Partner: Logo KobietaXL.pl

 

Przyjechała po nowe życie

To był rok 2018, 25-letnia Maja Justyna Herner mieszkała we Wrocławiu. Pragnęła wyjechać za granicę, by zarobić i poznać trochę świata. Była atrakcyjną, wysoką, szczupłą kobietą, miała brązowe włosy, szare oczy i piękny uśmiech. Wcześniej skończyła kurs przygotowania wojskowego, to była bardzo wysportowana i energiczna dziewczyna. Lubiła wyzwania i aktywny styl życia. Uwielbiała wędrówki i górskie wspinaczki. Szukała pracy przez ogłoszenia na portalach internetowych. Pewnego dnia natrafiła na ofertę pracy w Norwegii, w małym górskim miasteczku. To było to czego szukała, możliwość rozwijania pasji wspinaczkowej plus godziwe zarobki. Wysłała swoje dane do firmy, wkrótce otrzymała potwierdzenie, że została przyjęta. 

9 listopada 2018 roku przyjechała do miejscowości Ørsta blisko Ålesund w zachodnio-północnej części Norwegii. Tak, jak myślała Maja, Ørsta okazało się małym, idyllicznym miasteczkiem, usytuowanym w otoczeniu pasma gór Sunnmørsalpene. Miejscowość liczyła zaledwie 7,5 tysiąca mieszkańców. Dziewczyna dostała lokum, dobrą pracę i auto. Było jak w bajce. Maja była zauroczona tym miejscem, o czym informowała najbliższych. Od razu nawiązała bardzo dobrą relację ze swoją szefową Magdaleną K. Po pracy, każdą wolną chwilę spędzała na wędrówkach po okolicy. Codziennie, o wszystkim, co się dzieje, informowała swoją najbliższą przyjaciółkę z Polski - Paulinę. Dziewczyny stale esemesowały albo rozmawiały przez telefon. Maja była tak zadowolona z pracy i pobytu w Norwegii, że zamierzała na dłużej tam osiąść. Do Polski planowała wrócić tylko na święta Bożego Narodzenia. W rozmowach z przyjaciółką opowiada, że szybko nawiązała kontakty z kilkoma osobami w okolicy, z którymi czatowała. Zdradziła, że wśród nich jest ktoś bardzo interesujący. Nazywała go „Fotograf”. Tak upłynęło 12 dni pobytu Mai w Ørsta. Po czym ślad po dziewczynie zaginął. Pierwszą osobą, która zrozumiała, że z Mają stało się coś złego była jej pracodawczyni. Jeszcze tego samego dnia powiadomiła policję. Ruszyły poszukiwania.

Maja Herner/ foto Facebook

Ostatnie godziny Mai

Po rozpoczęciu śledztwa, norweska policja odtworzyła ostatni dzień, w którym zaginęła Maja. O godzinie 7:00, dziewczyna wysłała do „Fotografa” filmik. Ten materiał nie stanowił jednak żadnej wartości dowodowej w sprawie zaginięcia. Mężczyzna został przesłuchany i wyłączony ze śledztwa, miał alibi. Rano, jak zwykle Maja pojawiła się w pracy i wykonała swoje zadania. Koło godziny 12:35 była widziana w okolicznym sklepie, gdzie uwieczniły ją kamery monitoringu. Po zakupach pojechała do domu, aby zostawić sprawunki i zmienić ubranie. Dokładnie o godzinie 13:36 zadzwoniła do swojej szefowej i poinformowała ją, że udaje się na krótką wycieczkę w okolice Saudehornet. Według funkcjonariuszy policji, to był ostatni kontakt telefoniczny z dziewczyną. 

O godzinie 16:00 do Mai zadzwoniła pracodawczyni, chciała się dowiedzieć czy wyprawa się udała. Niestety, nie uzyskała połączenia. Po trzech sygnałach telefon się wyłączył. Magdalena K. odczekała do godziny 19:00, Maja nie wróciła, jej komórka milczała. Szefowa wzięła własną rodzinę i wraz z nimi ruszyła na poszukiwanie swojej pracownicy. Samochód Mai był zaparkowany na parkingu, blisko szlaku na Sundehornet. Czyli tam, gdzie go zostawiła dziewczyna. Obszukali okolicę, ale było już coraz później. Po Mai nie było żadnego śladu. O godzinie 19:50 Magdalena K. powiadomiła policję, że Maja mogła zabłądzić, lub została ranna z powodu wypadku na szlaku górskim. Służby od razu wkroczyły do akcji ratunkowej. Poszukiwania trwały do rana. Bez skutku. Z dalszych ustaleń wynikło, że między godziną 13:45 a 14:15 Maja zaparkowała samochód w często odwiedzanym miejscu, na parkingu na przy krańcu ulicy Vikegeila. Wysiadła, minęła przepompownię w Ørsta i prawdopodobnie ruszyła w kierunku Skåla. W drugim wariancie śledztwa założono również, że mogła pójść także trasą w stronę szczytu Saudehornet. Jaką drogę wybrała, nie wiadomo.

Jak poszukiwano dziewczyny

Dzień po zaginięciu policjanci dokładnie przeszukali samochód dziewczyny. Funkcjonariusze znaleźli telefon z norweskim numerem. Później ustalono, że Maja wzięła ze sobą w góry telefon na polska kartę. Prawdopodobnie przez pomyłkę, ponieważ nie posiadała na nim środków na koncie i aparat nie działał. Dziewczyna nie zabrała ze sobą także ciepłej kurtki. To wskazywało na to, że nie zamierzała się oddalać. Planowała krótką trasę. 

Tego dnia o godzinie 13:30, media poinformowały o poszukiwaniach zaginionej Polki. Policja prosiła o pomoc wszystkich świadków, którzy w tym czasie mogli przebywać w okolicy gdzie zagięła Maja. Jeszcze tego samego wieczoru na policję zgłosił się pierwszy świadek. Przyznał, że w tych stronach widział kobietę o rysopisie podawanym w komunikacie, ale nie potrafił powiedzieć nic więcej. Na komisariat zgłosiło się jeszcze kilka innych osób, które na szlaku widziały podobną kobietę. Nic to jednak nie wniosło do sprawy. Czas płynął, poszukiwania były coraz bardziej zaawansowane, bano się już o życie zaginionej. Helikopter policyjny dostarczył 2600 zdjęć. Analizowano każdy metr okolicy. Bezskutecznie. W sumie norweskie służby ratownicze i policja prowadziły akcję poszukiwawczą do września 2019 roku. Akcję podzielono na kilka etapów. Oprócz szlaków w okolicy miasteczka, sprawdzono wszystkie punkty widokowe, szczyty gór i wzgórz, strome zbocza i doliny rzeczne, klify oraz żleby. Obszar podzielono na kilka stref, które wyodrębniono pod względem trudności oraz poziomu bezpieczeństwa. Do przeszukiwań zaangażowano: policję, policyjne psy, norweskie psy poszukiwawczo-ratownicze, Czerwony Krzyż, Norweską Obronę Cywilną, Norweskie Pogotowie Lotnicze, koordynacyjne centrum ratownicze południowej Norwegii, policyjne helikoptery, cywilny transport lotniczy oraz ochotników z kręgów alpinistów. Mimo tak szeroko zakrojonej akcji poszukiwawczej, nie udało się odnaleźć Mai, ani żadnego śladu, który mógłby pomóc w śledztwie. 

Foto Facebook

 

Czy to był tylko wypadek?

