”, Jakuci mają swojego “ojuna,” Bycie Szamanką, Szamanem czyli w wielkim skrócie uzdrowicielem, który posiada umiejętność wchodzenia w trans, inny stan świadomości i ma kontakt z Duchami to przede wszystkim ogromna odpowiedzialność i służenie dla dobra Ziemi i ludzi. To umiejętności, talenty, z którymi się rodzisz. W ścieżce syberyjskiej nie używa się żadnych substancji psychoaktywnych, nie można też samemu inicjować się na szamana. Najważniejszym atrybutem jest bęben, czyli koń szamana - odpowiednia częstotliwość bębnienia pobudza fale theta w naszym mózgu. Te same, które odpowiadają za kreatywność, śnienie, niestandardowe rozwiązywanie problemów. Ale i na Syberii są osoby, które udają szamanów, niczym farbowane lisy, dla pieniędzy będą podawać się za cudotwórców. Dlatego trzeba uważać. Przed wyprawą na Syberię fotografowałam już plemiona w Nagaland, Aruna Pradesh (stany w Indiach północno-wschodnich). Teraz chciałam sfotografować największy festiwal w Tuwie “Naadam” i poznać tutejszych szamanów i ich narzędzia.
Jak wyglądała podróż?
Wyruszyliśmy z moim partnerem z Gdańska autobusem do Kaliningradu. Z Kaliningradu samolotem do Moskwy. Z Moskwy pociągiem do Abakanu. Byliśmy w dziesiątym z 14 wagonów Kolei Transsyberyjskiej. Przed nami było 86 przystanków i 4 dni w pociągu bez klimatyzacji. Wykupiliśmy droższe dolne prycze, by móc normalnie siedzieć i opcję ”kupe” czyli 4 prycze w przedziale. Zaczęliśmy od Tuwy, bo to kolebka szamanizmu, jedyna republika, której ponad 80 % stanowi rdzenna ludność i gdzie młodzi ludzie nadal mówią po tuwińsku. To w jej stolicy, Kyzył, znajduje się Tuwińska Wspólnota Szamanów “Dungur”(czyli Bęben) i odbywa się “Naadam”, ich największe narodowe święto. Można podczas niego obejrzeć min. zawody w łucznictwie, wyścig konny, zobaczyć przepiękne ludowe stroje i wypić czaj z baranim mlekiem w tradycyjnej jurcie. W Tuwie ludzie przychodzą do szamana , jak u nas do lekarza pierwszego kontaktu.
Ty też poszłaś...
Przyznaję, że bardzo się stresowałam przed moją wizytą. Ponad 20 lat nie posługiwałam się rosyjskim. Szamani przyjmowali w małym, starym domu z bardzo niskim sufitem. To coś jak nasza przychodnia. Po kilkunastu minutach czekania, przyjęła nas staruszka wystrojona w wysoką czapkę z piór i płaszcz z mnóstwem warkoczyków i dzwoneczków. Po kilku pytaniach zgodziła się nas przyjąć. Rytuał Tatiany nie zakończył się cudownym uzdrowieniem mojej duszy. Ale to co mówiła, miało sens i na pewno mi pomogło. Talizman, który dla mnie zrobiła towarzyszył mi do końca wyprawy i wierzę, że wspierał w czasem bardzo trudnych i niebezpiecznych sytuacjach. A uderzenia “jej “ niedźwiedziej łapy na pewno będę długo pamiętać! Służy ona do omiatania złej energii i złych myśli.
Jesteś zachwycona Syberią.
Tak, ale trzeba pamiętać, że Syberia to prawie 13 milionów kilometrów kwadratowych, ogromna różnorodność językowa i kulturowa rdzennej ludności. To przepiękna przyroda, jeszcze dzika i ludzie, którzy jeszcze nie są skażeni komercyjną turystyką.
Ja byłam w Tuwie, Chakasji, Ałtaju, Buriacji, Kraju Krasnojarskim i Zabajkalskim. Spędziłam tam łącznie 13 tygodni. Wszędzie spotykałam się z niesamowitą gościnnością i serdecznością. Wszędzie można rozbić namiot i rozpalić ognisko. Wszędzie są wychodki i prysznice na zewnątrz. Ale jeśli lubisz komfort i musisz mieć ciepłą wodę, to nie jest miejsce dla ciebie.
To, co mnie również urzekło to szacunek do świętych miejsc i ich duchów/opiekunów. Praktycznie każdy szczyt góry jest za taki uważany. Budowane tam są tak zwane “owo”, kopczyki z modlitewnymi i dziękczynnymi wstążkami. W takim miejscu konieczne jest uhonorowanie duchów i złożenie im prezentów w postaci mleka, wódki, czasem też słodkości.
Największym miejscem mocy jest natomiast wyspa Olchon na Bajkale u podnóża słynnej i pięknej skały Szamanki, którą sfotografowałam i z lądu i z wody. To tutaj zjeżdżają się najpotężniejsi szamani, to tutaj przy ogromnych 13 palach(serge) modlą się i zawiązują szarfy Buriaci. Syberia mnie oczarowała, uzdrowiła. Byłam tam dwa razy. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę.
Czego się nauczyłaś?
Od mojego chakaskiego nauczyciela i szamana z dziada pradziada, a także fizyka i psychologa z wykształcenia, zdobyłam dodatkową wiedzę o bębnie szamańskim, o tym jak prawidłowo go oczyszczać, harmonizować, jak lepiej z nim pracować. Dowiedziałam się dużo o tradycjach chakaskich szamanów. Valery nauczył mnie większego szacunku do Duchów, Bytów, o potrzebie ich ugaszczania. Dzięki pracy z nim, po raz pierwszy w życiu zaśpiewałam tak potężnym głosem, że aż sama się go wystraszyłam. Poznałam moc pieśni i wizualizacji. Tą wiedzą i narzędziami praktycznymi dzielę się na moich warsztatach i indywidualnych sesjach, gdy wspieram innych w ich drodze do zdrowszego, szczęśliwszego życia. Jestem właśnie w trakcie pisania książki. 24 listopada w piątek o godzinie 18.30 w Gdańsku będzie prelekcja i wernisaż moich zdjęć z tych wypraw, na który serdecznie zapraszam.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza