Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego właśnie królowa Wiktoria dała swoje imię czasom, które zapisały się w historii jako najgorsze dla miłości. Epoka wiktoriańska to - jak podaje każda encyklopedia, z Wikipedią włącznie - czas, w którym obowiązywała rygorystyczna moralność, głosząca potrzebę ukrywania, a nawet tłumienia uczuć, w którym każdy żywszy odruch blokowały góry konwenansów. Ale dlaczego zawdzięczamy ją Wiktorii - wciąż jest dla mnie niejasne.
Bo na pozór wygląda to na sprzeczność. Wiktoria przecież wyszła za mąż z miłości, a nie z rozsądku. Więcej - była pierwszą na świecie monarchinią, która miała dość odwagi, żeby wybrać człowieka, którego kocha, a nie tego, którego ze względów polityczno-dynastycznych podsuną jej doradcy. Dlaczego więc przeszła do historii jako ta, która miłość ma za nic? Co takiego zdarzyło się w jej małżeństwie z Albertem, o którym do dziś większość z nas myśli jako o związku idealnym?
Wiktoria na portrecie koronacyjnym
|
Kiedy w 1837 roku Wiktoria zostaje królową, ma ledwie 18 lat. Od razu jasno daje się jej do zrozumienia, na czym polega pierwsza powinność młodej władczyni: musi jak najszybciej znaleźć sobie miłego mężczyznę, który zapewni jej (i Anglii) następców tronu.
Ale młodziutka królowa ma z tym pewien kłopot. Panicznie boi się ciąży. Po pierwsze, w czasie połogu można umrzeć, tak jak kuzynka Charlotte, której śmierci Wiktoria zawdzięcza tron. Po drugie, można jeszcze bardziej utyć. A ona i tak jest pulchna, musi uważać na każdy kęs! Jak będzie wyglądać po kolejnych ciążach, odziana w rozłożyste krynoliny, przy swoich 150 centymetrach wzrostu? Jak pulpet, a nie jak monarcha! Przysięga sobie, że w ogóle nie wyjdzie za mąż. Postanawia, że będzie jak Elżbieta I, królowa dziewica, jej ideał i wzór.
W tym uporze udaje jej się wytrwać blisko dwa lata. Potem jednak dostrzega, że łatwo się nie wywinie. Widzi snutą wokół niej sieć intryg i coraz bardziej się boi, że koniec końców w jej łóżku wyląduje mąż wybrany przez parlament. Postanawia więc sama go sobie znaleźć.
Przypomina sobie niemieckiego księcia, którego spotkała przed laty i z którym dobrze się bawiła. Co prawda, wtedy oboje byli jeszcze dziećmi, ale może on nadal jest równie miły? I równie ładny? Jak dziś wygląda? Wysyła list do Alberta, księcia Saksonii-Coburga i Goty, zapraszając go do Londynu.
Kiedy się spotykają, Wiktoria pozbywa się wszelkich wątpliwości, bo Albert wygląda tak:
Młody książę Albert
|
W pamiętniku Wiktoria zapisze: "Albert wygląda... znakomicie. Ma włosy niemal tego samego koloru co ja. Jego oczy są bardzo duże i niebieskie, ma przepiękny nos i bardzo słodkie usta z małym wąsikiem". Oprócz tego ma szerokie ramiona, wąską talię, jest ujmująco nieśmiały, a jego angielski bardzo się poprawił od ich poprzedniego spotkania.
Wiktoria jest oczarowana. Po kilku zaledwie dniach uznaje, że nie ma sensu dłużej czekać. Wie, że teraz wszystko zależy od niej. Bo to ona musi mu się oświadczyć. Jest przecież królową światowego mocarstwa, a on jakimś nieznaczącym księciem karłowatego państewka w środkowej Europie. Propozycja małżeństwa musi wyjść od królowej.
