Jeszcze przed pandemią kupiłyśmy z przyjaciółką egzotyczną objazdówkę. Tydzień w drodze, potem tydzień na pobycie na rajskiej plaży. Drogą bardzo, jak na nasze kieszenie. Ale zgubiła nas młodość i naiwna wiara w naszą niezniszczalność. Tymczasem tydzień przed wylotem przyjaciółka trafiła do szpitala, skończyły się plany i marzenia. Na szczęście nie była to jakaś przewlekła choroba, ale jechać nie mogła. Oczywiście, nie wykupiłyśmy ubezpieczenia od kosztów rezygnacji i straciłaby całą kasę. Ja też, gdybym nie poleciała. Ogłosiłam na jakiejś podróżniczej grupie, że jest opcja wyjazdu, przyjaciółka obniżyła cenę o 1000 zł, żeby była okazja. Zgłosiła się tylko jedna osoba, pani w wieku mojej mamy (nawet trochę starsza). Czasu było niewiele, co było robić? Ja byłam osobiście przerażona, że spędzę czas w towarzystwie, jak dla mnie, leciwej osoby. Że pewnie będzie marudzić, pouczać, że będzie mnie traktować z góry (pani była bardzo wykształcona). No ale trudno, stwierdziłam, że raz kozie śmierć, jadę, bo kasy szkoda.
Pani prosiła, żeby mówić jej po imieniu. W realu okazała się wysportowaną osobą, znającą kilka języków, o niebywałej kulturze i wiedzy. Traktowała mnie jak kumpelkę, z szacunkiem, uzgadniała ze mną wszystkie kwestie dotyczące naszego zamieszkania (kto gdzie śpi, kto pierwszy się myje itp.). jedyne o co prosiła, to żebym używała słuchawek przy słuchaniu muzyki czy oglądaniu filmów, co było dla mnie zrozumiałe. Ja aple, ona nie paliła, ale nie komentowała mojego nałogu, nie pouczała, ze dwa razy nawet poprosiła o papierosa.
Miała więcej siły ode mnie i w sumie to ona mnie wspierała ramieniem, jak nie dawałam rady na dość ekstremalnym trekingu. Dużo podróżowała, wiedziała, jak się zachować, a jak doszło do konfliktu z pilotką, to ona była nieformalną liderką grupy. Umiała grzecznie acz stanowczo wywalczyć to, co nam się należało.
Podczas pobytu, zamiast leżeć wyłącznie na plaży, wyciągała mnie na różne wycieczki. Jeździłyśmy z lokalsami, różnymi środkami lokomocji i gdyby nie ona, pewnie nie miałabym na to wszystko odwagi. Szczerze mówiąc, zazdrościłam jej mowy ciała. Nawet w starych sandałach i spranej sukience, wyglądała jak dama, a jej postawa pokazywała, że ma być, jak mówi. W kontakcie z tubylcami to było bezcenne!
To była niesamowita podróż, nie tylko z powodu egzotycznych krajów, które żeśmy zwiedziły. Dla mnie to była lekcja życia. Do tej pory patrzyłam dość ironicznie na starsze panie w sandałach, takie bez makijażu, nie dbające za bardzo o wygląd. Tymczasem zrozumiałam, że tak wygląda wolność! Moja towarzyszka niczym się nie przejmowała, pokazała mi, jak żyć na luzie, jak dbać o siebie bez przekraczania granic innych ludzi. Pokazała klasę i kulturę, stała się dla mnie pewnego rodzaju wzorem. Do dziś jesteśmy w kontakcie i to do niej dzwonię, kiedy mam poważny problem. Nie bójcie się więc wyjazdów z nieznajomymi! W moim przypadku to była prawdziwa jazda!
Beata