Partner: Logo KobietaXL.pl

Utonęło 13 dzieci

To była jedna z największych tragedii w regionie lubelskim. W 1961 roku, tuż przed zakończeniem roku szkolnego część dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 17 przy ul. Krochmalnej w Lublinie dostały w nagrodę wycieczkę do Kazimierza Dolnego.

Fragment starej szkoły, do której chodzili uczniowie.

 

 Dzień przed wyjazdem, 29-letnia nauczycielka wychowania fizycznego Jadwiga H. przedstawiła ówczesnej kierowniczce szkoły plan wycieczki. W programie była m.in. wspinaczka na basztę, Górę Trzech Krzyży, zwiedzanie spichlerza i jako ostatni punkt – właśnie kąpiel w Wiśle. 28-osobową grupą opiekowały się trzy nauczycielki. Program przebiegał zgodnie z planem. Po zwiedzaniu miasteczka, dzieci razem z opiekunkami znalazły się na brzegu Wisły – ok. 300 metrów w górę rzeki od schroniska PTTK na końcu ul. Krakowskiej. Pod opieką nauczycielki wychowania fizycznego, Jadwigi H., dzieci weszły do rzeki. W pewnym momencie jedna z dziewczynek zaczęła się topić. Za nią następni uczniowie. Wisła pochłonęła 13 dzieci. Jedna z wersji tragedii zakładała, że dzieci weszły w tym miejscu na tzw. lotny piasek, który zaczął osuwać im się spod nóg. Ponieważ trzymały się za ręce, jedno pociągało za sobą drugie i po kolei wpadały do wody. W tym miejscu było niestety głęboko. Nie miały żadnych szans na ratunek. Nauczycielka uratowała trójkę z nich. Reszty nie dała rady. Zanim rozpoczęło się śledztwo w sprawie tego wypadku, media znalazły już winnego. Nie czekając na jakiekolwiek wyroki, zrzuciły winę na 29-letnią wówczas nauczycielkę wf, panią Jadwigę. Bez żadnych skrupułów zamieściły jej nazwisko w gazecie. Ani słowem nie wspomniano, co w czasie feralnego zdarzenia robiły wówczas dwie inne opiekunki, które gdzieś się wówczas zapodziały i zostawiły wuefistkę samą z dziećmi. W procesie, który trwał zaledwie kilka dni poniosły one najmniej dotkliwą karę – oprócz oczywiście traumatycznych przeżyć. Zostały przeniesione do innej szkoły. Kierowniczka szkoły wkrótce po wypadku zachorowała i przeszła na emeryturę.

Miejsce, w którym utonęły dzieci.

 

Tragedia niemile widziana

Ówczesne władze dość niechętnie mówiły jednak o tym wydarzeniu. Nie mieściło się ono w socjalistycznej konwencji państwa, gdzie tragedie i wypadki były „zarezerwowane” dla państw zza żelaznej kurtyny. Kazimierz Brandys w swoich „Listach do pani Z.” odnotował, że do zdarzenia doszło w wigilię św. Jana. Jak co roku, w Kazimierzu miały się odbywać tradycyjne Sobótki. Podczas tej dorocznej zabawy puszczano wianki, tańczono i śpiewano, rozpalano ogromne ogniska, które płonęły po obu stronach rzeki. Nikt nawet nie przypuszczał, że święto organizowane w najkrótszą noc w roku poprzedzi dramat.

„(…)W południe między domem PTTK a kamieniołomami, niedaleko brzegu, utonęło trzynaścioro dzieci z wycieczki. Miejsce nie było przeznaczone do kąpieli. Dwoje dzieci i nauczycielkę, która rzuciła się na pomoc, wyratowali robotnicy pracujący przy tamie. Nie zdołano wyłowić wszystkich ciał. Rodzice dowiedzieli się o wypadku z komunikatu radia lubelskiego, który nie podał nazwisk ofiar. Wysiadali z taksówek na rynku, wiedząc, że za chwilę usłyszą prawdę. Widziałem mężczyznę siedzącego obok małej dziewczynki; była jedną z dwojga, drugie utonęło. Na rynku stał autobus, który przywiózł wycieczkę, otaczały go grupki ludzi o zaczerwienionych oczach. Co parę minut zajeżdżała „Warszawa” z lubelskim numerem. Rodzice dowiadywali się zaraz na rynku. Uratowane dzieci czekały w autobusie. Nauczycielkę zatrzymano w komisariacie milicji. Rodziców, których dzieci nie było, zawożono nad rzekę, na miejsce wypadku. Ciągle szukano zatopionych ciał (...) – tak pisał. 

– Wszyscy ludzie z dzielnicy chodzili żegnać się z dziećmi. Byłem i ja z rodzicami. Wtedy to było normalne, czuwanie przy zwłokach, dom w żałobie, zapalone świece, zasłonięte lustra. Mam te trumny nadal w oczach – opowiada Jacek Brzeziński, świadek tamtych zdarzeń.

Jacek Brzeziński

Jego opowieść możecie przeczytać TU: https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/ciala-dzieci-wystawiono-w-domach-zegnala-je-cala-dzielnica/pplk17b,30bc1058

Starsi lublinianie wspominają do dziś pogrzeb ofiar, który zgromadził tysiące ludzi. Z tych uroczystości pojawiła się jednak prasowa relacja wraz ze zdjęciami. Według medialnych doniesień udział wzięło kilka tysięcy osób, ale tak naprawdę ludzi było znacznie więcej.
Do 28 czerwca rano – na dzień planowanego pogrzebu – nie znaleziono jeszcze ciał dwójki dzieci: chłopca i dziewczynki Podjęto decyzję, że pogrzeb odbędzie się dla jedenastu ofiar. Kilka godzin później odnaleziono ostatnie dwa ciała. Były na wysokości klasztoru betanek w Kazimierzu, czyli kilka kilometrów od miejsca wypadku. Trzynaście trumien załadowano na wypożyczone żuki z FSC. Za wszystko, łącznie z trumnami zapłaciło miasto. Pogrzeb wprawdzie się opóźnił, ale wszystkie dzieci spoczęły na cmentarzu przy ul. Lipowej.

Pogrzeb dzieci. Zdjęcie z archiwum księdza Stanisława Chomicza.


Karteczki na grobach

W lipcu do redakcji lokalnego „Kuriera Lubelskiego” przyszła kobieta, która zwróciła uwagę na karteczki przyklejone do grobów trójki dzieci. Groby miały zostać zlikwidowane z powodu braku stosownej opłaty. Kurier sprawę nagłośnił.

- Natychmiast zareagowała nasza Rada Dzielnicy, to kawałek historii Lublina, ale i naszej dzielnicy przede wszystkim – mówi Lidia Kasprzak – Chachaj. - Zrobiliśmy rozeznanie czy z naszych pieniędzy z rezerwy celowej możemy groby opłacić. Niestety ani Rada, ani Urząd Miasta nie może wydać na ten cel pieniędzy.

Rada Dzielnicy Za Cukrownią postanowiła zrobić więc zbiórkę. Ponieważ musiała być założona na osobę fizyczną, zajęła się nią pani Lidia.

- Ale wpłaty na groby, na ich remont, zrobimy już jako Rada Dzielnicy – podkreśla moja rozmówczyni. - Chcielibyśmy uporządkować to miejsce.

 

Groby są zniszczone.

 

Ile grobów do likwidacji?

Lidia Kasprzak – Chachaj wysłała do Zarządu Cmentarza pismo, by wstrzymać proces likwidacji grobów. Zapewniła, że opłaty zostaną wniesione.

Rada Dzielnicy czeka na odpowiedź.

 

- Czekamy też na odpowiedź, ile jest tych grobów, jakie należy uiścić pieniądze – mówi. - Na razie jednak nie mamy takich informacji.

Karteczki jednak z grobów znikły. Rada Dzielnicy Za Cukrownią chce zapłacić za groby za kolejne 20 lat. Same groby wymagają też remontu, płyty są popękane i na to mają też pójść pieniądze ze zbiórki.

- Oczywiście w pierwszej kolejności spłacimy zaległości, oplata za grób dziecięcy za 20 lat wynosi 400 zł, musimy jednak wiedzieć, za które groby trzeba zapłacić – mówi Lidia Kasprzak – Chachaj. - Potem o los grobów będą się już troszczyć nasi następcy.

Tu możecie wpłacić na zbiórkę na ratowanie grobów dzieci:

 https://zrzutka.pl/68buvk?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=chipin_creation

 

 

Źródło 

https://kurierlubelski.pl/w-1961-roku-uczniowie-lubelskiej-szkoly-utoneli-w-wisle-groby-znikna-z-cmentarza-przy-lipowej-one-sa-calkowicie-opuszczone/ar/c1-18686795

 

 

Tagi:

historia ,  tragedia ,  Wisła ,  Jacek Brzeziński , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót