Napisałaś już sporo książek, na marginesie, moim zdaniem świetnych, pisałaś felietony do Wysokich Obcasów. Z zainteresowaniem śledziłam twoja karierę. Piszesz z punktu widzenia przeciętnej kobiety, którą drażni zadęcie, sztuczność. Pokazujesz, że prawdziwe życie wygląda inaczej. Skąd taki pomysł na książki?
Nie wiem, skąd pomysł, ja właściwie nie mam nigdy jakiegoś pomysłu na książkę, tym bardziej nie mam pomysłu na książki.To tak jakby spytać lekarza, skąd pomysł na leczenie ludzi. To jest w człowieku, z tym się przychodzi na świat. Po prostu siadam i piszę, bo to jest moje życie, mój sposób na emocje, moja autoterapia. Piszę od najmłodszych lat, od kiedy nauczyłam się stawiać litery. Oczywiście imałam się wielu zajęć, ale żadne nie przyniosło mi takiej satysfakcji, spełnienia. Chociaż były bardzo potrzebne, wszystkie złożyły się na treść tego co teraz opisuję. Życie pisze najlepsze powieści, nie trzeba nic wymyślać, żadnych pomysłów. Wystarczy czasem usiąść i spisać, co się wydarzyło. Ja tak robiłam przez wszystkie lata dzieciństwa i młodości, do dziś mam zapisane tomy zeszytów. Przecież wszystko to, co się dzieje, to nasze życie. Zawsze wiedziałam, że należy ocalić je od zapomnienia.
Mam wrażenie, że masz wielu fanów, może fanek bardziej. Wydawać by się mogło, że jesteś wziętą pisarką. Nagle oznajmiasz na Facebooku, że z pisania w Polsce nie da się wyżyć. To jak to jest z zarabianiem na książkach?
Prawdę mówiąc, dopiero teraz się dowiaduję, jak to jest. Z pierwszej książki nic nie dostałam, choć wiem, że sprzedała się świetnie. Sprawa trafiła do sądu, co też niczym nie poskutkowało. Dopiero gdy postraszyłam wydawcę jego własną żoną (dowiedziałam się, że tylko jej się boi), dostałam jakieś symboliczne pieniądze na odczepnego. Następne książki też mnie nie rozpieszczały. Wydawcy wykazują jakąś sprzedaż, ale autor nie ma dostępu do dokumentów, żadnego wglądu. To sprzyja różnym wybiegom. W Polsce nie ma szacunku do pracy twórczej, chociaż każdy chce z niej korzystać. A teraz, gdy sama założyłam wydawnictwo i zaczęłam sprzedawać jedną (!) i to nieswoją książkę (Szklanka na pająki, Barbary Piórkowskiej) właściwie bez żadnej promocji w mediach, a w trzy tygodnie zeszło mi połowę nakładu. Tymczasem mój wydawca mi przysyła zestawienie półrocznej sprzedaży Furii Mać, książki, która miała świetną promocję w mediach, była we wszystkich empikach, księgarniach internetowych i stacjonarnych, po prostu wszędzie - w wysokości, uwaga: 40 sztuk! Wystarczy sprawdzić sprzedaż moich tytułów na samym Allegro, żeby gołym okiem uznać, że to niemożliwe. Ale ja nie mam dostępu do dokumentów i choć Ustawa o Prawie Autorskim daje mi taką możliwość - odmawia mi się prawa do wglądu, utrudnia mi się sprawdzenie tych danych, zasłaniając się jakąś niepojętą tajemnicą handlową. Tajemnica handlowa przede mną, która jest autorką tych książek? Absurd.
Niestety, wszyscy autorzy (może poza W. Cejrowskim) się na to godzą i biorą te grosze za swoje dzieła z pokorą. Ja już mam tego dość.
Przestałaś pisać do WO. Odpadło ci kolejne źródło zarobku, ale też mam wrażenie, że to również sprawa ambicjonalna...
Ambicjonalna? W piątek dostaję telefon od Pauliny Reiter z dodatkowym zamówieniem tekstu, bo podobno piszę najlepsze i nigdy nie zawiodłam, zasuwam cały weekend, a w poniedziałek dostaję od Aleksandry Klich oschłego maila, że już dla nich nie pracuję. Dla dociekliwych: dwa tygodnie wcześniej na Facebooku pojawiają się pogróżki, że będzie interwencja w mojej sprawie w redakcji WO. Dlaczego? Bo skrytykowałam hasło: "Aborcja znaczy życie". Według mnie nie znaczy, a przynajmniej nie zawsze. Tym hasłem niewiele się wskóra, poza wkurwieniem środowisk. To nie jest hasło dialogu.
Wiem, że teraz stawiasz na niezależność. Chcesz walczyć z nierównym podziałem zysków pomiędzy wydawcą, dystrybutorem i pisarzem. Jak to w Polsce wygląda? Stąd pomysł na stworzenie własnego wydawnictwa?
Autor w Polsce podpisuje bandycką umowę na taki procent, że w efekcie dostaje dwa złote za książkę. Całą resztę biorą pośrednicy i wydawca. W umowie są zapisy bardzo dla autora niekorzystne. U mnie na przykład jest zapis, że mój wydawca ma prawo pierwokupu każdej kolejnej mojej książki, a jeśli go pominę, muszę płacić haracz 10 tysięcy! To jest przecież zniewolenie, rzecz nieetyczna. Ale oczywiście, ktoś może powiedzieć: podpisałaś. Podpisałam, tak jak podpisują to inni autorzy - bo chciałam wydać powieść, bo ufam ludziom, bo nie czytam drobnego druku z taką uwagą jak powinnam. Bo jestem artystką, a artyści są jak dzieci, dlatego tak łatwo ich wykorzystać...
Założyłam własne wydawnictwo BaBa, bo mam dosyć tego wykorzystywania, tego systemu, który wszystkim się opłaca, tylko nie twórcy. I nie czytelnikowi.
Wydałaś już pierwszą książkę, "Szklankę na pająki" Barbary Piórkowskiej. Sukces czy porażka?
Sukces, ale też lekcja. Już wiem, że należy omijać pośredników, że trzeba uważać z e-bookiem, bo bardzo łatwo wycieka do internetu i lata potem bez kontroli na pirackich stronach. Wiem, że trzeba ostro działać wobec nadużyć, że trzeba mieć prawnika w pogotowiu, że nie ma zmiłuj. Już wiem, że wszystkiego trzeba bardzo pilnować, bo żyjemy w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch... I zapraszam na naszą stronę, można tam kupić książkę Barbary.
Będziesz jeszcze pisać, czy skupisz się na swoim wydawnictwie? Jakie plany na przyszłość?
Oczywiście, że będę pisać. Za chwilę wychodzi moja książka "Samum" - romans egzotyczny, moja pierwsza powieść w życiu. Na kwiecień z kolei planuję kolejną powieść, ale tu muszę milczeć. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że nie było jeszcze takiej książki w Polsce. A może i na świecie?
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
Zdjęcie Bartosz Kubryński
Czytajcie także Wstyd jest domeną kobiet - wywiad z Sylwią po napisaniu jej pierwszej książki