No właśnie, każda z nas marzy o prawdziwej, wielkiej miłości. Ale czy naprawdę wiemy, czym jest miłość? Czy też raczej szukamy księcia z bajki?
Trudno uogólniać, ponieważ są osoby, których oczekiwania są adekwatne, czyli potrafią połączyć sferę romantyczną i praktyczną. Poszukują partnera, z którym połączy je uczucie ,a jednocześnie wspólna rzeczywistość, którą oboje będą budować. Ja rzecz jasna częściej mam do czynienia z tymi kobietami, którym trudniej jest zbudować dobrą relację, gdyż to one poszukują wsparcia w terapii. Wśród nich trafiają się takie, których oczekiwania są przesadne. Szukają mężczyzny, który będzie ideałem – na przykład „wojownikiem”, przy którym można poczuć się bezpiecznie, a jednocześnie najlepszą przyjaciółką, z którą można pójść na shopping. Kiedy wymagamy takiej wielofunkcyjności, nie zauważamy, że oczekujemy sprzeczności. Wtedy też zakładamy, że miłość jest konsekwencją spotkania odpowiedniej osoby, a to jest takie transakcyjne podejście – kiedy spełnisz moje warunki, będę cię kochać. W uczuciach to się nie sprawdza, więc nietrudno o rozczarowanie.
Na ile przed dobrym związkiem ogranicza nas kiepska samoocena? Co z tym zrobić?
Kiedy mamy poczucie własnej wartości, budujemy związek z perspektywy – mam wiele do zaoferowania. Poznając partnera, skupiam się na tym, jak się czuję w jego towarzystwie – czy podzielam jego wartości, czy chcę, aby stał się częścią mojego życia? Patrzę ze spokojem, jak nasza relacja się rozwija, cieszę się z dobrych chwil. Jeśli dzieje się coś, czego nie rozumiem, nie obawiam się pytać, jeśli czegoś nie akceptuję, też to sygnalizuję. Partner wie, że go kocham, ale kocham także siebie, więc łączy nas szacunek.
Kiepska samoocena to zupełnie inna perspektywa – muszę zdobyć jego miłość i akceptację. Dlatego nie skupiam się na swoich odczuciach, tylko na tym, czy mu się podobam, czy robię to, czego on oczekuje, czy nie popełniam jakichś błędów. Gdy coś mnie niepokoi, zamiast zapytać analizuję sytuację i szukam sposobów, żeby to naprawić. Obarczam się winą za niepowodzenia w relacji i zdwajam wysiłki, żeby stać się godną miłości. Gdy uważam, że coś zagraża naszej miłości, zaczynam ją chronić. Partner zauważa tę desperację i zyskuje przewagę. To nie jest dobra prognoza dla związku.
Większość z nas w swoich związkach powiela relacje obserwowane w rodzinnym domu. Na ile to przeszkadza, jak się z tego wyzwolić?
Z dobrych wzorców warto czerpać. Wzorce ograniczają nas, kiedy są toksyczne, niefunkcjonalne. Nie mówię o zachowaniach patologicznych, bo one pozostawiają po sobie głęboki ślad wymagający zazwyczaj terapii. Jednak nawet drobne z pozoru sprawy mogą ciążyć. Kiedy np. rodzice nigdy nie okazywali sobie uczuć, możemy mieć z tym problem. Nie wiemy, jak to powinno wyglądać, więc też ich nie wyrażamy, a partner uważa, że brak nam ciepła. Warto wtedy uzyskać wgląd – rodzice nigdy się nie przytulali, nie całowali, nie mówili sobie komplementów, nie trzymali za rękę i z tego powodu ja też tego nie robię. Jeśli chciałabym to zmienić – będzie to mój obszar rozwoju. Nauczę się być bardziej otwarta i spontaniczna.
Inny problem: brak dobrej komunikacji. Jeśli rodzice ze sobą nie rozmawiali lub często się kłócili, pierwszy krok to także zauważyć wzorzec. Może kłótnie wynikały stąd, że zamiast rozwiązywać problem wzajemnie się oskarżali, więc ja też mam taki odruch. Gdy partner zrobi błąd, od razu reaguję gniewem. Chcę reagować inaczej. Uczę się tego. Czasem, żeby zrozumieć obciążający schemat, warto skorzystać z pomocy. Porozmawiać ze specjalistą, który pomoże znaleźć te ogniska zapalne i stworzyć dla nich alternatywę.
Są mężczyźni uzależnieni od swoich matek. Nadają się na partnerów?
W takim wypadku kobieta ma bardzo trudną sytuację. Kiedy syn jest uzależniony od matki, zazwyczaj ona ma w tym swój udział. Nie zachęcała go do samodzielności, więc zapewne nie jest teraz gotowa, aby „odstąpić” swój skarb innej kobiecie. Matka, która chce mieć zdrową relację z synem, nie będzie chciała konkurować z żoną i przygotuje go do odejścia.
W tym nieszczęsnym układzie partnerka jest na przegranej pozycji, bo w momentach konfliktowych matka i syn tworzą front. Teściowa naciska, forsując swoje racje, maż chowa głowę w piasek, więc daje przyzwolenie. Nie pisałabym się na to.
Co nas najbardziej powstrzymuje od zbudowania dobrego związku? Jak znaleźć właściwą osobę?
W zasadzie to, o czym była mowa na początku, czyli niska samoocena, bo związek zbudowany na przekonaniu, że na miłość trzeba zasłużyć, to ciągła walka o akceptację i czujność, że a nuż pojawi się ktoś od nas lepszy, ładniejszy, ciekawszy. Także złe schematy, które sprawiają, że zaczynamy psuć swoją relację.
Aby znaleźć właściwą osobę, musimy zacząć od akceptacji i szacunku dla siebie. Bo to my uczymy inne osoby, jak mają nas traktować przez to, jak same siebie traktujemy. Same tworzymy wzorzec. Gdy kochamy siebie, w naturalny sposób odrzucimy kogoś, kto nie kocha nas, bo na takie zachowania nie przyzwolimy. Zrobimy to tylko wtedy, gdy uznamy, że na nic lepszego nie możemy liczyć. Kiedy powtarzamy ten sam rodzaj trudnej relacji, to nie jest kwestia pecha, tylko tego, co wybieramy.
Jakie warunki musi spełnić związek, aby dla obu stron był satysfakcjonujący?
Sama miłość bez tych elementów potrafi być raniąca. Poza uczuciem potrzebujemy otwartości, zaufania i szacunku. Otwartość to możliwość rozmawiania o wszystkim, ustalania kompromisów, przekraczania granic. Zaufanie to wolność i poczucie bezpieczeństwa. Szacunek to pozwolenie na bycie sobą, nawet jeśli dzielą nas jakieś różnice, co jest nieuniknione. Takich związków wszystkim życzę.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
zdjęcie Damian Deja