Samce szpaków w mniejszym stopniu interesują się samicami, jeśli zjadały one karmę z domieszką fluoksetyny, głównego składnika Prozacu – zauważyli naukowcy z University of York w badaniu opisanym na łamach magazynu "Chemosphere". Do eksperymentu w tym zakresie skłoniła ich obserwacja ptaków żerujących w pobliżu oczyszczalni ścieków. W organizmach żyjących tam larw, zjadanych przez ptaki, znajdują się pochodzące ze ścieków farmaceutyki, m.in. antydepresanty.
Kiedy badacze podali szpakom karmę z podobnym stężeniem fluoksetyny, zwrócili uwagę, że w śpiewie godowym samców pojawiają się zaburzenia. To może niepokoić. "Śpiew to główny element gry wśród ptaków, wykorzystywany przez samce, by zwabić interesujące je samice, a przez samice - do wyboru najlepszego samca, który miałby zostać ojcem ich młodych" - mówi autorka eksperymentu Sophia Whitlock. "Samce śpiewają dwukrotnie częściej i dwukrotnie dłużej tym samicom, które nie były poddane działaniu Prozacu - w porównaniu do samic, które otrzymały nawet niewielkie jego dawki" - opowiada badaczka. Zaburzeń było więcej. Zamiast rozpoczynać gody, samce często atakowały potencjalne partnerki – przeganiały je, dziobały i drapały pazurami.
To oczywiście utrudnia ptakom znalezienie partnera i rozmnażanie. Do wytworów cywilizacji grożących dzikim, często zagrożonym populacjom, trzeba więc najwyraźniej zaliczyć także leki przeciwdepresyjne. Wiele z nich charakteryzuje duża stabilność i po przejściu przez organizm człowieka, wraz ze ściekami trafiają one do środowiska, w tym również do organizmów zwierząt.
Jak pokazały pomiary zespołu z University of Buffalo, związki te mogą się kumulować w mózgach zwierząt. Wzięli oni na cel dziesięć gatunków ryb, żyjących w rzece Niagara, łączącej jeziora Erie i Ontario. Przeanalizowali zawartość antydepresantów i metabolitów, jakie powstają z nich w organizmach tych ryb. Wyniki nie budzą optymizmu. "Aktywne składniki ze środków przeciwdepresyjnych, wypływające z oczyszczalni ścieków, gromadzą się w mózgach ryb. To zagrożenie dla bioróżnorodności. Powinniśmy się bardzo tym martwić" - alarmuje autorka projektu dr Diana Aga. Okazało się m.in. to, że stężenia leków w rybich mózgach wielokrotnie przewyższały ich koncentrację w samej rzece.
"Wykryte stężenie antydepresantów nie stwarza zagrożenia dla ludzi, którzy jedzą te ryby, szczególnie w USA, gdzie większość osób nie zjada takich organów, jak mózg. Jednak spowodowane tymi lekami zagrożenie dla bioróżnorodności jest realne i naukowcy dopiero zaczynają rozumieć, jakie mogą być jego konsekwencje” - mówi dr Randolph Singh, współautor badania.
Na poważne problemy, jakie u ryb mogą wywołać tego typu leki, wskazał np. zespół z University of Wisconsin-Milwaukee. Po czterech tygodniach działania fluoksetyny samce strzebli grubogłowej zaczęły wykazywać zmiany w zachowaniu: stały się agresywne wobec samic. "Zwiększony poziom agresji sprawił, że przy najwyższym stężeniu (tego związku w organizmach samców) - przeżywało tylko 33 proc. samic. Dla porównania przy mniejszych stężeniach było to 77-87,5 proc. Samice, które nie przeżyły, nosiły ślady zranień i uszkodzeń tkanek" - relacjonuje Rebecca Klaper, dyrektor Great Lakes Genomics Center na University of Wisconsin-Milwaukee.
"To tylko jedno z rosnącej liczby badań sugerujących, że farmaceutyki mogą wpływać na złożony zestaw zachowań wodnych organizmów" - mówi prof. Alex Ford, redaktor specjalnego wydania pisma "Aquatic Toxicology", w którym eksperyment został opisany. "Martwić może rosnąca liczba tych badań - pokazujących, iż efekty te objawiają się przy stężeniach obserwowanych dziś w rzekach i ich ujściach. Wydają się wpływać na cały wachlarz biologicznych funkcji oraz mnogość organizmów wodnych" - ostrzega specjalista. Inne publikacje zamieszczone w tym samym piśmie opisywały np. zaburzenia zmian kolorów u mątw czy nawet problemy z reprodukcją u potomstwa ryb wystawionych na działanie antydepresyjnych środków.
O ile dopiero poznajemy wpływ tego typu związków na zwierzęta, to jeszcze trudniej zrozumieć jest współdziałanie substancji różnego rodzaju. Tymczasem łącznie mogą one działać inaczej, niż każda z nich osobno. Ilustruje to badanie zespołu z Universitat de Barcelona i University of Portsmouth. "Do większości miejskich cieków wodnych spływa mieszanina zanieczyszczeń pochodzących z działalności rolniczej i ścieków z dużym stężeniem leków" - zauważa prof. Alex Ford, jeden z autorów publikacji na ten temat. "Mieszanina ta może nie zabijać wodnych gatunków, ale martwią nas inne, nieletalne konsekwencje tych zanieczyszczeń. W naszych rzekach mogą być obecne tysiące związków chemicznych, które choć mogą nie być śmiertelne, to mogą zaburzać funkcjonowanie ekosystemów wodnych" - tłumaczy ekspert.
Badacze sprawdzili wpływ jednego z leków przeciwdepresyjnych i substancji przeciwgrzybowej na kiełża zdrojowego – skorupiaka żywiącego się opadającymi na dno rzek czy jezior liśćmi, porosłymi grzybami. Fungicyd spowodował, że na liściach rozwijało się mniej grzybów, co oznaczało mniej pokarmu dla kiełży. Z drugiej jednak strony apetyt kiełża zmniejszał lek przeciwdepresyjny.
To nie wszystko. W obecności samego fungicydu (podobnie jak pod wpływem samego tylko antydepresantu) kiełże pływały szybciej, niż zazwyczaj. Natomiast pod wpływem obu tych substancji jednocześnie – wolniej. Choć zaobserwowane reakcje nie były dla kiełża zabójcze, to zdaniem naukowców mogą mieć wpływ na łańcuch pokarmowy, którego elementem są te małe zwierzęta. Przez to mogą wpływać na cały ekosystem.
Nic nie wskazuje, aby liczba recept na leki przeciwdepresyjne miała się nagle zmniejszyć. Być może jednak istnieją rozwiązania, które pomogą uniknąć wielu niepożądanych konsekwencji. Na przykład zespół z Kungliga Tekniska Högskolan (Królewski Instytut Technologiczny w Sztokholmie) opracował nowy sposóbusuwania farmaceutyków z oczyszczanych ścieków za pomocą specjalnej membrany. Pozostaje liczyć na rozwój takich technologii i ich pojawienie się w praktyce.
Marek Matacz