Partner: Logo KobietaXL.pl

Jest bałagan podczas rekrutacji do szkół średnich, nawet dobrzy uczniowie nie dostają się tam, gdzie sobie wymarzyli. I oto w mediach pojawiają się informacje, że część z tych młodych ludzi popadła w depresje, mają myśli samobójcze. Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz mówiła w telewizji, że wręcz miała zgłoszenia o próbach samobójczych wśród nastolatków z powodu reformy szkolnictwa. Uważasz, że taka reakcja jest adekwatna do sytuacji?

 

Oczywiście, że nie jest. Rozumiem, że ktoś może czuć się rozgoryczony, bo uczył się, starał, a zabrakło dla niego miejsca. Ale depresja czy samobójstwo to kompletnie niezrozumiała reakcja. Ona oznacza, że te dzieciaki nie dostały wystarczającego wsparcia w domu, że wbijano je w nadmierne ambicje. Tym bardziej, że ukończenie takiej czy innej szkoły średniej nie wyznacza wcale tego, jak się będzie funkcjonować przez resztę życia. Tak naprawdę uczyć można się przecież wszędzie. I dziecko z prawidłowo rozwiniętym poczuciem wartości nie będzie z tego robiło większego problemu. Przełknie porażkę, otrzepie się i pójdzie dalej. Niestety wielu rodziców zapomina, że dziecko powinno być przede wszystkim szczęśliwe. I wcale nie ma obowiązku skończenia renomowanej szkoły. Ani zrobienia spektakularnej kariery, by dogodzić rodzicom, spełnić ich ambicje. Ja się jednak o tym zapomina w procesie wychowawczym, to potem mamy takie efekty.

 

Mówisz o poczuciu wartości. Kto ma dzieci tego uczyć? Rodzice, którzy sami często nie wiedzą, co to jest, szkoła?

 

Tak naprawdę to rola rodziców, a szkoła powinna poczucie wartości wzmacniać. Niestety, masz rację, wielu ludzi żyje w lęku, tkwi w złych wyborach, boją się zmiany pracy, jakiegokolwiek ryzyka. Trudno z takiego domu wyjść z poczuciem wartości, bo najpierw dobrą terapię musieliby przejść sami rodzice. Nauczyciele, często świetni, ale słabo opłacani, żyjący w wiecznym chaosie jakiejś reformy obciążani biurokracją, też nie bardzo sobie radzą z funkcją wychowawczą. A wielu zwyczajnie macha ręką, bo nie mają już siły. I te dzieciaki są pozostawione same sobie lub skazane na takie a nie inne wzorce. Pamiętaj, że dziecko uczy się przez naśladownictwo, przykład i obserwację. Słuszne jest więc stare powiedzenie, czym skorupka za młodu… Jeśli więc dziecko ma żyjących w wiecznym stresie rodziców to ciężko będzie mu wyrosnąć na silną, stabilną osobę.

 

Jeśli w dodatku domu liczy się wyłącznie kasa, a dorośli mają smartfony przyrośnięte do ręki, to też raczej szczęśliwego dziecka nie wychowają…

 

No tak, raczej będzie trudno. Bo poczucie wartości buduje się od środka. Nie da się go zbudować na zewnętrznych atrybutach, różnych gadżetach czy zagranicznych wyjazdach ani wyśrubowanych ambicjach. Tu żadna torebka od Prady ani najnowszy model mercedesa nie pomoże. A im większy pęd do tych gadżetów, to tak naprawdę tym większy strach i niepewność w środku. Bo człowiek, który zna swoją wartość nie musi otaczać się drogimi rzeczami, zmieniać nieustannie telefonu na najnowszy model czy gonić za szybko zmieniającą się modą. Dla takich ludzi to sprawy drugorzędne. Więc jeśli dziecko wychowuje się w nawet skromnym domu, ale jego rodzice są świadomi tych spraw, to to dziecko wyrośnie na człowieka, który nie jest sterowany wewnętrznym lękiem i nie szuka siebie w odbiciu u innych. Takie dziecko spokojnie podejdzie do porażki, będzie szukało dla siebie alternatywy, a nie rozpamiętywało przegraną. Na tym polega stabilna psychika – dajesz sobie prawo do porażki czy błędu i idziesz dalej, mądrzejsza o nowe doświadczenia. Ale dzieci trzeba tego uczyć, pokazywać, że zawsze jest wyjście, jest jakiś wybór, że życie nie musi być usłane różami. Na tym polega prawidłowe wychowanie.

