Na razie udało się postawić betonową podporę, bo stare drzewo, na którym opierał się domek, uschło. Straty były ogromne, pożar pochłonął wszystko. Zostały zwęglone ściany, zakryte teraz dyktą. Magda podliczyła wszystko, wartość domku, przedmiotów, które spłonęły, straciła blisko 380 tys. złotych.
- I koty, moje ukochane koty, które zostawiłam zamknięte, wychodząc do pracy. I z tego powodu chyba jest mi najbardziej smutno – mówi.
Kraina Spełnionych Marzeń Księżniczki Magdaleny Granos
Magda jest informatyczką. Wykładała na Politechnice Wrocławskiej, robiła tam doktorat. Miała swoje mieszkanie, w nim tajemniczy ogród. Na rośliny brakowało już powoli miejsca. Zawsze interesowała się duchowością, wierzy w sny, a te nawiedzały ją intensywnie szczególnie w 2012 roku. Zobaczyła w nich swoje miejsce na Ziemi, wyśniła swoją działkę.
Dlaczego ruszyła, by jej szukać, na Lubelszczyznę?
- Mój tata, jako młody nauczyciel, dostał w tych stronach propozycję pracy – wyjaśnia Magda. - Nigdy tu w końcu się nie zatrudnił, ale mnie zawołały te okolice.
Pierwszy raz przyjechała do Majdanu Skrzyneckiego zimą. Zakopała się w śniegu kilka metrów przed działką. Jeszcze nie wiedziała, że to będzie TO miejsce. Wróciła latem. Zobaczyła krajobraz, który pojawiał się w snach. Stare drzewa, woda. I tablicę, że teren jest na sprzedaż. Nie wahała się ani minuty. Sprzedała mieszkanie we Wrocławiu. Na UMCS był konkurs na wykładowcę. Wygrała, poszła do pracy na uczelni. Napisała dwa projekty, na domek i ścieżkę edukacyjną, złożyła w LGD Kraina Wokół Lublina. Dostała dofinansowanie, po 50 tysięcy na każdy.
- Tak powstało to miejsce, nasadziłam specjalne rośliny, był kwiat życia, spirala szczęścia, motyl transformacji, symbol yin i yang – mówi Magda. - Powstał domek na drzewie. Zaczęłam działalność. Praktycznie charytatywną, bo za warsztaty było „co łaska”. Chodziło o to, by przychodzili ludzie, żeby to miejsce żyło, było centrum spotkań.
Nazwała je Krainą Spełnionych Marzeń Księżniczki Magdaleny Granos. I nie z powodu megalomanii. Korona symbolizuje powiązanie ze wszechświatem, otwiera czakrę korony. To miejsce miało być właśnie takie.
- Jak w baśniowym świecie, gdzie wszystko staje się możliwe – wyjaśnia Magda.
Pokazuje mi harmonogram warsztatów. Sztuki walki dla dzieci, spotkanie z poetami, pisarzami. Wspólne gotowanie, nauka o kuchni roślinnej. Jest tego bardzo dużo. Chciała, żeby jej kraina przyciągała innych.
- Bywały matki z nadpobudliwymi dziećmi – opowiada Magda. - Mówiły mi, że pobyt tutaj je uspokaja. A ja wiedziałam, że to miejsce mocy, że tu się mogą zadziać prawdziwe cuda.
Ten domek to było całe jej życie. Ona nie potrzebuje wygód. Mieszkała obok w przyczepie. Zrobiła oczyszczalnię ścieków. Do szczęścia wystarczy jej kawałek kąta do spania, prąd i woda. A tę ma też obok. I w niej ukochane bobry, które pragnie chronić.
Dziecko indygo
Magda jest delikatna, ma piękne błękitne oczy i nie dba o świat materialny.
- Dziecko indygo, musimy jej pomóc – mówiła mi Jolanta Fijałkowska, która mieszka nieopodal i sama jest bardzo ciekawą osobą. Stomatolog z zawodu, właścicielka kliniki w Lublinie Top Dent. Wyprowadziła się na wieś do Huty Borowskiej. Udziela się społecznie, sponsoruje Straż Pożarną, angażuje w różne akcje. Wierzy w to, że okolica jest silna energetycznie. To ona miała w pobliżu spotkanie z UFO.
Tu możecie o tym przeczytać: https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/jolanta-twierdzi-ze-widziala-ufo-dlugo-o-tym-publicznie-nie-mowilam/097y2l3,30bc1058
Kiedy jednak pierwszy raz Jola zorganizowała spotkanie w lecie, Magda nie była gotowa na pomoc. Bała się prosić o wsparcie, była wycofana i smutna.
- Z dziećmi indygo tak bywa – mówiła Jola. - Musimy dać jej czas.
Kim są te tajemnicze istoty? Istnieje teoria, która mówi, że transformacja świata może się odbyć wyłącznie dzięki dzieciom. Podobno cała ludzkość ulegnie stopniowej poprawie tylko poprzez genetyczne zmiany jednego lub więcej pokoleń.
