Luźniej ma być bliżej października, bo normalnie prawie do końca września jest tu jeszcze pełno turystów. Trudno się dziwić, pogoda jak drut, kiedy w Polsce było już zimno i padał deszcz, tam codziennie temperatura wynosił około 30 stopni. Woda w morzu ciepła, nagrzana po sezonie. Piękne plaże i piękne widoki kuszą.
Zakynthos to grecka wyspa na Morzu Jońskim, na zachód od Peloponezu, trzecia co do wielkości w archipelagu Wysp Jońskich. Według Homera wchodziła w skład państwa Odyseusza. W średniowieczu część Cesarstwa Bizantyjskiego. Od 1185 roku władzę nad wyspą sprawowało wchodzące w skład Królestwa Sycylii niewielkie Hrabstwo Kefalonii i rządzący nim od 1357 ród Tocco. W 1479 roku wyspa została zdobyta przez Turcję, która w 1484 roku przekazała ją Republice Weneckiej, stąd znana jest też jako Zante, bo nazwa ta pozostała po Włochach. Wyspa jest nieduża, ma 20 na 40 kilometrów, zamieszkuje ją niewiele ponad 40 tysięcy mieszkańców. Trzęsienie ziemi w 1953 roku zniszczyło 90 procent budynków, wyspa więc odbudowywana była na nowo.
Jest pełna hoteli i pensjonatów, o rożnych cenach i w rożnym standardzie. Ja wybrałam Gardelli Resort w Laganas, który ma tę zaletę, że leży nad samym morzem i tę wadę, że ma pokoje, w których trudno się obrócić. Bywałam na różnych greckich wyspach wielokrotnie, nigdy jednak nie mieszkałam w tak miniaturowym pokoju. Niewątpliwym plusem hotelu, zajętego głównie przez Polaków jest też to, że pracują w nim nasi rodacy. W barze, w restauracji, w recepcji, praktycznie wszędzie można dogadać się po polsku.
Na początku września hotel był cały zajęty i Viola Jaroszek, która nadzoruje restaurację, mówi, że tak będzie prawie do października. Viola mieszka w Grecji od 32 lat, na wyspie Evia, pierwszy raz przyjechała na Zakynthos do pracy. Na Evii prowadziła własną restaurację, ale śmierć męża, a potem pandemia, zmusiły ją do zlikwidowania własnego interesu i do szukania pracy.
- Tak się moje życie ułożyło, żałuję bardzo swojej restauracji. Nie mogę jednak narzekać, praca w Gardelli jest dobra – mówi Viola. - I co fajne, przyjeżdżają tu fantastyczni ludzie z Polski.
Hotel jest niewielki, nie ma praktycznie żadnych atrakcji dla dzieci. Za to ładne baseny z widokiem na morze, i darmowe łóżka na hotelowym trawniku, przylegającym do samej plaży.
- A pokoje, cóż, Grecy mają takie podejście do sprawy, że w pokoju tylko się śpi – tłumaczy Viola. - W większości hoteli nie ma zbyt dużych metraży. Grecy uważają, że oferują tyle piękna wkoło, że pokoje są najmniej ważne.
Trudno się z Violą nie zgodzić, bo Zakynthos jest chyba najpiękniejszą wyspą, na której dotychczas byłam. Jest zielono, górzyście, z klifów roztacza się niesamowity widok na morze. I tak naprawdę przyjeżdża się tu podziwiać widoki, bo do zwiedzania za wiele nie ma.
Zdecydowanie najlepiej jest wynająć samochód lub quada i jeździć samemu po wyspie. Polacy, co prawda, w większości wybierają wycieczki zorganizowane, na trasie można więc spotkać wiele autokarów z logo polskich biur podróży. Ja jednak takich wypraw unikam jak ognia. Skusiłam się na zbiorczą wycieczkę na pobliską wyspę Kefalonię, głównie po to, by na własne oczy zobaczyć mityczną Itakę, leżąca blisko tej wyspy.
Kefalonia też zachwyca pięknem, szczególnie jaskinia i jezioro Melissana, które odkryło się po trzęsieniu ziemi w 1953 roku, tym samym, które zniszczyło Zakynthos. Kefalonia ucierpiała w równym stopniu, więc to co dziś tam oglądamy, to z reguły budowle współczesne.
