Zanim władze państwowe zadecydowały, że istnieje możliwość „ustalania” czasu letniego i zimowego, ludzie zdali sobie sprawę, że istnieją różne strefy czasowe. W jaki sposób dochodzono do konsensu w sprawie regulowania czasu?
Należy uczynić pewne zastrzeżenie. Mówimy o „czasie” rozumianym jako urzędowa próba uchwycenia cykliczności. Ludzie od zawsze dążyli do uregulowania porządku dnia. Mam na myśli pewien sposób percepcji czasu i jego instytucjonalizację w ramy urzędowe. W pewnym momencie ludzkiej historii pojawiła się tendencja do „narzucenia czasowi” sztywnych norm urzędowych. Początkowo dążono do jak najdokładniejszego mierzenia czasu przy bardzo skromnych i zawodnych środkach technicznych, takich jak klepsydry, świece, zegary wodne i słoneczne czy zawodne przyrządy mechaniczne. Celem było stworzenie czasowych ram funkcjonowania człowieka w społeczeństwie. W epoce, w której czas został uchwycony, możliwe było jego wykorzystanie m.in. do organizacji pracy w czasach rewolucji przemysłowej.
To, że czas jest różny w miastach położonych od siebie nawet w niezbyt dużej odległości, zauważono stosunkowo wcześnie. Już w osiemnastowiecznych kalendarzach staropolskich zauważamy obliczenia różnicy czasu w ważnych miastach świata na podstawie odległości. Również w pierwszych podręcznikach geograficznych z XVIII wieku spotykamy wyjaśnienia, dlaczego czas w różnych miastach różni się od siebie. Pamiętajmy jednak, że była to wiedza „zastrzeżona” dla osób posiadających pewne wykształcenie.
Ogromny wpływ na ówczesny stan wiedzy miały wielkie odkrycia geograficzne. Wyprawa dookoła świata zorganizowana przez Ferdynanda Magellana ostatecznie udowodniła, że Ziemia jest kulą. Elementami przyrody pozwalającymi na uchwycenie cykliczności zmian były zawsze Księżyc, nazywany miesiącem, i Słońce, którego obserwacja pozwoliła nadać czasowi bardzo konkretne ramy.
Kiedy pojawiło się pojęcie stref czasowych?
Dopiero w XIX wieku. Podstawą ich opracowania były już odkrycia starożytnych, takich jak Marinos z Tyru. Zasługą tego geografa z II wieku jest opracowanie koncepcji podziału kuli ziemskiej na południki i równoleżniki. Przy obliczaniu czasu w określonych miejscach szczególną rolę odgrywają południki, nad którymi Słońce osiąga zenit tylko raz w ciągu doby. Oczywiste jest, że jeśli Słońce „góruje” nad wybranym południkiem, na sąsiednich południkach jest już inny czas.
W XIX wieku strefy czasowe stały się tematem debat międzynarodowych za sprawą błyskawicznego rozwoju telegrafu, żeglugi parowej i kolei żelaznych. Niezbędne stało się dokładniejsze uchwycenie różnic czasowych. W 1847 r. w Wielkiej Brytanii ustalono strefę czasową Greenwich. Później czas Greenwich zaczął funkcjonować w Nowej Zelandii. Podstawą tworzenia stref czasowych stał się średni czas słoneczny. Uśrednienie czasu słonecznego było konieczne, gdyż zarówno ruch wirowy Ziemi wokół własnej osi, jak i jej ruch wokół Słońca nie są jednostajne, co wykazał Johann Kepler na początku XVII wieku.
Z postulatem wprowadzenia stref czasowych występował m.in. szkocki inżynier kolejowy pracujący w Kanadzie, Sandford Fleming. W różnych odczytach przedstawiał idee podziału globu ziemskiego na 24 strefy czasowe. Wielka Brytania przyjęła czas Greenwich jako urzędowy już w 1880 r. Ta koncepcja była bardzo atrakcyjna i była omawiana na wielu konferencjach międzynarodowych. Próbowano dojść do trudnego konsensu.
Wreszcie w 1884 r. w Waszyngtonie odbyła się konferencja z udziałem przedstawicieli 25 państw. Wśród nich byli zaborcy Polski. W trakcie obrad przegłosowano ustalenie południka przechodzącego przez Greenwich jako południka „0”. Przeciwko głosowało tylko San Domingo, a od głosu wstrzymały się Brazylia i Francja, która pragnęła, aby ten południk przebiegał przez starsze od Greenwich obserwatorium paryskie. Wielką rolę w tych sporach odgrywały więc czynniki narodowe i prestiżowe.
Kiedy po raz pierwszy pojawiła się koncepcja przesuwania wskazówek zegara w celu osiągnięcia pewnych oszczędności surowców i innych środków?
W 1784 r. w „Journal de Paris” Benjamin Franklin opublikował esej poświęcony problemom związanym z wysokością słońca na niebie w porze wiosenno-letniej. Później George Vernon Hudson, australijski przyrodnik amator, wygłosił w 1895 r. odczyt wzywający do wprowadzenia czasu letniego. Punktem wyjścia obu tych postulatów była obserwacja, że ludzie jeszcze śpią, gdy słońce jest już wysoko na niebie. Do podobnych wniosków doszedł William Willett, który w 1907 r. opublikował broszurę wzywającą do regulowania czasu. Pomysł ten trafił nawet do parlamentu brytyjskiego. Do tego zagadnienia powróciły państwa centralne w dobie I wojny światowej.
Dla warunków geograficznych Polski czas letni to jednocześnie czas wschodnioeuropejski, czyli petersburski – mierzony według 30. południka długości geograficznej wschodniej. Był znany w Polsce pod zaborami, ponieważ Rosjanie wprowadzali go, ustalając rozkłady kolejowe. Ustalenia te były przyjmowane niechętnie, traktowano je z wrogością. Zmiany wprowadzone przez Niemców nie były więc dla Polaków niczym niezwykłym, ale podchodzono do nich niechętnie, podobnie jak do wszystkich innych przepisów wprowadzanych przez zaborców.
Zresztą już w czasach panowania rosyjskiego pojawiało się wiele problemów związanych z odmierzaniem czasu na obszarze Królestwa Polskiego, gdzie czasem urzędowym był czas warszawski. W niektórych miejscowościach jednak, często przez nieuwagę lub z premedytacją, używano innych czasów. Podobna sytuacja występowała w Krakowie. Od 1891 r. oficjalnie obowiązywał tam czas środkowoeuropejski, ale Austriacy mieli ogromne problemy z wyegzekwowaniem jego przestrzegania. Ze względu na równoleżnikowe położenie Monarchii Austro-Węgierskiej różnice czasu słonecznego pomiędzy krańcami rozciągniętego z zachodu na wschód imperium były ogromne. Przez długi czas obok czasu środkowoeuropejskiego obowiązywały tam również czasy kolejowe mierzone według najważniejszych stacji.
Dlaczego po zakończeniu I wojny światowej w wielu krajach zdecydowano się na utrzymanie przepisów dotyczących zmiany czasu?
Od roku 1916 panowało przekonanie, że czas letni służy oszczędnościom koniecznym do funkcjonowania gospodarki wojennej. Dlatego po wojnie Niemcy obłożone licznymi sankcjami gospodarczymi i wojskowymi nie mogły utrzymać zmian czasu.
W 1919 r. w Polsce wprowadzono czas wschodnioeuropejski, czyli letni; był korzystny, ponieważ rozwój terytorialny odrodzonego państwa był ukierunkowany głównie na wschód. Czas letni jednak po zakończeniu I wojny światowej nie cieszył się dobrą sławą, ponieważ uznawano go za „niemiecki”. Sprawiał on również liczne problemy polityczne związane z miejscem Polski w Europie, gdyż państwo dążyło do otwarcia się na Zachód. Stąd pojawienie się idei wprowadzenia w Polsce czasu środkowoeuropejskiego. Z punktu widzenia położenia Polski nie było to jednak najlepsze rozwiązanie, bo oznaczało występowanie dużych różnic między czasem urzędowym a lokalnymi czasami słonecznymi. Dochodziły do nawet 50 minut. Z punktu widzenia interesów politycznych było to jednak najlepsze rozwiązanie. Dlatego czas środkowoeuropejski został wprowadzony w 1922 r.
Dzisiejsze położenie Polski znacznie bardziej sprzyja obowiązywaniu czasu środkowoeuropejskiego. Większość naszego kraju znajduje się w tej strefie czasowej. Pamiętajmy jednak, że żadna ze stref czasowych nigdy nie będzie w pełni odpowiadała uwarunkowaniom przyrodniczym. Wprowadzanie czasów urzędowych zawsze jest sztuczne i stanowi kompromis między czasem słonecznym, położeniem geograficznym a koniecznością ujęcia czasu w ramy urzędowe, właściwe dla interesów państwa.
Również zmiana czasu z zimowego na letni jest kwestią w dużej mierze polityczną. Część specjalistów uważa, że dziś czas letni nie ma większego sensu i czyni więcej szkody niż pożytku, m.in. z punktu widzenia funkcjonowania organizmu. Przeskok „między czasami” wydaje się niekorzystny. Dziś zmiana następuje w niedzielę, niegdyś było jeszcze gorzej, ponieważ przestawienia wskazówek dokonywano w poniedziałki, a nawet w inne dni tygodnia. Dochodziło więc do wielu pomyłek i zamieszania. Dopiero w PRL uznano, że zmiana musi przypadać w dzień wolny od pracy.
Podczas tej rozmowy wielokrotnie podkreślałem, że na ustalanie stref czasowych i czasu lokalnego wpływały czynniki polityczne. Wśród nich bardzo ważne były ustalenia konferencji międzynarodowych. Dziś obecność w Unii Europejskiej i innych organizacjach międzynarodowych oraz zależności gospodarcze sprawiają, że państwa nie mogą podejmować arbitralnych decyzji dotyczących czasu. Wydaje się, że relacje międzynarodowe muszą także zdeterminować wszystkie zmiany. Stabilność czasu jest więc bardzo istotna. Status quo utrzymuje się głównie za sprawą tradycyjnych czynników.
Wprowadzenie zmian musiałoby wynikać z ustaleń międzynarodowych, lecz i racji stanu poszczególnych państw. Chaotyczne decydowanie w takich sprawach może sprawiać ogromne problemy. Czas nie jest własnością jednego państwa. Oczywiście w historii pojawiały się przypadki prób wprowadzania „czasów państwowych” niezależnych od rachuby czasu obowiązującej w państwach sąsiednich, ale zawsze prędzej czy później z nich rezygnowano. Nie miały one bowiem wiele wspólnego z interesami gospodarczymi czy politycznymi. O „przyszłości czasu” mogłaby zdecydować kolejna konferencja międzynarodowa, taka jak te odbywające się pod koniec XIX wieku. W dobie ogromnych, globalnych powiązań gospodarczych inne rozwiązanie wydaje się niemożliwe.
W Stanach Zjednoczonych w 1873 r. istniało 71 czasów kolejowych. Chaos ten wynikał m.in. z istnienia ok. 400 przedsiębiorstw kolejowych, które arbitralnie ustalały, jakiego czasu chcą przestrzegać. W tym czasie wokół Jeziora Bodeńskiego, dziś na pograniczu Szwajcarii, Niemiec i Austrii, istniało pięć różnych stref czasowych. Dziś niemożliwe byłoby funkcjonowanie w takich warunkach. Dzieje regulacji czasu pokazują, jak ważny to problem.
We wtorek 26 marca Parlament Europejski głosował w sprawie likwidacji zmiany czasu. Zdecydowano, że w 2021 r. po raz ostatni zostanie zmieniony czas z letniego na zimowy.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)