Jak to w rodzinie
Justyna była późnym dzieckiem, przyszła na świat z niewykształconą ręką. Skończyła szkołę i studia. Pracuje. Za mąż nigdy nie wyszła i nie robi sobie na to nadziei, ze względu na niepełnosprawność. Ma dwoje rodzeństwa, starszą siostra oraz brata. Siostra tuż po maturze wyszła za mąż za wojskowego i z mężem przeniosła się do innego miasta. Założyła rodzinę, pracuje, nie utrzymuje bliskich kontaktów z rodziną.
- Alicja ma swoje życie, trójkę dzieci, do tego dochodzi odległość – przyznaje Justyna – Rodzice dołożyli jej na mieszkanie, to zostało zapisane notarialnie, więc nic jej tu nie trzyma. Zostałam ja i brat, który zajmował się rodzicami oraz zarządzał gospodarstwem domowym, mogłam tylko niewiele pomóc ze względu na moją niepełnosprawność.
Marek, brat Justyny, już od szkoły średniej najbardziej troszczył się o rodzinę. Ojciec miał postępującą cukrzycę, matka nabawiła się choroby nerek. Oboje pracowali we własnym zakładzie kuśnierskim.
Marek wdrażał się do pracy jako kuśnierz. Powoli to on przejął firmę. Ze względu na zmieniającą się podaż na takie wyroby, a także zalew polskiego rynku przez towary sprowadzane z zagranicy, zaczął się przebranżawiać. Ożenił się z Moniką, właścicielką salonu kosmetycznego. Żona zamieszkała u nich w domu. Piwnica od zawsze służyła za warsztat kuśnierski.
Gdy rodzice zaczęli mocno chorować, wzięli Justynę na rozmowę o przyszłości, zaprosili także Marka i jego żonę. Wtedy wszyscy zgodnie ustalili, że gdy rodzice odejdą, dom będzie należał do Marka, który w zamian zobowiąże się do opieki nad rodzicami póki oni żyją. Po ich śmierci Justyna otrzyma prawo dożywotniego mieszkania. Taka forma jest określona w prawie cywilnym jako służebność osobista, która – w odróżnieniu od służebności gruntowej – nie dotyczy gruntu, ale osoby fizycznej. Ustanowienie służebności osobistej ma zabezpieczyć daną osobę przed utratą miejsca zamieszkania. Tak jak w tym wypadku, służebność została ustanowiona na rzecz Justyny, która przekazała w darowiźnie swój udział w domu, na rzecz brata. Po ustanowieniu służebności osobistej taka osoba, w tym wypadku Justyna - ma prawo korzystać z wyznaczonych pomieszczeń i części wspólnych nieruchomości aż do jej śmierci.
Pod parasolem brata
Marek zobowiązał się także do zajmowania się remontami i wszelkimi opłatami za dom.
- Uznałam to za sprawiedliwe rozwiązanie – mówi Justyna – Brat otrzymywał moją część domu, którą mógł rozporządzać po mojej śmierci, za to miał mnie wspierać i płacić rachunki za użytkowanie. On ma głowę do interesów. Byłam wdzięczna. W zamian zamierzałam dokładać się do wszelkich zakupów domowych, pilnować ich przyszłych dzieci, dawać im darmowe korepetycje. Pomagać na ile dam radę w kuchni. Jak to w rodzinie.
Życie się toczyło. Brat dochował się dwójki zdrowych, wesołych dzieci. Ciężko z żoną pracowali. Bratowa, nawet na macierzyńskim, prowadziła swój salon. Marek zaczynał sił w handlu, zaczął z kolegą prowadzić hurtownie z kosmetykami. Bratowa doradzała i załatwiała kontakty z innymi salonami. Justyna po pracy zajmowała się malcami, robiła pranie, bo pralkę potrafiła obsłużyć, odkurzała podłogi, wycierała kurze. Potrafiła nawet ugotować coś prostego. Żyło im się dobrze. Nie było kłótni ani pretensji.
Najpierw odszedł ojciec. A za dwa lata umarła mama. Ustalenia prawne weszły w życie. Marek zaczął planować remont domu. Zamierzał przeznaczyć suterenę na jakiś lokal usługowy. Monika też miała swoje plany, chciała otworzyć kolejny salon. Kupiła lokal, zaczęła remont. Justyna cieszyła się ich sukcesami. W domu niczego nie brakowało. Myślała, że przy bracie i jego rodzinie doczeka starości i swoich ostatnich dni. Krach wydarzył się z nadejściem COVID. Usługi stanęły. Rachunki oraz raty kredytu trzeba było jednak płacić. Brat z bratową zadłużyli się, bywało tak, że na przeżycie mieli tylko pensję Justyny. Nie narzekała, to było normalne w rodzinie. Nawet była dumna, że stała się jedynym żywicielem rodziny w trudnym czasie. Mogli na nią liczyć.
Coraz gorsza, sytuacja finansowa rodziny zmusiła Monikę do wycofała się z drugiego salonu, poniosła ogromne straty. Brat też stracił część klientów, bo placówki handlowe padały. Oboje z Moniką byli zalamani. Mało mówili, o czymś szeptali za placami Justyny.
