Podobne artykuły:
Tam gdzie Karamana wpada do morza
W końcu trafiłam na Beach and Lake Ayurvedic Resort w Kovalam i tam poczyniłam rezerwację. Wszystko odbywało się sprawnie, a Rani, menadżerka ośrodka odpowiadała na każde pytanie. Okazało się, że można palić na tarasie swojego pokoju. Uff.
Wykupiłam pakiet oczyszczający, choć są i inne opcje. Stwierdziłam jednak, że przyda się dwutygodniowy detoks z zabiegami wyznaczonymi przez lekarza. Ośrodek jest malowniczo położony, część leży na lądzie – jeden budynek hotelowy, ośrodek ajurwedy i basen, druga część na wyspie, tam tez jest restauracja. Między wyspą a lądem krąży łódź, do dyspozycji gości 24 godziny na dobę.
Kiedy dowiedziałyśmy się z koleżankami, że śpimy na wyspie, najpierw trochę się krzywiłyśmy. Potem okazało się jednak, że te wędrówki łodzią kilka razy dziennie to miły przerywnik i cudowna przeprawa. Szczególnie, że ośrodek położony jest przepięknie. W tym miejscu rzeka Karamana łączy się z Morzem Arabskim, można tam oglądać niesowite zachody słońca.
Wywiad bardzo szczegółowy
Zanim poszłam na jakikolwiek zabieg, czekało mnie naprawdę szczegółowe badanie lekarskie. Nasza pani doktor długo i dokładnie wypytywała o wszystko. Nie tylko o choroby, ale też o temperament, sposób reagowania na różne bodźce, styl życia. Interesowało ją ile się śpi godzin, w jaki nastroju wstaje z łózka. Na tej podstawie określiła moje dosze.
Według ajurwedy wszystko składa się z pięciu żywiołów, czyli bhut („panća mahabhutas”). Wyróżnia ona: eter (akaśa), powietrze (waju), ogień (agni), wodę (dźala) i ziemię (prythwi). Istoty żyjące posiadają jeszcze jeden element: pranę. Jest to siła życiowa, podstawowa energia odpowiadająca za fizyczne, umysłowe i duchowe zdrowie oraz siłę. Żywioły i właściwości łączą się w konstytucje zwane doszami, które opisują to, jak natura odzwierciedla się w danej jednostce. Ajurweda wyróżnia trzy dosze: vata (żywioły: eter i powietrze; właściwości: lekki, ruchliwy, przejrzysty, subtelny, suchy, szorstki, twardy, zimny) pitta (żywioły: ogień i woda; właściwości: lekki, ostry, tłusty lub suchy, gorący, płynny) i kapha (żywioły: woda i ziemia; właściwości: ciężki, statyczny, gęsty, tłusty, gładki, miękki, tępy, zamglony, pokaźny, ciepły lub chłodny). Odpowiadają one za tkanki, narządy i funkcje ciała. Każda z dosz występuje w każdym ciele, ale z różnym natężeniem. Dlatego ważne jest ustalenie, która jest w przewadze, bo od tego zależy dieta i sposób leczenia.
Dla oczyszczenia organizmu stosuje się panća karma, co oznacza dosłownie „pięć działań oczyszczających”. Terapia stanowi głębokie oczyszczenie ciała z nieczystości oraz ponowne odżywienie tkanek, dzięki czemu poprawia się stan zdrowia, a oznaki starzenia się organizmu znikają. Dosze wracają do równowagi, co pozwala na zachowanie dobrego zdrowia oraz harmonii. Żeby to jednak nastąpiło, po pierwsze trzeba ustalić dominujące dosze, po drugie, zastosować odpowiednie zabiegi i zaordynować dietę. Tak więc po szczegółowym badaniu, dostałam nie tylko ajurwedyjskie leki, tak jak każda z nas, otrzymałam spis potraw, które mogę spożywać i co ciekawe, każda z nas dostała inne menu.
