Partner: Logo KobietaXL.pl

Tak naprawdę masz na imię Veronica. Skąd wzięła się Niketa?

To moje plemienne imię. Dostałam je od człowieka, który uratował moje życie i podarował nowe. Steve Aberg, bo o nim mowa, zgarnął mnie z ulicy, kiedy miałam 18 lat. Byłam bezdomna i uzależniona od narkotyków, brałam wszystko. Steve prowadził program dla osób, takich jak ja. Przez rok byłam leczona, on jest lekarzem medycyny naturalnej, specjalizuje się w roślinach leczniczych. Zabrał mnie do natury, opracował dla mnie specjalną dietę. Moja kuracja trwała rok. Steve był związany z Rdzennym Kościołem Amerykańskim, ja też przystąpiłam do wspólnoty. Tam dostałam od Steve’a nowe imię. I to był początek wszystkiego, mojej zmiany, mojej nowej drogi. Zostałam w jego klinice, uczyłam się i pomagał. Robiłam wszystko, sprzątałam, gotowałam. A potem uznałam, że czas na coś nowego.

 

Malakot

 

I wyjechałaś do Amazonii.

Tak, do Peru, żyłam dżungli. Spotkałam ludzi, którzy leczyli naturalnymi metodami, badali miejscowe rośliny i stosowali je w rożnych terapiach. Wśród nich był Teo Marino, który miał tam klinikę, następna powstała w Kolumbii. Spędziłam tam dwa lata. Uczyłam się tego, jak połączyć się z naturą, jak z jej dobrodziejstw korzystać. Jak odnaleźć te magiczne połączenia naszych przodków, o których współczesny człowiek zapomniał.

 

Tam też poznałaś coś nowego. To ayahuasca, co w języki w języku keczua oznacza „liana duszy”, „pnącze dusz”. To rytualny psychodelik zażywany w formie napoju. Jednak najczęstszą kombinacją roślin, którą stosują południowoamerykańscy szamani. U nas w Polsce jest jest na przykład zakazany.

Moja przygoda z ayahuascą trwała kilka lat. Uznałam w końcu, że chyba się od niej uzależniłam, że zamieniłam jeden narkotyk na inny, że czas szukać nowej drogi. Cały czas się uczyłam i uznałam, że pora wrócić do korzeni, czyli do Meksyku.

 

Centralnym punktem jest sauna.

Basen ze źródlaną wodą.

Twój ojciec jest Meksykaninem i stąd taka decyzja?

Tak i mnie ten Meksyk wołał. Moja matka ma przodków z Porto Rico i Europy Wschodniej, ojciec właśnie z Meksyku. Wychowywana byłam w USA i rodzice chcieli, żebym była Amerykanką. Ale to nie jest moja prawdziwa tożsamości i tak dziś sądzę, że ta próba zrobienia ze mnie kogoś innego, niż czuję, że jestem, sprawiła, że poszłam w stronę narkotyków. Więc pojechałam szukać swojej duszy. I znalazłam ją w Meksyku. Uczyłam się u starszyzny, o roślinach, o uzdrawianiu ziemi, o połączeniach człowieka ze światem. Zrozumiałam, że współczesny człowiek, zamknięty w betonie, utracił kontakt z naturą. I to jest głównym powodem wielu problemów. Chorób, frustracji, braku sensu życia. W Meksyku zrozumiałam wiele zależności, otworzyły mi się oczy na nowe. I najważniejsze, że wróciłam do domu.

 

Narkotyki to już przeszłość? Czujesz się od nich uwolniona?

Powiem tak, zawsze będą ciemną stroną mojej duszy. Czuję się od nich wolna, ale należą do mojej historii, muszę o niej pamiętać.

 Tu spotykają się różne kultury.

Z Meksyku wyjechałaś w długą podróż po świecie. Szukałaś siebie w dalszym ciągu?

Chyba bardziej chciałam zrozumieć świat i ludzi. Byłam w Azji, Europie, na w wszystkich kontynentach. Interesowały mnie różne religie, spojrzenie na świat, filozofie. Do tej podróży skłonił mnie mój wewnętrzny głos, poszłam za nim intuicyjnie. Tam gdzie byłam, budowałam relacje, uzdrawiałam ziemię. Chciałam dawać Ziemi dobrą energię, bo ona, jak ciało, przyjmuje od nas wszystko. Są miejsca karmiczne, w których dzieją się złe rzeczy. Jeśli ileś lat temu doszło tam do zbrodni czy, dochodzi znowu. Takimi miejscami są też kraje postkolonialne, w których było wiele zła i okrucieństwa. I taką ziemię należy uzdrawiać, żeby nie dochodziło znowu do złych rzeczy. Podróżowałam tak blisko 10 lat. Ale już wiedziałam, że jestem już gotowa do nauczania innych, że mam co ofiarować.

 Tak też można spać.

I trafiłaś niespodziewanie do Egiptu…

Tak i poczułam, że to moje miejsce. Modliłam się o to, by spotkać mężczyznę, który ma tu swoją ziemię, otwarty umysł i będzie chciał stworzyć ze mną coś niezwykłego. Poznałam swojego męża, przywiózł mnie tu, gdzie rozmawiamy i wiedziałam, że to jest to. Stworzyliśmy razem Malakot, to słowo oznacza „królestwo Boga”. Co ciekawe, to jedyne słowo, które znaczy to samo i po arabsku i po hebrajsku. Dlatego je wybrałam, jesteśmy na Synaju, w miejscu, które graniczy z Izraelem. I moim marzeniem jest to, żeby zapanował pokój pomiędzy tymi dwoma światami, arabskim i żydowskim.

Przyjeżdżaliśmy to do oazy, modliliśmy się, tworzyliśmy to miejsce własnymi rękoma. Obecnie jestem z mężem w separacji, ale dalej zgodnie prowadzimy ten projekt.

 Najważniejszy jest powrót do natury.

Organizujecie spotkania, warsztaty.

Centralnym punktem jest sauna. Mamy własne źródło. Zbudowaliśmy szałas potów. Spotykamy się w kręgach, można u nas doświadczyć dobrodziejstwa roślin leczniczych. Można spać, patrząc na gwiazdy. Czasami z różnych miejsc dobiegają różne języki, a potem ludzie się łączą i siadają razem. I oto właśnie chodzi. Żebyśmy zrozumieli, że każdy z nas jest taki sam, że jesteśmy częścią wszechświata, że nie ma znaczenia język czy kolor skóry. I że człowiek musi wrócić do swojego źródła, czyli do natury. Bo tylko to może nas uratować.

 

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

 

 

Tagi:

podróże ,  Oaza Malakot , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót