Marzenie o własnym domu
Jego rodzice przed laty kupili działkę budowlaną na obrzeżach miasta. Budowali dom wiele lat, nie był też to cud architektury, o którym można było przeczytać w designerskim piśmie. Ot, trzy kondygnacyjny klocek, jedno mieszkanie na każdym piętrze. Ale działka była ładna, a dom miał być własny, bez obcych za ścianą, na dole czy na górze. Rodzina mieszkała wówczas w ciasnym mieszkaniu w bloku i marzyła o przeprowadzce. Ojciec Jacka był hydraulikiem, a mama nauczycielką.
- Naszym zadaniem było tylko się uczyć. Mieliśmy zdobywać wiedzę, skończyć studia, pójść do dobrej pracy. Mama często powtarzała nam powiedzonko - Jak ci się nie chce nosić teczki, będziesz nosił woreczki – mówi Jacek. - Reszta była na głowie rodziców. Liczyli na to, że kiedy zaczniemy zarabiać, wykończymy nasz dom i każdy będzie mieszkał na swojej kondygnacji.
Podaj cegłę
Jacek skończył pedagogikę specjalną i zgłosił się do pracy w policyjnej izbie dziecka. Tomek cały czas się jeszcze uczył, trzy razy zmieniał kierunek studiów. Kiedy Jacek się ożenił, zamieszkali w mieszkaniu teściów w pokoiku żony. Tam też urodził się ich pierwszy syn. Wtedy zapadła wspólna decyzja o wykończeniu wreszcie domu na działce jego rodziców.
- Rodzice, mieli uskładaną całkiem sporą sumkę, ja nieźle zarabiałem, więc nie było co dłużej czekać. Dosyć było nam gnieżdżenia się w malutkim pokoiku - mówi Jacek. Jacek pracował na zmiany, jego ojciec miał własną firmę. Wykańczali dom praktycznie sami z pracownikami ojca. Trzy kondygnacje - parter dla rodziców, piętro dla Jacka z rodziną, drugie piętro dla Tomka. Na wykończenie domu Jacek z żoną zaciągnęli pożyczkę, bo oszczędności rodziców nie wystarczyły. Nie tylko na swoją część, ale na cały dom.
Drugi syn Jacka urodził się już w nowym domu.
Miało być pięknie
W końcu i Tomek skończył studia rolnicze. Zaczął pracować i Jacek uważał, że brat teraz zacznie spłacać jemu i rodzicom pieniądze wydane na wykończenie. Do spłaty była przecież też pożyczka.
Tomek wkrótce ożenił się ze swoją dziewczyną, rodzina była przekonana, że młodzi zamieszkają po ślubie w nowym domu.
- I kiedy wydawało mi się, że teraz już poleci z górki, brat nagle oświadczył, że on nie będzie w ten dom inwestował, ponieważ i tak tutaj nie będzie mieszkał. Wyprowadził się do teściów, bo tam założył biznes - mówi Jacek. - Jego wykończone piętro zostało puste.
Brat miał swój pomysł na życie
Tomek przejął ziemię od rodziców swojej żony i zainwestował w sad, który po trzech latach zaczął przynosić konkretne zyski. W następnym roku dokupił ziemi. Stare drzewa karczował, nasadzał nowe. Kupił ciężarowy samochód i sam dowoził owoce bezpośrednio do zakładów przetwórczych, albo na giełdy.
- A rodzice dom zapisali na nas wszystkich, właścicielami byli oni i my z bratem – mówi Jacek. - Tyle, że brat ani w dom nie zainwestował, ani w nim nie mieszkał.
Bracia zawarli więc ustną umowę. Tomek zostawi Jackowi swoją część domu i tę po rodzicach, a Jacek zrezygnuje z udziału w mieszkaniu rodziców w bloku. Rodzice poszli nawet do notariusza, żeby mieszkanie na Tomka przepisać w darowiźnie, bo brat Jacka miał zamiar je sprzedać. Ciągle inwestował w swój biznes.
- I wtedy popełniłem błąd, bo brat powinien był darować mi swoje piętro, czyli swój udział w domu i zrzec się spadku po nich - opowiada Jacek. - Tak, żeby dom był potem mój, szczególnie, że brat nie zainwestował w niego ani złotówki. Ale nie zadbałem o to. W końcu to brat, uznałem, że przecież mogę mu ufać.
To był szok
Minęło kilka lat. Mieszkanie po rodzicach Tomek sprzedał, dawno wykorzystał pieniądze, które za nie dostał. Któregoś dnia zadzwonił do brata i powiedział Jackowi, że zamierza kupić dom w okolicy, niedaleko sadów. Trafiła mu się okazja. Właściciele na stałe wyjeżdżają za granicę i sprzedają go razem z całym wyposażeniem. Cena okazyjna, ale ma mało czasu na finalizację transakcji. Chce więc, żeby Jacek odkupił od niego piętro na którym mieszka, za 100 tysięcy złotych. Więcej nie chce, bo tylko mu tyle brakuje. Jeżeli Jacek tego nie zrobi, poszuka chętnego na kupno swojego udziału w domu.
- Wtedy zapytałem Tomka - a co z naszą umową dotyczącą mieszkania po rodzicach? Powiedział, że nie pamięta takiej umowy. I przecież niczego nie podpisywał. Mieszkanie sprzedał, a pieniądze zainwestował w ziemię. Dodał, że mam tydzień na załatwienie kasy, bo ma potencjalnego klienta na kupno pietra. Poczułem się tak, jakby ktoś mi w gębę dał. Ja mu wierzyłem, a on moją łatwowierność wykorzystał - mówi Jacek.
Powiedział o wszystkim rodzicom, nie chcieli wierzyć, w to co słyszeli.
- Mama się załamała – mówi Jacek. - Nie docierało do niej, że jej syn, którego uczyła uczciwości, oszukał swojego brata.
Mam nauczkę na przyszłość
Jacek nie wiedział czy Tomek blefuje, czy nie, ale nie chciał, żeby ktoś obcy mu się kręcił po domu, tym bardziej, że za własne pieniądze wykończył bratu mieszkanie. Trudno, powiedzieli sobie z żoną. Najwyżej chłopcy będą mieli po swoim piętrze. Wzięli kredyt i spłacili Tomka. Dopilnowali formalności. Rodzice zapisali swój udział wnukom, spisali też testament, w którym wydziedziczyli Tomka.
Od ośmiu lat bracia ani razu się nie spotkali, Tomek nie widuje się też z rodzicami. Jacek wie, że im jest z tego powodu bardzo przykro. Że rodzinę poróżniły pieniądze.
- Mam poczucie, że brat mnie zwyczajnie okradł, że wykorzystał moją wiarę w jego uczciwość – mówi Jacek. - Ale mam też nauczkę. Własnych synów obdzielę po równo, ale po śmierci, nie będzie żadnych darowizn za życia. Bo życie mnie nauczyło, że nic tak nie dzieli rodziny, jak właśnie pieniądze.