Osobiście uważam,że w samorządach powinno być jak najwięcej kobiet. To my w domach zarządzamy budżetem, umiemy się dobrze gospodarować. Mamy więcej empatii, potrafimy osiągać kompromisy.
Dlatego kandyduje, bo też jestem o tym przekonana. Generalnie uważam, że kobiety powinny mieć więcej realnej władzy, pełnić więcej funkcji przywódczych, a nie być „ozdobnikami” jak na przykład w PSL. Niech obu płci będzie po równo, niech obie mają głos. Ale prawdą jest, że kobiety są bardziej wyczulone na sprawy społeczne. Jesteśmy matkami, babciami, opiekujemy się członkami rodziny. Wiemy, jakie są potrzeby dzieci, ludzi starszych czy chorych zdecydowanie lepiej niż mężczyźni.
I dlatego chcesz zostać radną?
Chcę przede wszystkim działać dla ludzi. Zaangażowałam się w Nowoczesną, jestem w Lublinie przewodniczącą. W ramach N przygotowaliśmy program dla Lublina, bardzo fajny. Startuję z Komitetu Wyborczego Wyborców Krzysztofa Żuka, obecnego prezydenta. Dogadaliśmy się z innymi opcjami, mamy wspólne cele. Na przykład dotyczące inwestycji czy gmin okalających Lublin. Chcemy, żeby miasto się rozwijało.
A jak byś mnie zachęciła, żebym na ciebie głosowała? Bo te inwestycje czy gminy jakoś mnie nie przekonują.
Chciałabym zadbać o środowisko naturalne, dobrze by było gdyby wszystkie domy mogły korzystać z miejskiego ogrzewania. Koszt byłby niższy a i ludzie przestaliby w piecach palić śmiecie, odpady. Chciałabym, żeby Lublin żył - niech na Błoniach powstanie teren rekreacyjny, to wspólna zieleń do wykorzystania na pikniki, zabawy. Niech w każdej dzielnicy będzie choćby jedno tylko miejsce, w którym za darmo mogą się spotkać organizacje pozarządowe, stowarzyszenia czy kółka miłośników książek. Miasto ma lokale, które można w tym celu wykorzystać. No i najważniejsze jest chyba to, że potrzebujemy świeżej krwi – ludzi młodych, prężnych, nie skażonych układami, którzy chcą działać. Ja do nich należę. Idę do Rady Miasta tylko po to, aby coś dla Lublina zrobić. Mam swoją pracę i na byciu radną zawodowo nie skorzystam, kariery nie zrobię, nie będę jak to się mówi – kręcić swoich lodów. Bo nie mam zamiaru z pracą się rozstawać. Jestem lekarzem weterynarii, mam prywatny gabinet na Podwalu. Tu gdzie się urodziłam, gdzie od dawna mieszka moja rodzina. Jestem lubinianką od pokoleń. Kocham swoje miasto, znam jego potrzeby. Kandyduje min. ze Starego Miasta, mojej dzielnicy. Widzę, jak się zmieniła, ale chciałabym więcej. Uważam, że potrzeba dalszych remontów, inwestycji w naszą Starówkę. Nawet z kasy miasta. Bo to się zwraca patrząc po ilości turystów.
Ale może jak pójdziesz do samorządu to też ci się spodoba? I będziesz chciała tam zostać do emerytury…
Ja bym tyle w jednym miejscu nie usiedziała. Poza tym jestem za kadencyjnością radnych, prezydentów. Za tym, by po na przykład dwóch kadencjach był zakaz kandydowania. Uważam, że byłoby to dla polityki bardzo dobre. Musiałaby być rotacja kadry, nie kostniały by tak struktury. Nowi ludzie to zawsze nowe spojrzenie. A to jest bardzo potrzebne.
Jesteś też pracującą mamą. Twoja córeczka w styczniu skończy dwa latka. Macierzyństwo nie przeszkodziło ci jednak działać, spełniać się zawodowo. Dajesz innym kobietom przykład?
Pokazuję, że można. Oczywiście wymaga to wsparcia od rodziny, bo córeczką zajmuje się też mąż, pomaga moja mama. Na kilka godzin dziennie Monika chodzi do żłobka, uwielbia być z dziećmi. To rzecz jasna jest wyzwanie, by pogodzić te wszystkie role – matki, lekarza, polityka. Ale przy odpowiednim temperamencie i samozaparciu, można.
A jakie jest twoje marzenie dotyczące Lublina?
Żebyśmy stali się miastem, do którego się wraca. Mam na myśli tych młodych, którzy emigrują za pracą. Jak wyjadą zagranicę to prędzej wrócą do Warszawy czy Wrocławia, nie do Lublina. A przecież tu zostawili swoich bliskich, rodziców. I Lublin się starzeje, a szkoda. Chciałabym, żeby u nas była dla tych młodych i praca i zarobki, które ich zadowolą. Wiem, że to nie jest proste, ale jednak możliwe.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
zdjęcia Paweł Waga