Nie lubię wycieczek objazdowych z biurami podróży. Wkurza mnie zwiedzanie z zegarkiem w reku, konieczność dopasowania się do grupy. Wolę jeździć sama, bo wtedy kiedy chcę robię przerwę, siadam w ładnym miejscu na kawę, czy w ostatniej chwili zmieniam trasę, bo po drodze jest coś ciekawego do zobaczenia. Dlatego podróż na Sri Lankę od a do z zorganizowałam sama. Wybrałyśmy się w trzy, bo zawsze to w towarzystwie raźniej.
Jako pierwszy punkt naszej bazy wybrałam Hikkaduwę. Ten turystyczny kurort na południowym zachodzie wysypy ma jedne z najładniejszych plaż i jest co zwiedzać w okolicy. Hotele rezerwowałam przez booking, ale dziś wiem, że nie warto. Lepsze ceny dostaje się bezpośrednio w hotelu, a rezerwacja z bookingu nie jest żadną gwarancją, że otrzyma się to, co widoczne na zdjęciach.
Z Colombo do Hikkaduwy jest 130 km. Transport załatwiałam już w Polsce i gorąco polecam, Colombo Airport Taxi ( colomboairporttaxi@gmail.com). Na maila odpowiedzieli w ciągu 10 minut, kierowca czekał na lotnisku, ceny bardzo dobre. Z usług tej firmy korzystałyśmy podczas całego naszego pobytu. Podaję adres mailowy, bo firm o podobnych nazwach jest na Sri Lance bez liku. Możecie na nich liczyć, są bez zarzutu!
Ponieważ zarezerwowany dużo wcześniej hotel dosłownie na dzień przed naszym wylotem odwołał rezerwację z powodu remontu, musiałam znaleźć na szybko jakieś dobre miejsce. Wybrałam hotel Lavanga, leżący nad samym morzem, z dala od centrum Hikkaduwy.
Sam hotel, choć nie jest stary, jest nieco zniszczony. Te niedostatki rekompensuje jednak miła obsługa, fajny basen i piękne widoki. Do centrum można dojechać tuktukiem za grosze, a zaletą jest pusta plaża. Nie ma na niej zaczepiających co chwilę sprzedawców, oferujących wodę kokosową, muszle, parea czy inne owoce.
Plaża tu jest przepiękna, a hotel ma wszelkie wygody.
Można zarezerwować wycieczkę w hotelu – Lakshman De Silva, odpowiedzialny za kontakty z klientami załatwi wszystko na miejscu bez problemu i my też skorzystałyśmy z tej oferty podczas naszego pobytu.
Pożegnalne selfie z Lakhsmanem
Co zwiedzić w okolicach? Obowiązkowo fort Galle, trzeba się też wybrać na plantację herbaty, gdzie wstęp jest za darmo. I nie kupować niczego w plantacyjnym sklepie – pięknie zapakowane herbaty kupimy dużo taniej w każdym supermarkecie.
Na plantacji herbaty.
Galle
Po drodze nieco zbładziliśmy i trafiliśmy do tradycyjnej lankijskiej wioski
No i pocztówkowy widok łowiących ryby, siedzących na kijach mężczyzn. Obowiązkowo trzeba zobaczyć, niema wyjścia!
Farma żółwi
Obowiązkowa jest wizyta na farmie żółwi, których jest kilka w okolicy. Żółwie jaja nadal jedzone są przez tubylców, wierzących, że dadzą siłę i długowieczność, co sprawia, że populacja żółwi znika w oczach. Na farmach skupują jaja i żółwie wykluwają się w spokoju. Również mięso żółwi jest cenionym rarytasem, tak więc człowiek jest największym wrogiem tych zwierząt.
Właściciel farmy opowiada o żółwiach, ale też o tsunami, które w 2004 roku nawiedziło Sri Lankę.
W celu złożenia jajek samice odbywają długie wędrówki do miejsca swego urodzenia kierując się liniami sił pola magnetycznego ziemi. Po wyjściu z wody poruszają się powolnie i niezdarnie. Na lądzie są niezgrabne i bezbronne. Podczołgują się poza strefę przyboju morza. Gdy samica znajdzie już odpowiednie miejsce zaczyna przy pomocy tylnych odnóży pływnych kopać dołek, do którego złoży jaja. Jedna samica zwykle składa jaja kilka razy w odstępach 2-3 tygodni. Do jednego dołka składa ok. 50-150 jaj, a następnie przykrywa je warstwą piasku. Cała operacja zajmuje jej ok. 8 godzin, po których wraca do morza.