Ryż w roli głównej
Zaopatrzone w kartki z nic nie mówiącymi nam nazwami dań, poszłyśmy do restauracji. W cenie miałyśmy trzy posiłki, serwowane w dość swobodnych (czytaj wygodnych dla klientów godzinach) i co ciekawe, nie było ograniczeń w zamówieniu, ktoś chciał dwa główne danie, zamawiał dwa, można było jeść kilka sałatek, zamawiać kilka porcji zupy. Szybko się okazało, że ajurwedyjska dieta stoi ryżem, bo on to serwowany w różnoraki sposób (z warzywami, z buraczkami, pikantny itp.) był podstawą wyżywienia. Do tego dochodziły warzywa w różnorakich sosach.
Wiele z nich było pikantnych, wszystkie doprawione indyjskimi przyprawami, za którymi akurat ja nie bardzo przepadam. Ale trudno, słowo się rzekło, kobyłka u płota… Diety pilnowałyśmy i nawet w mieście żadna nie kupowała niczego oprócz owoców. A nie dostawałyśmy grama mięsa, nie wspominając o słodyczach czy też słodkich napojach. Do picia dawano nam wodę z ziołami, można było tez zamówić kawę czy herbatę. Potrawy gotowane były bez tłuszczu, ewentualnie z dodatkiem mleczka kokosowego. Nawet do sałatki nie było kropli oliwy. Dawało się jednak wytrzymać. A już po kilku dniach czuło się różnicę. Kiedy na całodniowej wycieczce „zgrzeszyłam” zamawiając rybę z grilla z dodatkiem masła czosnkowego, czułam, jak tłuszcz rośnie mi w ustach.
Masaż to podstawa
Codziennie miałam dwie godziny zabiegów, każda z nas została przypisana do swojej terapeutki. W ajurwedzie kobiety wykonują zabiegi kobietom, mężczyźni mężczyznom, trzeba też pamiętać, że Indie to kraj pruderyjny, mający nawet policję strzegącą zasad moralności.
Moja Puśpa okazała się być cudowną kobieta, niewielkich gabarytów, za to z siłą rąk i charakteru, której można jej pozazdrościć. Cóż, nie wszystkie zabiegi należą do przyjemnych, Puśpa jednak nie dawała za wygraną i nie pozwalała mi migać się od terapii przepisanej przez panią doktor.
W ajurwedzie masaż jest podstawą. Abhjanga, czyli masaż całego ciała i głowy ciepłym sezamowym olejem miałam codziennie. Zaczyna się w pozycji siedzącej od masowania głowy i karku, kończy w leżącej – masowane jest całe ciało. Masaż nie tylko doskonale poprawia kondycję skóry, ma też działanie odstresowujące i kojące, działa przeciwbólowo, pomaga przy różnych schorzeniach reumatycznych i kostnych. Na początku masaż miałam połączony z Shirodharą. Słowo „Shirodhara” wywodzi się z dwóch sanskryckich słów – „Shiro” oznaczającego głowę i „Dhara” oznaczającego strumień, przelew lub przepływ. Masaż polega na polewaniu letnim olejem jednego punktu na czole. Olejek wylewa się z określonej wysokości, przepływa przez skórę i włosy. Shirodhara ma za zadanie otworzenie trzeciego okaz, uzyskanie harmonii ciała i umysłu, jest bardzo pomocną terapią u ludzi z nadciśnieniem i stresem.
Po przyjemnościach nastał czas na bardziej ekstremalne metody. Podi Kizhi to masaż ziołowymi stemplami. Płócienne woreczki wypełniane są odpowiednimi ziołami, moczone w gorącym oleju, następnie ciało jest nimi oklepywane, rozcierane. Pierwsze uderzenia były dla mnie zbyt gorące, ale chociaż mówiłam do Puśpy, że „too hot” (za gorące), ona była niewzruszona. Tłumaczyła mi, że stemple pomogą na moje tenisowe kontuzje i że pani doktor kazała, a ona nie ma nic do gadania. Jeszcze większą torturą było jednak dla mnie polewanie całego ciała gorącymi ziołami, co też niestety miałam w swojej rozpisce. Doświadczyłam Udwartanam, czyli masażu pudrem ziołowym. Nie tylko działa jak peeling, ale detoksykuje i podobno ma działanie odchudzające. Podobny zabieg z pudrem robi się też na mokro. Na zakończenie kuracji każda z nas otrzymała pakiet Mukabhyanga. To już kosmetyczne zabiegi na twarz, masaż i specjalne maseczki oraz peelingi.
Zobaczyć, co się da
Zabiegi, zabiegami, ale w końcu byłam w Indiach. Pozostały czas chciałam spędzać na plaży, ale też obejrzeć co się da w najbliższej okolicy.
Codziennie więc zamawiałyśmy motorowe riksze i jechałyśmy w świat, oglądając pobliskie świątynie, odpoczywając na okolicznych plażach i oczywiście, robiąc zakupy. Bo Indie są tanie i to świat pięknej bawełny, jedwabiu, kaszmirowych szalów i różnego rodzaju gadżetów do domu.
Sama zaś Kerala to stan różny od innych. Ma swój język, rządzą w nim komuniści. Tu jest najniższy odsetek analfabetyzmu i najwyższa płaca minimalna. Nie ma świętych krów na ulicach, nie ma tłoku i jest stosunkowo czysto jak na azjatycki kraj. Czułam się więc jak na wakacjach w Wietnamie czy Tajlandii. Ludzie są tu przemili, białych turystów jest stosunkowo mało, więc w wielu miejscach budziłyśmy sensację, Często proszono nas o wspólne zdjęcia, po raz pierwszy więc poczułam się niczym celebrytka prosto z Bollywood.
Co mi dała ajurweda?
Trzeba pamiętać, że ajurweda, a słowo oznacza to „wiedza o życiu”, powstała ponad pięć tysięcy lat temu. Jest uznawana przez WHO, a lekarzy kształci na własnych uniwersytetach. Pierwszą i niezaprzeczalna korzyścią jest wyleczenie mojego uczulenia, które gnębi mnie od lat. Na dłoniach pojawiają się małe wypryski, potem pękają i skóra schodzi, robiąc bolące rany. Na lekarzy, maści, testy, wydałam w Polsce majątek. Nie pomogło mi nic. Na szczęście dla mnie, uczulenie wróciło w Indiach. Pokazałam je lekarce. Następnego dnia dostałam maść, po dwóch dniach wszystko znikło, ręce mam idealne do dziś. Zapas maści przywiozłam ze sobą. Podleczyłam tenisowe kontuzje, moja skóra jest też inna.
Praktycznie codziennie o godzinie 7,15 chodziłam na jogę i choć kiepsko mi szło, jednak trochę się porozciągałam, mam też zamiar kontynuować zajęcia.
Nade wszystko doskonale wypoczęłam. Atmosfera ośrodka, jego kameralność, położenie, świetna obsługa – to wszystko sprawiło, że jest to miejsce na doskonałe wakacje. Dość powiedzieć, że kelnerzy przychodzili pod nasze pokoje, aby zebrać zamówienia na posiłki. Zawsze uśmiechnięci i zawsze z jakimś żartem. O cokolwiek się poprosiło, prośba była spełniana prawie natychmiast.
Na miejscu spotkałam Szwajcarów, którzy przyjechali do ośrodka już kolejny raz. Mają zamiar wracać. Nie ukrywam, że ja też. Za dwutygodniowy pobyt (bez biletu) zapłaciłam w jednoosobowym pokoju z wyżywieniem i zabiegami 2200 euro. W polskim dobrym hotelu muszę zapłacić za tydzień minimum 3 tysiące złotych. W Kerali mam w styczniu piękną, słoneczną pogodę, w dodatku zwiedziłam już mały kawałek Indii.
Magdalena Gorostiza