Ponieważ sprawa utknęła w martwym punkcie, we wrześniu 2019 r. do śledztwa włączyło się KRIPOS – czyli Krajowa Służba Śledcza. Wtedy jeden z byłych funkcjonariuszy KRIPOS, Asbjørn Hansen powiedział w wywiadzie gazecie „Asted Norge”, że przed laty, w sierpniu roku 1996 roku wydarzyła się podobna historia. 20-letnia Trude Espås z Orkanger zaginęła w turystycznym miasteczku Geiranger, odległym 80 kilometrów od Ørsta. Dziewczyna zatrudniła się na sezon jako pokojówka w Hotel Union. Przepracowała około tygodnia i ślad po niej zaginał. Tak, jak w wypadku Mai, zgłoszenia zaginięcia dokonała szefowa, która zauważyła, że Trude nie wróciła na noc do swojego pokoju na stancji. Policja również założyła, że mogła zabłądzić na szlaku, albo ulec kontuzji. W tym wypadku także zorganizowano szeroką akcję poszukiwawczą. Koncentrowano się przede wszystkim na szlakach górskich. Dziewczyny nie znaleziono. Lecz 10 dni po zaginięciu, ciało Trude znalazło przypadkowe małżeństwo, spacerujące po okolicy. Zwłoki w stanie rozkładu zostały ukryte w zaroślach pod skałami. Blisko autostrady krajowej, nieopodal charakterystycznego kamienia, gdzie jacyś świadkowie widzieli dziewczynę. Trude została zamordowana. Wtedy sprawę przejęło KRIPOS. Przesłuchano wielu świadków, ale nic nie ustalono. Po trzech miesiącach od zabójstwa w pokoju Trude śledczy natrafili na zapisek dziewczyny, w którym jest informacja o „Niemcu o kulach”. W tamtym śledztwie ta notatka nie naprowadziła policji na żaden trop - przyznał Asbjørn Hansen. Przełom nastąpił w maju 2016 r., śledczy po wielu latach ponownie wrócił do tej sprawy i jeszcze raz przeanalizował dowody. Pochylił się nad notatką, zrozumiał, że istnieje możliwość perfidnego podstępu. Morderca mógł udawać niepełnosprawność. Rozpoczęły się poszukiwania niemieckojęzycznego mężczyzny o kulach, bytującego wówczas w Geiranger. Zamordowana Trude była jego opiekunką w hotelu. Założenie policji było takie, że morderca mógł wykorzystał niepełnosprawność i zwabić Trude na spacer do lasu. Potem w odosobnionym miejscu mógł ją zamordować. Po apelu w mediach, w tym norweskiej i niemieckiej telewizji, pojawili się nowi świadkowie. Ktoś nawet dostarczył fotografię z uwidocznionym mężczyzną o kulach, który stał się głównym podejrzanym. Poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Policji nie udało się ustalić danych „Niemca”, ani jego miejsca pobytu. 

Wiadomo tylko, że nie żyje

Na szczątki Mai Herner, trafił w czerwcu 2020 roku Odd Staurset - lider alpejskiej grupy ratowniczej. Mężczyzna przeszukiwał teren, w okolicy Nivane blisko centrum Ørsta. Zauważył but i skarpetkę na szczątkach zwłok w daleko posuniętym rozkładzie. Policja przebadała DNA i potwierdziła, że szczątki należały do zaginionej Mai. Na podstawie tak skromnego materiału stwierdzono, że zmarła na skutek nieszczęśliwego wypadku w górach. Nie wszyscy się z tym zgadzają. Wątpliwości ma burmistrz miasta Stein Aam, także miejscowy przedstawiciel Czerwonego Krzyża. Uważają, że ciało zmarłej na pewno nie znajdowało się wcześniej w tym miejscu. Ten obszar był dokładnie przeszukiwany. Ich zdaniem, szczątki ciała zmarłej, zostały tu przeniesione znacznie później.

Co więc naprawdę przytrafiło się Mai na górskim szlaku? Nie wiadomo. Policja nadal prowadzi śledztwo. 

Źródło:

 

https://youtu.be/IyLC4baHV28

https://mre.no/.../espas-saka-starta-som-ei-sakna.../19.7839

https://natemat.pl/256201,kim-jest-maja-justyna-herner-tajemniczne-zaginiecie-polki-w-norwegii

https://www.fakt.pl/wydarzenia/swiat/norwegia-znaleziono-szczatki-polki-mai-herner/123jg9d

https://www.newsinenglish.no/2020/06/16/missing-womans-remains-finally-found/

https://www.vg.no/.../erfaren-redningsmann-fant...

 

 

Tagi:

morderstwo ,  zaginięcie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót