Partner: Logo KobietaXL.pl

Hubert jest z Warszawy. Leci w czteroosobowej grupie do Tajlandii. Kupili bilety z Gdańska do Oslo, tam mieli być cały dzień, popołudniu planowany był wylot do Bangkoku. Podróż zaczęli w piątek 9 sierpnia. Na razie, zamiast wymarzonych wakacji, jest horror.

- Nocowaliśmy w Gdańsku, by wylot miał być o 6 rano, wstaliśmy bardzo wcześnie – relacjonuje Hubert. - Na lotnisku okazało się, że lot jest opóźniony o blisko 10 godzin. Nie było szansy na to, byśmy zdążyli na samolot z Bangkoku, szczególnie, że on odlatywał z innego lotniska.

Grupa dostawała sprzeczne komunikaty, a to, że usterka, a to, że samolot nie nadaje się do lotu, podawano też różne godziny wylotu.

- Totalny bałagan. W międzyczasie do Oslo odlatywał inny samolot, też Wizz Air – relacjonuje Hubert. - Chcieliśmy nim polecieć. Ale okazało się, że nie ma szans, bo jest overbooking.

Do Oslo wylecieli dopiero około 16,30. Przepadły bilety do Bangkoku. Hubert napisał do Pawła Borsuckiego z grupy Świat to za mało z prośba o pomoc w szukaniu nowego połączenia. Udało się kupić bilet dopiero na następny dzień, czyli na 11 sierpnia.

- Mamy nadzieje, że polecimy – mówi mi Hubert.

Rozmawiam z nim po godzinie 10 rano. Odlot ma być około 14.

Hubert podsumowuje straty. Około 1000 zł kosztował bilet z Oslo do Bangkoku, za nowy bilet trzeba było zapłacić 1700 zł. Stracili też nocleg w Bangkoku, bilety na pociąg i autobus w Oslo, bo te też były kupione wcześniej.

- Prawda jest taka, że nie lecieliśmy na jednym bilecie, tylko na dwóch oddzielnych – mówi Hubert. - Ale mając tyle czasu w Oslo, nie spodziewaliśmy się, że nie zdążymy.

Hubert i jego dziewczyna mają ubezpieczenie, jest tam enigmatyczny zapis o wydatkach na transport. Czy jednak ubezpieczyciel odda pieniądze? Nie wiadomo, pozostała para ubezpieczenia nie kupiła. 

- Na razie straciliśmy ponad 3000 zł na osobę – mówi Hubert. - Czy coś ugramy od linii lotniczych? Nie wiem. Do tego dochodzi stres, koczowanie na lotnisku.

O co chodzi z tymi biletami?

Bardzo często lecąc na drugi koniec świata, nie mamy lotów bezpośrednich. Musimy po drodze mieć jedną, a czasem nawet więcej przesiadek. Jeśli wówczas cała trasa odbywa się na jednym łączonym bilecie i z winy przewoźnika stracimy kolejne połączenie, bo samolot się spóźnił, to przewoźnik ma obowiązek zapewnić nam opiekę i pomoc. Pracownik linii lotniczej w pierwszej kolejności sprawdzi, jakie mamy możliwości dalszego podróżowania. Będzie szukał miejsca na najbliższy kolejny lot. Jeśli takiego już w danym dniu nie będzie, otrzymujemy od przewoźnika wszystkie dodatkowe świadczenia jak: nocleg w hotelu, transfer do i z hotelu oraz posiłki. Bardzo często takie świadczenia są pasażerom dawane w formie voucherów, które muszą okazać w hotelu czy taksówce.

Dodatkową zaletą jest to, że najczęściej wysyłamy bagaż do miejsca docelowego i nie odbieramy go i ponownie nadajemy w miejscach przesiadek. 

Zupełnie inaczej sytuacja wynika, gdy kupujemy bilety oddzielnie. Zazwyczaj w miejscach przesiadek trzeba odebrać bagaż oraz dokonać ponownych odpraw. W przypadku zmian w rozkładach, opóźnień, czy innych okoliczności, nawet jeśli nie wynikają one z winy pasażera, to i tak on sam musi pokryć wszelkie koszty związane z kupnem biletu na inny lot czy nocleg.

Trzeba być uważnym

Paweł Borsucki, twórca facebookowej grupy Świat to za mało, poświęconej podróżom, mówi, że kupowanie oddzielnych biletów to jest największy błąd, którzy popełniają podróżujący, to właśnie zakup oddzielnych biletów.

- Dlatego uczulam, żeby unikać kupowania biletów u pośredników, najlepiej bezpośrednio w liniach lotniczych – mówi Paweł. - I ubezpieczać się na wypadek nieprzewidzianych okoliczności.

Paweł Borsucki

Ona sam ciągle ma do czynienia z podobnymi sytuacjami, kiedy piszą do niego zrozpaczeni podróżni, którzy stracili lot, a do tego pieniądze.

- Nie ma jak pomóc, trzeba wyłożyć kasę i kupić nowy bilet – mówi Paweł. - Ja jedynie staram się wyszukać najtańsze połączenie.

Teraz jest w kontakcie z osobą, która wraca z Bali przez Kuala Lumpur.

- Ma tylko 3 godziny czasu na przesiadkę, a nie wie nawet, czy leci z tego samego lotniska – mówi Paweł. - I oczywiście podróżuje na kilku biletach. Tego też ludzie nie sprawdzają, kupując bilety w sieci - czy odlot jest z tego samego miejsca, z jakiego terminalu, bo lotnisko może być nawet to samo, ale jest ogromne. I wtedy trzeba kilku godzin przerwy, żeby się spokojnie przesiąść.

 

 

Tagi:

podróże ,  Paweł Borsucki ,  samolot , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót