Bożena zastanawia się, ile osób żyje podobnie jak ona ze swoim mężem, Waldkiem. Są wiele lat po ślubie, mieszkają razem, ale niewiele ich łączy, a znacznie więcej drażni.
- Tylko w domu to jakoś uchodzi, każdy ma swoje życie, mijamy się, spotykamy rzadko – mówi Bożena. - Tam na urlopie nagle byliśmy na siebie skazani. I na jaw wyszła dość przykra prawda.
Mają dorosłą córkę, wyprowadziła się z domu. Mieszkają w połówce bliźniaka, na dole salon z kuchnią i mały gabinet, na górze dwie sypialnie i łazienka. Waldek ma firmę, wychodzi rano, wraca na obiadokolację. Bożena pracuje krócej, uwielbia tych kilka samotnych godzin w domu.
- Coś podgotuję na wieczór, zrobię jakieś porządki, poczytam książkę – mówi.
Nie śpią razem i już ze sobą nie sypiają. Kiedy córka wyszła z domu, Bożena przeniosła się do jej pokoju. Bo Waldek chrapie, denerwuje się, kiedy ona czyta w nocy.
- To po co się wzajemnie irytować? - mówi Bożena. - Tak, każde ma święty spokój.
Zjadają wieczorem posiłek, chwilę pogadają o niczym, potem Bożena znika na górze. Ma swój telewizor, ogląda seriale. Mąż zostaje na dole, bierze z lodówki piwo i przerzuca kanały sportowe.
- Nie, nie pije w nadmiarze, żeby była jasność – podkreśla Bożena. - Lubi z piwkiem w reku oglądać mecze.
Tyle lat nigdzie nie byli
Bożena mówi, że zapomniała, kiedy byli na wspólnym urlopie. Najpierw pandemia, potem córka urodziła dziecko i Bożena pomagała jej przy wnuczce. W lecie brała urlop i jeździły nad jezioro na działkę do teściów córki. Waldek jeśli tam zaglądał, to wpadał na kilka godzin. Pogadał z zięciem, zjadł kiełbaskę z grilla i wracał do domu i do swojej firmy.
- I tak mi się wydawało, że jest w porządku, że mamy nawet fajne, takie spokojne życie – mówi Bożena. - Raczej niewiele już się kłóciliśmy, omijaliśmy drażliwe tematy. Tak mi się wydawało do momentu urlopu.
To ona wpadła na pomysł, by wreszcie gdzieś wyjechać, mąż na początku nie był przekonany, ale w końcu dał się skusić.
- Może nie tropiki, ale jednak Afryka, wybór padł na Tunezję – mówi Bożena. - Hotel na zdjęciach był ładny, cena niezbyt wygórowana, baseny, all inclusive.
Polecieli. Zderzenie z rzeczywistością było dość bolesne. Pokój ciasny, wcale nie taki jak w hotelowym katalogu, gdzie wydawał się być ogromny. Do widoku na morze nie chcieli dopłacać. Przez okno widzieli hotelowy parking, nocami budziły ich zwożące turystów o różnych porach autokary.
- No i z tego powodu była pierwsza awantura – mówi Bożena. - Waldek pali, jak wychodził na taras to wracał skrzywiony. Że ładniejszy widok ma w domu i nikt mu pod oknem benzyną nie smrodzi.
Ona chciała nawet za dopłatą pokój wymienić na jakiś lepszy. Ale sierpień, wiadomo, szczy sezonu. Dowiedziała się w recepcji, że hotel jest pełny, a apartament z frontalnym widokiem na morze kosztował majątek.
Po co myśmy tu przyjechali?
Waldkowi nic się nie podobało, choć Bożena obiektywnie przyznaje, że plaża była ładna, woda w morzu ciepła. Ale baseny były pełne, grała głośna muzyka, wrzask i pisk dzieci słychać było wszędzie.
- Ten pokój od parkingu miał jedną zaletę – mówi Bożena. - Tam przynajmniej było ciszej, nie było tak słychać tych wszystkich animacji.
Dla Waldka było więc za głośno, za gorąco, drinki rozwodnione i piwo niedobre. Za to wszystko obwiniał Bożenę.
- Od słowa do słowa, zaczęłam wysłuchiwać jakiś starych historii. Że zawsze zbyt pochopnie podejmowałam decyzje, że zanadto szastam pieniędzmi – opowiada Bożena. - Oczywiście, nie byłam mu dłużna.
Kłócili się więc praktycznie codziennie. Ona nie mogła zdzierżyć non stop włączonego telewizora, on chciał, żeby wcześniej gasiła światło. Jej było za gorąco w pokoju, jemu stale za zimno. Nawet klimatyzacja była spornym punktem.