Według tej teorii dzieci są klasyfikowane według ich wzorców psychologicznych i nietypowych zachowań. Niektórzy uważają, że pierwsze pokolenie duchowych dzieci przyszło na ziemię w latach 50. lub 60 ubiegłego wieku, ale ich próby wpłynięcia na świat na niewiele się zdały. Potem na świat miało przyjść pokolenie dzieci indygo, które miały „łamać system” i dokonywać ważnych zmian. Miały mieć misję walczenia z wszystkimi działaniami, które nie wypływały z miłości. Przychodziły na świat od lat 70. do 90. zeszłego wieku.
Są częścią pokolenia, które ma interweniować na świecie poprzez miłość, pokój i harmonię. Są więc ludźmi o szczególnej wrażliwości, bardzo związanej z empatią. Uważa się, że mają zdolność do wprowadzania wielkich zmian i transformacji świata tak, aby wreszcie zapanował pokój, miłość i sprawiedliwość.
To istoty szukające prawdy i równowagi między intuicją a irracjonalnością, maja też dar uzdrawiania.
Dzieci indygo są piękne w środku i na zewnątrz, niczym wspaniali mali arcykapłani i kapłanki. Wystarczy jedno spojrzenie w ich oczy, a rozpoznaje się boską miłość i mądrość. Ich aury są jasne, promienne i opalizujące — wydają się świecić od wewnątrz. Opowiadają często o przeszłych życiach, odległych galaktykach i głębokich spostrzeżeniach dotyczących pokoju i miłości.
Wyróżniają je ogromne oczy, najczęściej niebieskie. Są też często zamknięte w sobie. Nie lubią hałasu, tłumu, kochają zwierzęta i przyrodę.
Więc kiedy Jola dzwoni, że Magda wróciła, że czas opisać jej historię, bez zastanowienia wsiadam w samochód. Spotykam kompletnie odmienią kobietę, rozświetloną wewnętrznym blaskiem, która patrzy na mnie błękitnymi oczami. Trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości...
- Mogę napisać, że jesteś dzieckiem indygo? - pytam.
- Pewnie, będę bardzo dumna – odpowiada Magda.
Ktoś zadzwonił do pracy, że domek się pali
Chodzimy po działce i Magda pokazuje ogrom zniszczeń. Był luty 2017 roku. Ona była na uczelni, dostała telefon, że domek płonie.
- Nie miała wtedy samochodu, zwolniłam się zajęć, pojechałam busem do Borzechowa – opowiada. - Potem szukałam kogoś, kto mnie tu przywiezie. Zgodził się tylko jeden mężczyzna, zmienił dla mnie plany. Okazało się, że był księdzem i całą drogę mnie pocieszał.
Ogień gasiły zastępy strażaków. Spłonęły wszystkie cenne rzeczy Magdy. W tym prawie ukończony doktorat, do którego już nie wróciła.
Biegli uznali, że przyczyną pożaru była wadliwie wykonana instalacja, położona zbyt blisko elementów palnych. Wykonawca jednak ogłosił upadłość, podobno ma straszne długi. Jeszcze trwa sprawa w sądzie, ale Magda wątpi, że uda się coś wywalczyć. Koledzy z pracy zorganizowali pomoc, dostała najpotrzebniejsze rzeczy, ogłoszono zbiórkę. Ale ta szła bardzo opornie.
- Pojechałam do siostry, do Wielkopolski, byłam załamana. A potem tata się akurat rozchorował – opowiada Magda. - Rzuciłam prace i zajmowałam się nim do śmierci. I teraz nastał czas, żeby tu wrócić, czas, żeby to odbudować.
Pomoc bardzo potrzebna
Magda pracuje dorywczo w swoim zawodzie. Mówi, że mogłaby mieć więcej zleceń, bo trochę krucho jest z pieniędzmi. Spała na działce w samochodzie, który wygrała w konkursie poetyckim, bo pisze też wiersze. Myć się jeździła na basen do Bełżyc. W domek zainwestowała wszystko, co miała.
- Sprzedałam mieszkanie, mam jeszcze pożyczkę, którą do dziś spłacam – mówi. - Bo wykonawca nagle podniósł cenę, a ja musiałam skończyć domek na czas, żeby rozliczyć się z projektów.
Tym razem pojechała na noc w gościnę do Joli, ale czeka na ocieplaną jurtę, w której chce zimą na działce zamieszkać. Liczy na pomoc, bo domek ma służyć ludziom, taka była jego misja. Ona znowu zamieszka w jakiejś przyczepie, a może postawi sobie kiedyś jakąś małą chatkę.
- Ale mam już zapał i siłę, żeby się za odbudowę zabrać. Przestałam się wstydzić, że proszę o pomoc, bo sama zwyczajnie nie dam rady. I bardzo wierzę, że się uda – mówi Magda.
Możecie pomóc Magdzie w odbudowie domku wpłacając na jej zbiórkę https://www.siepomaga.pl/magdalena-granos
lub
wpłacając 1,5 procent na jej konto w Caritas Lublin: 0000204819 Magdalena Granos.
Możecie też pomóc ofiarowując materiały budowlane czy wykonanie jakiejś pracy na działce. Czekamy na maile magdalena.gorostiza@kobietaxl.pl