Zaprasza Alberta do swego prywatnego gabinetu i mówi wprost, że byłaby szczęśliwa, gdyby został jej mężem. Oddycha z ulgą, gdy widzi jego błyszczące oczy. Albert bierze Wiktorię w ramiona i mówi jej - a jest tak wzruszony, że mówi po niemiecku - że nie marzy o niczym innym niż spędzenie z nią reszty życia.
Ta właśnie scena to kulminacyjny moment filmu "Młoda Wiktoria" (2009 r.), opowiadającego o pierwszych latach panowania królowej, z Emily Blunt w roli głównej:
Film kończy się w momencie, w którym kończą się wszystkie romantyczne bajki. Zostawia widza z poczuciem, że zakochani żyli potem "długo i szczęśliwie". Ale w przypadku Wiktorii i Alberta to prawda. Oni naprawdę kochali się, szanowali, byli sobie wierni, a kiedy Albert zmarł, Wiktoria do końca życia, przez czterdzieści lat, nosiła po nim żałobę. No więc, było jak w bajce? Prawie.
Wiktoria, Albert i ich dziewięcioro dzieci
|
Wiktoria z najstarszą córką
|
Wiktoria okazała się namiętną kobietą, lubiła fizyczną miłość, ale... po wydaniu na świat dziewięciorga dzieci, każdy miałby dość seksu. Ostatnie dziecko urodziła niemal w tym samym czasie, co jej najstarsza córka Vicky. I właśnie listy do córki odsłaniają to, co obrońcy harmonii królewskiego małżeństwa woleliby przemilczeć. Bo Wiktoria nie przebiera w słowach. Skarży się, że kobiety to "biedne, poniżane stworzenia", których jedynym zadaniem jest "dostarczanie mężczyznom uciech i przyjemności". Kiedy jej córka z entuzjazmem opowiada o porodzie, słyszy od matki twarde: "W takich momentach wyglądamy raczej jak krowy albo suki".
Fizyczna miłość, której efektem jest poniżenie? Być może właśnie wtedy, pod koniec małżeństwa Wiktoria uznała, że trzeba mieć baczenie na wszystko, co wygląda na miłość, namiętność, rozkosz. I stąd wzięła się ofensywa wiktoriańskich strażników moralności, tropiących każdy przejaw "nieobyczajnych" zachowań - z przekonania, że te romantyczne słowa skrywają fizjologiczną, męską potrzebę, poniżającą i frustrującą dla tak zwanej porządnej kobiety.
Zastanawiające jest zarazem, że w tej pozornie przyzwoitej wiktoriańskiej Anglii kwitła prostytucja, i to skali niespotykanej wcześniej w Europie. W tym czasie w Londynie na dwunastu mężczyzn przypadała jedna kurtyzana. Najwidoczniej ludzie, tak jak królowa Wiktoria, doszli do wniosku, że "zwierzęce" potrzeby mężczyzn muszą gdzieś znaleźć ujście. Rozpusta stała się normą w eleganckim towarzystwie. Ojcowie w ramach inicjacji seksualnej otwarcie prowadzili swoich dorastających synów do burdeli, a jedynym wymogiem była dyskrecja w zaspakajaniu tych "obrzydliwych" potrzeb, na jakie nie ma miejsca w przyzwoitym domu. Ich żony dzięki temu zyskiwały status nieskalanych, świętych kapłanek domowego ogniska, strzegących wyższych uczuć i wartości.
Tak rodziła się podwójna mieszczańska moralność, symbol epoki wiktoriańskiej, z którą walczyły potem całe pokolenia. Ostateczne wyzwanie rzuciły jej dopiero dzieci-kwiaty i rewolucja seksualna lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. I pomyśleć, do czego doprowadziła szczęśliwa miłość Wiktorii i Alberta...
(Cytaty zaczerpnęłam z książki Reinholda Dorrzapfa, "Eros, małżeństwo, Lucyper w pludrach. Dzieje obyczajowości seksualnej")
http://kobietyihistoria.blogspot.com/2012/08/wiktoria-ma-dosc-miosci.html