- Nie mogłam znieść jego chrapania, czułam się, jak w potrzasku – mówi Bożena. - Nie miałam gdzie z tego małego pokoju uciec, żeby pobyć sama.
Żałowała, że wydali tyle pieniędzy i muszą się męczyć. Żałowała, że wpadła na pomysł wspólnych wakacji. Waldek ją drażnił, to jak je, jak mówi, jak się przechwalał w nowo poznanym towarzystwie.
- Ja też go drażniłam, bo przecież to czułam – mówi Bożena. - Zastanawiałam się, po co tu przyjechaliśmy? Marzyłam o tym, by wrócić do domu.
Coś z tym fantem trzeba zrobić
Wrócili skłóceni, niezadowoleni i każde z nich z ulgą zaszyło się w swoim pokoju. Bożena zrozumiała, że tak naprawdę, to nic już jej z mężem nie łączy, poza wspólnym domem, córką i wnuczką. Że nie mają o czym rozmawiać, działają sobie wzajemnie na nerwy, czego w domu tak się nie czuje.
- Mija drugi tydzień od powrotu i ja mam świadomość, że pewnie coś trzeba by z tym fantem zrobić. Prawie nie rozmawiamy, nie możemy na siebie patrzeć – mówi Bożena. - Tylko co robić? Najlepszy byłby rozwód, ale to nieopłacalne. Albo życie, jak dotąd. Obok siebie, ale osobno. Jak dwoje obcych sobie ludzi. Tylko czy to jest w ogóle życie?
Dlaczego wymarzone wakacje zamieniają się w koszmar?
Dlaczego często tak bywa, że już niebawem po rozpakowaniu rzeczy, okazuje się, że zamiast szczęśliwego małżeństwa na wczasach, w pokoju jest dwóch śmiertelnych wrogów?
- To wynik dwóch ważnych czynników – mówi Janusz Koczberski, psycholog i terapueuta. - Po pierwsze, naszych wyobrażeń o wakacjach, po drugie relacji rodzinnych. Bo do wspólnego pokoju jadą ludzie, którzy nie tylko słabo się znają, ale w dodatku wcale się nie lubią, albo ludzie, którzy już stracili więzy. W hotelowym pokoju, jak w soczewce skupiają się wtedy wszystkie pretensje, żale, zaszłości i relacje w związku.
Cały rok czekamy na urlop. Ciężko pracując, marzymy o wakacyjnym wyjeździe. Wybieramy miejsce, hotel i żyjemy przeświadczeniem, że będzie, jak w raju.
- Tylko nikt nie wie, co ma być tym rajem – tłumaczy Koczberski. - A na miejscu okazuje się często, że trafiliśmy do piekła.
Kiepskie warunki w hotelu, tłumy na plaży, tłumy na basenie, wrzeszczące dzieciaki. Kolejki po leżak, kolejki do restauracji. To obrazek znajomy wielu turystom. Do tego upał, który obezwładnia. Zamiast odpoczynku jest walka o przetrwanie. A przecież wydaliśmy dużo pieniędzy.
Jeśli mamy względny komfort w domu, wybór ekonomicznego hotelu z reguły okazuje się nietrafny. Zaczynamy tęsknić za własnym pokojem, odrobiną ciszy czy przestrzeni. Stłoczona na małej powierzchni rodzina, siłą rzeczy zaczyna się kłócić.
- Jeśli ludzie w domu mijają się w pośpiechu, nie ma rytuału rozmów, wspólnych posiłków, to trudno oczekiwać, że wakacje będą cudowne. Owszem, może się zdarzyć, ale jest to raczej rzadkość – tłumaczy Koczberski. - Bycie ze sobą 24 godziny na dobę przez dwa tygodnie wymaga naprawdę dobrych relacji.
Dlatego z reguły dość szybko dochodzi do konfliktów.
- I nawet jeśli dorośli pojadą tylko we dwoje, wcale nie jest łatwo – mówi Koczberski. - Bo ona chce iść na plażę albo na zakupy, on woli oglądać mecz w pokoju. Powodów do sporów może być wiele, nawet godzina posiłku, ona woli wcześniej, on znacznie później. Dlatego wiele par rozdziela się podczas urlopu. Ona jedzie do spa z koleżanką, ona na ryby albo na łódkę. To jest dobre wyjście, jeśli ludzie ufają sobie wzajemnie, nie podejrzewają żadnych niecnych pomysłów. Potem można na przykład na weekend gdzieś wybrać się ze sobą wspólnie.