Podobne artykuły:
Jakkolwiek by nie było, w Playa del Carmen życie się toczy w miarę normalnie. Fakt, jest mniej turystów, bo wiele krajów nadal jest zamkniętych. Meksyk nigdy jednak nie wstrzymał ruchu turystycznego, choć był krótki czas, gdy samoloty nie latały. Ale turystyka dla stanu Quintana Roo jest praktycznie jedynym źródłem utrzymania. To tu są najważniejsze kurorty, począwszy od Cancun, skończywszy na Tulum.
O tym wszystkim rozmawiam z Joanną Tabor, Polką, która z przerwami mieszka w Meksyku już 15 lat. Joanne poznałam na podróżniczej grupie, okazało się, że mieszka teraz w Playa del Carmen. Sączymy prawdziwą meksykańską lemoniadę, zbliża się wieczór, na 5 Alei, najważniejszej ulicy kurortu jest coraz więcej ludzi. Część w maseczkach, większość jednak bez. Zajmują stoliki w restauracjach, jest gwar, muzyka i śmiech.
Joanna trafiła do Meksyku przypadkiem, a potem okazało się, że tu jest jej świat. Ponad 15 lat temu podczas studiów wyjechała na wakacje do Francji, gdzie zajmowała się dzieckiem. Rodzina planowała wyjazd do Meksyku na kontrakt i Joannie zaproponowano przedłużenie umowy.
- Byłam wtedy pilną studentką, nawet do głowy mi to nie przyszło. Ale w nocy coś nie dawało mi spać, miałam takie dziwne uczucie w brzuchu. Koniec końców podjęłam decyzję, wzięłam dziekankę i wyjechałam do Meksyku - mówi.
Już kiedy poczuła ten zapach, te kolory, wiedziała, że to jej miejsce na Ziemi. Wróciła do Polski dokończyć studia i osiedliła się tu na stałe. W ciągu jednego roku zrobiła kurs przewodnika po Meksyku i po Dystrykcie Federalnym, czyli Meksyku - stolicy. Założyła firmę, jest profesjonalną przewodniczką.
- Ale przez covid miałam w zeszłym roku dwie wycieczki, jedną objazdową i oprowadzałam małżeństwo po stolicy. Nie da się z tego wyżyć. Spakowałam walizkę, wzięłam drona, kamerkę, dokumenty i przyjechałam ze stolicy do Playa del Carmen, bo tu jest jednak życie turystyczne - opowiada.
Pandemia uwięziła Meksykanów w domach jak wszystkich na świecie. Nauka w szkołach nadal odbywa się zdalnie, wiele osób pracuje przez internet. Jednak w Playa del Carmen pandemii nie widać. Życie toczy się swoim rytmem, maseczki są obligatoryjne w pomieszczeniach zamkniętych, ale w wielu sklepach sprzedawcy nie przywiązują do tego wagi. Gros turystów nie ma na nie ochoty. Przyjechali odetchnąć od pandemii, poczuć się jak za dawnych czasów, beztrosko, jakby wirus nigdy nie istniał. Sklepy zapraszają na zakupy, szczególnie zachwyca butik dla fanek Fridy Kahlo.
Najnowsze statystyki mówią, że w Meksyku było w sumie 2,33 mln przypadków zachorowań na COVID-19, 216 tysięcy zgonów, w tym 434 ostatniej doby. Pamiętać jednak należy, że w Meksyku żyje blisko 130 milionów ludzi. Na Jukatanie zanotowano wczoraj 67 nowych przypadków, zmarło 8 osób.
- Być może to kwestia statystyk, a może faktycznie Jukatan jest pod specjalną ochroną? - mówi zadumana Joanna.
Tego pewnie nie dowiemy się nigdy, ale na półwyspie znane są opowieści o tym, jak Majowie modlitwami powstrzymywali huragany, jeden nawet w ubiegłym roku. Joanna zachęca do przyjazdów na Jukatan.
- Kraj jest cudowny, ludzie przemili, dużo można zwiedzić. I wbrew opowieściom, nie jest niebezpiecznie. Jeśli są krwawe porachunki, to między gangami, nie dotyczą zwykłych ludzi - mówi.
Mnie Meksyk zauroczył już kilkanaście lat temu, ale wówczas odbyłam podróż ze stolicy do Acapulco. Na Jukatan nie dotarłam, a moim marzeniem było spotkanie z kulturą Majów. Fakt, że Meksyk nie wymaga od turystów testów, kod QR potrzebny do przekroczenia granicy robi się w kilka minut, tylko jeszcze bardziej mnie zachęcił. Wybrałam hotel z sieci Wyndham - Viva Riviera Maya, bo jest dość kompaktowy - nie lubię rozległych obiektów, znajduje się przy wspaniałej plaży na terenie strzeżonego osiedla Playacar. Piechotą do centrum Playa del Carmen można dojść w pół godziny, za taksówkę płaci się od 7 do 10 dolarów. Playa del Carmen jest chyba najlepszym miejscem do wypadów na Jukatan, a hotel oferuje rozsądne ceny, co jest istotne, kiedy ma się zamiar dużo wyjeżdżać i nie korzystać prawie z all inclusive. Hotel jest też bardzo czysty, a jedzenie bardzo smaczne.