 

A nie na bezkrytycznym rozpieszczaniu. Ja często jak obserwuję współczesnych rodziców ze swoimi pociechami, to ręce mi opadają. Wrzask, pisk, nikt takiemu dziecku nie zwraca uwagi. To też jest nienormalne.

 

To wynik niezbyt fortunnej interpretacji terminu – bezstresowe wychowanie. Tymczasem, żeby prawidłowo wychować dziecko, które wyrośnie na silnego dorosłego, trzeba umieć stawiać granice. To jest jeden z najważniejszych aspektów. I jak postawisz granicę dzieciakowi, który nawet z domu tego nie zna, to dość szybko przywracasz go do pionu. Moja koleżanka opowiadała mi scenkę ze sklepu. Stała w kolejce, za nią matka z kilkuletnim chłopcem, który moją koleżankę kopał. Zwróciła mu uwagę, zero reakcji, ani jego, ani matki. W końcu odwróciła się i syknęła – jak mnie jeszcze raz kopniesz, to tak cię walnę, że znajdziesz się na drugim końcu ulicy. Mały zamarł i był jak trusia do końca zakupów. Jak rodzice nie reagują to masz prawo do postawienia własnych granic. Oczywiście bez łamania praw dziecka. Ale dziecko musi też wiedzieć, że jego prawa kończą się tam, gdzie zaczynają się twoje. To temat rzeka. To problem babć, które na wszystko pozwalają, ludzi żyjących w wiecznym pośpiechu, nie mających czasu dla własnych dzieci, chęci dania dziecku wszystkiego, nawet ponad miarę możliwości, mówię tu o rzeczach materialnych. Jak ma potem żyć dzieciak, który jeszcze o czymś dobrze nie pomyśli, a już to dostaje? Taki dzieciak jak nie ma miejsca w wymarzonej szkole popada potem w depresję. To też bezrefleksyjne podążanie za rożnymi modami, słuchanie porad z blogów, które często prowadzone są przez amatorów, a nie pedagogów. Mam wrażenie, że ten nadmiar informacji z rożnych stron sprawił, że wielu rodziców mocno się zagubiło.

 

Prowadzisz centrum edukacyjno – terapeutyczne. Z jakim problemami trafiają do was dzieci?

 

Oj z bardzo różnymi. I nie zawsze winiłabym za nie rodziców. Często te problemy to wynik ciąż wcześniaczych albo przenoszonych, zbyt sterylnego wychowania, to dzieci po rożnych przejściach, które na przykład długo chorowały. Taki pobyt w szpitalu, izolacja też zaburza proces rozwoju dziecka. Do tego oczywiście dochodzą też błędy, często robione w dobrej wierze. Jak na przykład usypianie dziecka w kompletnej ciszy. Potem są dzieci nadwrażliwe na hałas. Ale to tylko jeden z przykładów. Bywają dzieci, które za nic nie włożą rąk do kaszy czy piachu, nie pobrudzą koszulki, bo są przyzwyczajone tylko do przesuwania ekranu smartfona. Miej świadomość, że to są – jak my to nazywamy – dzieciaki bez podwórka. My chowaliśmy się wśród rówieśników, brudni, umorusani, ale poznający świat wszystkimi zmysłami. Teraz to się zmieniło. I niestety, nie pozostało bez wpływu na harmonijny rozwój dziecka. Są dzieci z problemami szkolnymi, bo szkoła chce wszystkich wpasować w swoje ramy, nie daje szansy na indywidualne tempo przyswajania wiedzy. Są dzieci, które nie umieją się skupić na żmudnym zadaniu, bo całe lata gier komputerowych przyzwyczaiły ich mózgi do szybkiej akcji. A tu trzeba nagle coś zrobić z namysłem, powoli. Naprawdę, wachlarz problemów jest ogromny, najmłodsze nasze dziecko ma 2 latka, najstarsze 14.

 

Co byś poradziła rodzicom, którzy chcą wychować swoje dziecko tak, aby było ono szczęśliwe w dorosłym życiu?

 

Żeby z nim rozmawiali, to najważniejsze. Żeby stawiali granice i wyznaczali obowiązki, my uczymy rodziców, żeby 3-4 letnie dzieci już wykonywały w domu określone prace. Najpierw jest szok, potem wielka radość, to działa naprawdę. I żeby pokazywać dzieciom, jak wygląda prawdziwe życie, że bywa ciężko, uczyć je jak dawać sobie radę radę z porażkami. Dawać im prawo wyboru, ale też nie zwalniać od konsekwencji podejmowanych decyzji. I wspierać, akceptować i kochać, kochać, kochać!

 

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

Tagi:

kobietaxl ,  Olga Gilewicz ,  dziecko ,  wychowanie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót