Podczas weekendu w muzeum miało być 30 różnych grup. Prowadzona jest tu również działalność edukacyjna, lekcje muzealne.
- Tylko jedna grupa się zjawiła, reszta została odwołana – mówi Maciej Szymczyk. - My nie upadniemy, ale dochód z biletów też jest dla nas bardzo ważny. Widzę jednak, co się dzieje wkoło. Hotele, restauracje nie przetrwają bez turystów.
W Kotlinie Kłodzkiej wrzesień i październik to drugi wysoki sezon. To czas, kiedy zbiera się fundusze na bardziej chude czasy. Sezon wakacyjny i tak do najlepszych nie należał. Teraz powódź odbiera szanse na to, by branża turystyczna utrzymała się przy życiu.
- My rozumiemy ludzkie tragedie, pracownicy muzeum też zebrali dary dla powodzian – dodaje Maciej Szymczyk. - Ludzie jeżdżą pomagać przy sprzątaniu. Ale sami też drżą o swój byt i swoje miejsca pracy tu na miejscu.
Duszniki w powodzi nie ucierpiały, było trochę zalań z powodu wielkiej ulewy, połamane zostały drzewa. Ale wszystko szybko wróciło do normy, jest dobry dojazd i piękna pogoda.
- Deszcz zalał kilka pomieszczeń, kilka drzew upadło – mówi Grzegorz Gruszecki, manager hotelu Fryderyk. - Ale wszystko jest już w porządku. Niestety, nie ma gości. Mnie nieco ratuje to, że w hotelu zamieszka grupa z agencji ubezpieczeniowej. Ale to kropla w morzu potrzeb.
Podobnie jest też w innych miejscach. W hotelach odwołano przyjazdy grup i turystów indywidualnych.
- Ja to rozumiem, wiem, że ludzie mogą się bać – mówi Robert Kowal z Villi Fortuna. - Ale do nas jest bezproblemowy dojazd, nie ma żadnego ryzyka. Tymczasem i hotele i restauracje świecą pustką. Długo tego nie wytrzymamy.
- Ta sytuacja jest naprawdę dla nas trudna – mówi Mariusz Pinkos, dyrektor Hotelu Impresja. - Rozumiem obawy i niepokój turystów. Ale w nich cała dla nas nadzieja.
Hotelarze rozumieją też lęk rodziców dzieci, które miały przyjechać do Kotliny Kłodzkiej na szkolne wycieczki. I chcieliby jakoś te lęki rozproszyć. Drogi są całe, woda zdatna do picia, wszystko jest w najlepszym porządku.
- Ja wiem, że te apele hotelarzy mogą być różnie odebrane w obliczu nieszczęścia, które się wydarzyło dosłownie po sąsiedzku w Lądku czy Stroniu – mówi Maciej Szymczyk, dyrektor Muzeum Papiernictwa. - Ale warto mieć pełny obraz sytuacji. Tu też żyją i pracują ludzie, którzy chcą ten ciężki czas przetrwać. Mają dzieci, rodziny na utrzymaniu.
Hotelarze też pomagają powodzianom. Wożą najpotrzebniejsze rzeczy, szczotki, mopy, posiłki. Solidaryzują się z tymi, których dotknęło największe nieszczęście. Ale boją się o przyszłość regionu.
- Bo to naprawdę może być dla nas klęska. Podobnie jest w innych miejscowościach w okolicy, których powódź bezpośrednio nie dotknęła, a które żyją z turystyki, jak Kudowa czy Polanica. Ludzie tam też boją się o swoją przyszłość – mówi Grzegorz Gruszecki.