Melissana ujrzała światło dzienne, gdy zapadł się kawałek góry przykrywającej podziemne wówczas jezioro. Jaskinia jest teraz otwarta dla turystów, a kilkuminutowa przejażdżka łodzią pozwala na to, by podziwiać rożne kolory wody, która zmienia barwę w zależności od kąta padania słońca. Must have to również obejrzenie słynnej plaży Myrtos, która grała w filmie „Kapitan Corelli”. Film powstał w 2001 roku, w rolach głównych wystąpili Penelope Cruz i Nicolas Cage.
Niestety, autokarem na Myrtos zjechać się nie da, plażę podziwialiśmy więc wyłącznie z góry. Jeden dzień na Kefalonii to tak naprawdę trochę mało, ale można powiedzieć, że przynajmniej ma się o tej wyspie jakiekolwiek pojęcie.
Po Zakynthos wędrowaliśmy już w mój ulubiony sposób, czyli na własną rękę. To pozwala zatrzymać się tam, gdzie ma się ochotę, mieć czas na spotkania z miejscowymi ludźmi. I tak w miejscowości Exo Hora, gdzie rośnie podobno najstarsze drzewo oliwne, liczące sobie ponad 2,5 tysiąca lat, trafiliśmy przypadkiem do Petii.
Petia jest Bułgarką, na wyspie żyje od 12 lat. Wraz z mężem, Grekiem, uprawiają własną farmę, hodują winogrona, z których robią wino, a Petia wytwarza też naturalne kosmetyki. I praktycznie wszystkie potrzebne składniki również ma ze swojej farmy, co jak podkreśla, daje jej pewność, że są niczym nie zanieczyszczone i w pełni ekologiczne. Ma swoje aloesy, swoje zioła, ma też swój własny miód, na bazie którego również tworzy swoje specyfiki.
Gościnna Petia raczyła nas winem, oliwkami, pesto własnej produkcji i naprawdę trudno było jej sklep z kosmetykami opuścić. Mało kto do niej zagląda, bo mieszka na górze miasteczka, autokary z turystami oglądającymi oliwne drzewo stają wyłącznie na dole przy małym placyku.
Tak jak Kelafonia ma Myrtos, tak Zakynthos ma Zatokę Wraku. Ta słynna plaża była przez kilka dni podczas mojego pobytu zamknięta, podobnie jak punkt widokowy na nią, bo wyspę nawiedziło niewielkie trzęsienie ziemi. Kiedy Grecy na nowo otworzyli zatokę, kolejki były wręcz nieziemskie. Stałam ponad półtorej godziny, żeby zobaczyć plażę na własne oczy i pstryknąć kilka fotek. Było jednak warto.
Podobnie jak warto jest pojechać na północ wysypy, żeby spojrzeć choćby z góry na niebieskie groty.
Nie da się też nie wejść do miejscowej tawerny. Zjeść można dobrze i ceny nie zwalają z nóg, można rzec, że są takie jak w Polsce w niezłej restauracji, może nawet taniej. Ogromna grecka sałatka kosztuje 7- 8 euro, słuszna porcja kalmarów około 9 -13 euro, a kilogram świeżej ryby – 40 euro.
W samym Laganas nie ma nic specjalnie ciekawego, można za to przejść się na wyspę Cameo, czyli Wyspę Ślubów, która jest połączona kładką z lądem. Za stosowna opłatą około 3 tysięcy euro można wynająć wyspę tylko dla siebie, aby tam złożyć przysięgę małżeńską albo świętować rocznicę ślubów. Wyspa widoczna jest z każdego zakątka Laganas, łatwo ją poznać z powodu powiewających na wietrze welonów.
Laganas upatrzyły sobie morskie żółwie, które można spotkać podczas kąpieli i których samice tu na plażach składają jajka. Tam jest wstęp zabroniony, a wolontariusze pilnują, by przyszłe pokolenia żółwi nie były niepokojone przez hordy turystów.
W samej stolicy wyspy warto przejść się deptakiem handlowym oraz ulicą przy porcie.
Żeby zwiedzić dokładnie całą wyspę, zajrzeć na każdą plażę, trzeba by znacznie więcej czasu. Ja samochód wypożyczyłam tylko na trzy dni, za dzień płacąc 50 euro, tak więc mam co jeszcze oglądać, jeśli na Zakynthos wrócę. A myślę, że kiedyś wrócę, bo naprawdę warto.
Magdalena Gorostiza