- Byłam pewna, że to chwilowe, że znajdą jakieś rozwiązanie i sobie poradzą – mówi Justyna. - Starałam się ich pocieszać, ale tylko wzbudzałam irytację. Jakbym nie rozumiała, co się dzieje. Wszystkiego mi przecież nie mówili.
Nie wiedziała, co się dzieje
Pierwsze, co ją zaniepokoiło, to wywożenie z sutereny farb, drabin i już kupionych kafelków ceramicznych.
- Spytałam brata co się dzieje, wtedy mnie zbył – wspomina - Więcej nie pytałam, ale dostrzegłam, że oboje jakoś inaczej się zaczęli zachowywać. Wychodzili, gdy przychodziłam do salonu na telewizję. Niechętnie rozmawiali, jakoś tak dziwnie się zrobiło.
Któregoś dnia, gdy Justyna wróciła z pracy, zastała obcą parę, która wychodziła z ich domu. Brat ich prowadził, nie przedstawił nieznajomych Justynie.
- Przy kolacji zagadnęłam, co to za państwo byli w naszym domu – mówi Justyna. – No i wtedy mi powiedzieli, że jak dzieci pójdą spać, to musimy pogadać. Przestraszyłam się.
Gdy zostali sami, Marek nie krył przed siostrą, że sprawy stoją bardzo źle. Przyznał się, jak bardzo jest złą ich sytuacja finansowa. Zanim wybuchł COVID, zaciągnęli kredyt na remont domu, rozbudowę hurtowni i drugi salon Moniki.
Mieli ogromne długi. Salon Moniki ledwie ciągnął, ludzie po pandemii mieli ważniejsze wydatki. Właściwie byli bankrutami, planowali radykalną zmianę.
- W końcu brat wydusił, że są zmuszeni sprzedać dom! - opowiada ze łzami Justyna. – To był cios. A co ze mną? - zapytałam Marka, tylko wzruszył ramionami, że nic. Nic się nie zmieni. Będę tu mieszkała do końca życia, w swoim pokoju z dostępem do łazienki i kuchni. Obcy mieli się mną zaopiekować. Załamałam się!
Zostałam wystawiona na sprzedaż
Justyna wie, że brat może ją sprzedać z domem. Jest wykształcona i bez trudu znalazła na swoje pytania odpowiedź. Tłumaczy, że wystarczy poszukać w Internecie i podsyła link.
„W teorii i praktyce, sprzedaż domu ze służebnością jest oczywiście możliwa – nawet bez zgody osoby, która ma prawo do służebności. Dodatkowo można sprzedać mieszkanie czy dom ze służebnością oraz z obciążoną hipoteką (tutaj jednak warto zgłosić się do banku, w którym zaciągnęło się wcześniej kredyt, by omówić to rozwiązanie i zorientować się, czy zapisy umowy kredytowej w jakiś sposób nie uniemożliwiają sprzedaży nieruchomości ze służebnością). Wszystko to nie jest jednak proste, ponieważ służebność jest prawem dożywotnim i niezbywalnym – wygasa dopiero po śmierci osoby, która to prawo posiada. W związku z tym wycena nieruchomości obciążonej służebnością niemal zawsze będzie mniejsza, niż cena rynkowa, a dodatkowo chęć zakupu prawdopodobnie zgłosi mniejsza liczba potencjalnych klientów.„ - czytamy na stronie Kancelarii Adwokackiej Acta Wera.
- Obcy ludzie zgodnie z umową muszą przyjąć zbywcę, czyli mnie, jako domownika, dostarczać mi wyżywienia, ubrania, mieszkania, światła i opału, zapewnić mu odpowiednią pomoc i pielęgnowanie w chorobie oraz sprawić mu własnym kosztem pogrzeb odpowiadający zwyczajom miejscowym – dopowiada Justyna. - Dla mnie brzmi to strasznie.
Na razie kupców brak. Justyna wychodzi i pokazuje się potencjalnym kupcom. Chce, żeby wiedzieli, z kim mają ewentualnie mieszkać. Myśli, że nie działa na ludzi zachęcająco.
- Właściwie to zaczęłam mieć satysfakcję, że mój widok działa odstraszająco na nabywców – przyznaje – Nic dziwnego, kto by chciał brać na barki dom z kaleką, która nie wygląda, jakby miała zaraz wyzionąć ducha. W końcu bratowa nie wytrzymała i kazała mi się chować w pokoju, gdy przychodzą potencjalni kupujący. Poczułam się fatalnie, jak dobytek na pańskiej łasce.
Relacje z bratem i jego rodziną popsuły się. Już nie jadają razem posiłków. Mijają się bez słowa. Dom nadal pozostaje na sprzedaż. Nie pomógł nawet duży baner wywieszony na balkonie.
- Mam ogromny żal do brata, że chce mnie sprzedać. Myślałam, że jesteśmy rodziną, na dobre i na złe – mówi Justyna. - Powiedziałam Markowi, żeby wywiesił ogłoszenie „sprzedam dom razem z siostrą”. Niech sąsiedzi wiedzą, z kim mają do czynienia.
Źrodło https://actavera.eu/blog/dozywotnia-sluzebnosc-a-sprzedaz-domu-to-warto-wiedziec/