Z usług Joanny nie korzystałam, ale przydały mi się jej rady. Jeszcze przed przylotem umówiłam miejscowego kierowcę z samochodem. Dla mnie wersja zwiedzania indywidualnie, najlepiej z tubylcem, który przy okazji opowiada jest zawsze najlepszą opcją. I tak do mojego życia wkroczył w Meksyku Adolfo Diaz ze swoim barwnym życiorysem.
Urodził się wyspie Consumel, w wieku 7 lat po śmieci matki trafił z ojcem na rancho w pobliżu Playa del Carmen, imał się różnych zajęć w życiu, dziś jest taksówkarzem. Pracuje od dzieciństwa, co tu jest normą.
- Małe dzieci często chodzą do szkoły, ale część z nich kończy naukę w wieku 10 czy 12 lat. Są potrzebne do pomocy w domu - tłumaczy Adolfo.
Widać to choćby na plaży, gdzie biżuterię sprzedaje wraz z ciotką 12-letni Juan. Kiedy pytam, dlaczego nie jest w szkole, ciotka mówi, że dzieci uczą się teraz zdalnie.
Trudno jednak brać udział w lekcjach kursujące z towarem między leżankami. Nie ma się jednak czemu dziwić, bo Meksyk bogatym krajem nie jest, w dodatku pandemia położyła wiele firm i o pracę trudno. Większość sprzedawców z plaży to Indianie z odległych terenów, przyjeżdżają tu, bo łatwiej zarobić parę groszy. Plażowy biznes jest oczywiście pod nadzorem miejscowych bossów i im odprowadza się dodatkowo opłaty za możliwość znalezienia zajęcia.
- Tak jest i tak to funkcjonuje - opowiada mi znajomy Meksykanin. - Ale z drugiej strony dzięki temu ty jesteś tu bezpieczna. Bossowie dbają o to, by nikt nie robił turystom krzywdy, bo to odstrasza gości zza granicy. A tu biznes opiera się na turystach. Dlatego Jukatan jest jednym z bezpieczniejszych miejsc w całym Meksyku.
Oczywiście trzeba uważać, bo drobne kradzieże itp. mogą się zdarzyć wszędzie. Nie słyszy się jednak o tym, by przyjezdnym działa się jakaś krzywda.
Po naszej plaży kursuje też Renata. Nosi ze sobą nie tylko towar, ale i półtoraroczną córeczkę Fernandę. Ta dwudziestolatka sama maluje miski, robi przeróżne błyskotki. Też przyjechała z daleka, bo u niej na miejscu nie ma żadnej pracy.
Adolfo opowiada, że życie generalnie jest ciężkie, nie ma zasiłków, nie ma ubezpieczeń, za leczenie trzeba samemu płacić. Cudowny Jukatan jest rajem dla turystów, turyści dla miejscowych potencjalnym źródłem zarobku. Nawet teraz nie brak przybyszów, głównie z USA i z Polski.
Co najważniejsze, Jukatan to nie tylko plaża. Jest tu naprawdę wiele ciekawych miejsc do zobaczenia i nie da się wszystkiego zwiedzić podczas jednego przyjazdu. Ja też wybieram najciekawsze miejsca licząc, że może jeszcze kiedyś wrócę. Must see to oczywiście dawne miasta Majów - Tulum położone nad morzem i sławna Chichen Itza.
Z Tulum do Chichen Itza jest kawałek drogi, ale docieramy na czas, aby zdążyć zwiedzić.
Na piramidę słońca nie wolno teraz wchodzić - jak mówi nasz przewodnik Jonathan, po wypadku, który miał miejsce kilka lat temu - jakaś kobieta spadła i się zabiła.
Ale ta piramida to genialne dzieło astronomiczne, kalendarz roczny, symbolizuje ilość dni i miesięcy. W wieczór równonocy wiosennej i jesiennej obserwuje się tu projekcję słoneczną, składającą się z siedmiu odwróconych trójkątów równoramiennych światła, w wyniku cienia rzucanego przez dziewięć platform tego budynku podczas zachodu słońca.
W miarę upływu czasu pierzasty wąż wydaje się zstępować ze stopni świątyni. Zjawisko to występuje w marcu i wrześniu i można je obserwować przez około pięć dni w dniach najbliższych równonocy. Piramida jest świątynią boga Kuklulkana, którego symbolizuje wąż z piórami. Świątynia pokazuje głęboką wiedzę Majów z zakresu matematyki, geometrii, akustyki i astronomii, ale to temat na zupełnie inny artykuł.
W pobliżu Chichen Itza jest słynna cenota Ik Kil, którą też warto odwiedzić. Nazwa pochodzi z języka Majów - dzonot i oznacza rodzaj naturalnej studni krasowej utworzonej w skale wapiennej, połączone z podziemnymi zasobami wody gruntowej i niekoniecznie posiadają lustro wodne widoczne na powierzchni. Na Jukatanie jest wiele cenot i były one źródłem wody dla Majów. Niektóre z nich pełniły również ważną rolę rytualną, związaną z kultem boga deszczu i wody Chaaka, który zgodnie z dawnymi wierzeniami, miał w takich studniach krasowych mieszkać. Do cenot wrzucano ofiary z ludzi.
Ik Kil jest udostępniona dla zwiedzających, można w niej zażywać schładzających kąpieli. Cenota jest otwarta na niebo, a poziom wody znajduje się około 26 metrów poniżej poziomu gruntu. Rzeźbione schody prowadzą w dół na platformę do pływania. Cenota ma około 60 metrów średnicy i około 48 metrów głębokości.
Innym miejscem wartym odwiedzenia jest Ek Balam. W języku Majów oznacza to „czarny jaguar” lub „jaguar z jasną gwiazdą”. Ek Balam działał przez ponad 1000 lat. Budowa rozpoczęła się w późnym okresie przedklasycznym (100 pne do 300 n.e.) i trwała aż do późnego okresu klasycznego, od 700 do 900 n.e. Mówi się, że miasto mogło być zamieszkałe nawet do czasów podboju Meksyku przez Hiszpanów w XVII wieku. Jest tu najdłuższa, licząca 151 metrów budowla - Akropol, na który można się wspiąć. Sceneria przypomina filmy z Indianą Jonesem - zagubione miasto w środku dżungli.
W Ek Balam, do którego pojechałam już po południu, było praktycznie pusto. Natknęłam się na trójkę zwiedzających i zagadnął do mnie jeden z mężczyzn. Okazał się być amerykańskim Żydem, którego babka z rodzicami, jako małe dziecko, zdążyła uciec przed wojną z Warszawy. Reszta rodziny, która nie chciała wyjechać, zginęła w Holocauście. I tak bolesna historia Majów zetknęła się na chwilę z równie bolesną naszą historią. Na pożegnanie ten obcy mężczyzna objął mnie bardzo serdecznie, jakbyśmy byli bliską rodziną.
Ruszyłam w dalszą drogę zadziwiona tym niezwykłym spotkaniem.
Co warto jeszcze zobaczyć? Warto odwiedzić kolonialne miasto Valladolid. Dzięki doskonale zachowanej kolonialnej architekturze i strukturze miasta zostało zaliczone w sierpniu 2012 r. do meksykańskich „miast magicznych” – plueblos magica.
Założone zostało jako pueblo 28 maja 1543 r. przez hiszpańskiego konkwistadora Francisco de Montejo zwanego el sobrino (siostrzeniec), który wspólnie ze swoim wujem Francisco de Montejo (zwanym el adelantado) i swoim kuzynem Francisco de Montejo (el mozo), przyczynił się walnie do podboju Jukatanu podczas wypraw w latach 1527–1543 i poddania go koronie hiszpańskiej.
Miłośnikom przyrody polecam gorąco wyprawę po Rio Lagartos, gdzie można spotkać wiele gatunków ptaków, pływając łodzią po pięknej rzece.
Przede mną jeszcze kilka punktów do zobaczenia, ale jak pisałam - i tak zostanie niedosyt. Co warto wiedzieć przed przyjazdem do Meksyku? Nie jest tu tanio, zwiedzanie też sporo kosztuje - zorganizowana wycieczka to 100 dolarów i więcej. Warto też zabrać ze sobą zapas amerykańskiej waluty w gotówce i wymieniać ją na peso. Przeliczniki u sprzedawców czy w muzeach nie są już korzystne. Przestrzegam przed korzystaniem z bankomatów, Wypłacają maksymalnie 3000 pesos - około 170 dolarów i pobierają za każdym razem minimum 10 dolarów prowizji. Również z kart reklamowanych u nas jako te, z których wypłacamy na całym świecie za darmo.
Ale przyjechać warto, bo Morze Karaibskie jest jednym z najpiękniejszych na świecie, a jeśli nie musicie całymi dniami leżeć na plaży, zabytki Jukatanu was zachwycą.
Magdalena Gorostiza