Małe żółwiki wylęgają się po ok. 2 miesiącach. Ciepło potrzebne do inkubacji jaj pochodzi ze słońca. Jeżeli temperatura jaj podniesie się powyżej 29,9 °C embriony stają się żeńskie, a przy niższej temperaturze wylęgną się osobniki męskie. Najwięcej żółwików wylęga się wieczorem i w nocy co zwiększa szanse ich przeżycia. Po wygrzebaniu się z gniazda młode żółwie muszą jak najszybciej dostać się do morza, gdyż na lądzie czyha na nie wiele niebezpieczeństw a szczególnie ptaki i kraby.
Na farmach małe żółwiki zostają w basenie, aż trochę podrosną. Dopiero później wypuszczane są do oceanu.
Na miejscu mieszkają też kalekie żółwie, które nie dają już sobie samodzielnie rady. Wstęp na farmę kosztuje grosze, a pieniądze przeznaczane są na ochronę żółwi.
Tsunami
W 2004 roku, 26 grudnia Sri Lankę nawiedziło tsunami. Zginęło wówczas 35 tysięcy ludzi, 900 tysięcy zostało bez dachu nad głową. Tylko w pociągu jadącego z Colombo do Galle zginęło 1500 osób. Miało to miejsce w okolicach Hikkaduwy w miejscowości Peraliya. Na pamiątkę tej tragedii dni Japończycy ufundowali blisko torów pomnik Buddy. Statua jest repliką Bhamin Buiddha , zniszczoną kilka lat wcześniej przez Talibów w Afganistanie.
W okolicy jest też kilka muzeów tsunami, gdzie można obejrzeć zdjęcia z tamtych koszmarnych dni. Do dziś w okolicy są domy zniszczone przez tsunami.
Jako że 80 procent mieszkańców Sri Lanki to buddyści, świątyń do zwiedzania jest tu bez liku. W samej Hikkaduwie co najmniej dwie warte obejrzenia, jedna niedaleko na wyspie na rozlewiskach rzeki Madu River, która to rzeka jest obowiązkowym punktem programu. Wpisana na listę dziedzictwa UNESCO jest pięknym zakątkiem pełnym wspaniałej przyrody. A na maleńkiej wyspie króluje Kothduwa Vihara, emanująca spokojem i ciszą.
Wakacje u jubilera
Z hotelu Lavanga po 5 dniach przeniosłyśmy się do ścisłego centrum. Hotel Refresh Hikkaduwa nie jest nad samym morzem, ale wystarczy przejść przez ulicę. Hotel ma piękne pokoje, z widokiem na zieleń i tory, hałas z ulicy więc nie przeszkadza. Jest tu mały basen na dachu i oczywiście, jak wszędzie, przemiła obsługa.
Pokoje w Refreshu niczego sobie, polecam.
Sanduni z recepcji pomogła nam zorganizować wyprawę na rafę koralową i zaprowadziła do sklepu jubilerskiego, prowadzonego przez Rikhsana, jednego z trzech braci muzułmanów, którzy mają sklepy i swoja fabrykę.
Z Sanduni na rafie, niestety, rafa zniszczona przez tsunami.
Z braćmi jubilerami - codzienna herbata u nich w sklepie - obowiązkowa. O zakupach pomilczę...
Sri Lanka kamieniami stoi, oczywiście najbardziej znane są tam szafiry, wydobywa się też kamień księżycowy. W okolicy jest pełno kopalni i przy nich fabryk biżuterii, ale uwaga – pojechać, zobaczyć, niczego nie kupować, bo jest bardzo drogo.
Co jeść
Jedzenie na Sri Lance jest wyśmienite, mam tu na myśli głównie ryby i owoce morza,bo miejscowy rice and curry akurat nie za bardzo mi smakuje. Ale krewetki, kraby, homary, świeże prosto z morza, można zjeść niedrogo i na każdym kroku. Polecam zdecydowanie koktajl z owoców morza w restauracji Red Lobster i wizytę w Mamas, miejscu z pięknym widokiem.
Magdalena Gorostiza
Część dalsza niebawem