Przepadli, jak kamień w wodę
To była dzielnica biedoty w pakistańskim Lahore, w stanie Pendżab. Rankiem 9 lipca 1999 roku, 10-letni Faisal Razzaq wyszedł z domu do pracy. Dziecko miało zajęcie w warsztacie, gdzie składało karton w pudełka. Praca trwała długie godziny, chłopiec zarabiał niewiele, ale jego liczna rodzina potrzebowała tych pieniędzy. Nigdy do domu już nie wrócił. Kilka tygodni później 13-letni Shakeel Hassan pożegnał rano rodzinę i wyszedł do szkoły. Na lekcje nie dotarł, do domu też nie powrócił. Nastoletni Faraz Khana, na prośbę matki, wybiegł z domu do pobliskiego sklepu. Miał tylko kupić mąkę, bo akurat zabrakło. On też zniknął.
Potem na przestrzeni kilku miesięcy zaginęli bez śladu: Tasleem Ullah lat 14, Abdul Majeed lat 16, Zeeshan Nazir lat 13 i Dilawar Hussain lat 15 lat. Wszyscy nieletni, z biednych rodzin, w dzielnicy slamsów.
Jednym z zaginionych chłopców był Ejaz Muhammad, nazywany przez swoją rodzinę „Kaka”. On i jego starszy brat, byli nastolatkami i zajmowali się masażem. Ich biznes polegał na wędrowaniu przez ulice miasta oraz parki i zachęcaniu przechodniów do skorzystania z ich umiejętności. Korzystali mężczyźni, którzy chcieli się rozluźnić dzięki masażowi głowy i ramion. Czasami mężczyźni zabierali ich do swoich sypialni. Co nie było niczym niezwykłym w tej profesji.
Pewnego dnia w październiku Kaka i jego brat zostali poproszeni przez wysłannika do domu jego szefa, który rzekomo bardzo potrzebował masażu i obiecywał podwójną stawkę dla obu braci. Jak opowiadał potem brat Kaki, poszli wykonać usługę do domu z numerem 16-B na Ravi Road, położonym zaledwie kilka minut spacerem od pomnika Minar-e-Pakistan. Na miejscu, szef o imieniu Javed Iqbal zaprosił do środka tylko jednego z braci, Kakę, drugi musiał odejść. Jak później opowiadał ocalały brat, to był ostatni raz gdy widział brata. Opisywał także szefa, jako małego, dziwnego mężczyznę ze starannie uczesanymi włosami. Potem przez wiele dni szukał swojego brata. Nadaremno, nikt go nie widział. Opowiedział o jego zaginięciu. Policja zlekceważyła to zgłoszenie. Chłopiec nie mógł więcej nic zrobić.
Strach nawiedził Lahore
Choć w Pakistanie zaginięcie dziecka nie jest niczym nadzwyczajnym, jednak gdy w ciągu sześciu miesięcy zniknęło kilkudziesięciu chłopców więcej niż przeciętnie, zapanował strach. Wiele z tych dzieci miało kochających bliskich i brak powodów, by uciekać z domu. Policja nadal nic nie robiła, a panika rosła. W grudniu 1999 roku na adres policji i do gazety Daily Jang przyszedł list podpisany przez niejakiego Javeda Iqbala, w którym ten mężczyzna przyznał się do gwałtu i zamordowania 100 chłopców w wieku od 6 do 16 lat. Byli to głównie uciekinierzy oraz sieroty mieszkające na ulicach Lahore. Policjanci nie mogli uwierzyć, że to prawda. Najpierw uznali, list za urojenia szaleńca, bo kto zdrowy na umyśle, robił by taką rzeź, a potem się do tego przyznał? Funkcjonariusze udali się jednak do domu Iqbala, tam odkryto niepokojące dowody jego makabrycznych czynów. Plamy krwi zdobiły ściany i podłogę, znaleziono zdjęcia ofiar w zeszytach, skrupulatnie opisane odręcznymi notatkami. Ponadto policja natknęła się na łańcuch, którym Iqbal, jak twierdził, dusił swoje ofiary.
Jeszcze bardziej przerażające były dwie kadzie z kwasem zawierające częściowo rozpuszczone ludzkie szczątki. Stały na dworze z przymocowaną kartką, na której sprawca informował, że ciała celowo nie zostały usunięte, aby policja je znalazła. Gazeta opublikowała wyznanie Javeda Iqbala. A tymczasem sprawca zniknął. Ruszyły poszukiwania.
Ludzie w całym kraju doznali szoku z powodu takiego bestialstwa. Chciano zrozumieć powody tej masakry. W liście Javed Iqbal ujawnił, że motywem popełnienia tych zbrodni była zemsta za niesprawiedliwość, jakiej, jego zdaniem, doznał. Miał urazę do policji w Lahore, która w 1990 roku, ponoć niesłusznie go aresztowała pod zarzutem sodomii wobec młodego chłopca. Został zwolniony z aresztu, był z bogatego domu, ale jego matka doznała ogromnego zawodu i bardzo silnie przeżyła całą sprawę. Wkrótce umarła, a on poprzysiągł zemstę. Chciał, aby aż sto matek cierpiało po stracie swoich synów. Tak jak cierpiała jego matka. Siebie nie obwiniał.
Potwór z dobrego domu
W końcu, po miesiącu ukrywania, Javed Iqbal oddał się w ręce redakcji Daily Jang. Obawiał się, że policja natychmiast go zabije. Podczas procesu został skazany na karę odzwierciedlającą brutalność jego zbrodni, czyli śmierć przez uduszenie, a następnie pocięcie ciała na 100 kawałków i rozpuszczenie w kwasie, po jednym kawałku dla każdej ofiary. Wyrok wywołał entuzjazm społeczny, ale minister spraw wewnętrznych Moinuddin Haider oświadczył, że takie kary nie są dozwolone w ramach pakistańskiego zobowiązania do przestrzegania praw człowieka.
Zanim ustalono mniej kontrowersyjna karę, 9 października 2001 r. zarówno Javed Iqbal, jak i jeden z jego wspólników naganiających chłopców, Sajid Ahmad, zostali znalezieni martwi w swoich celach w więzieniu Kot Lakhpat. Chociaż dowody sugerowały, że zostali zamordowani, oficjalnie uznano zgony za samobójstwa. Ciało Javeda Iqbala nie zostało odebrane z więzienia, rodzina się go wyrzekła.
Seryjny morderca urodził się w 1961 roku jako szóste dziecko w ośmioosobowej rodzinie. Jego rodzice byli milionerami. Posiadali wiele nieruchomości oraz przedsiębiorstw.
- Jako chłopiec był agresywny i ekscentryczny. Przynosił wiele bólu naszym rodzicom – mówił Ziaul Haq, brat Iqbala. Opowiadał, że jeśli brat czegoś chciał groził, że zrobi sobie krzywdę, dopóki jego ojciec nie ustąpił. Uczęszczał do Government Islamia College w Lahore, a później, będąc jeszcze studentem, zajął się odlewnictwem stali. Ojciec pomógł mu założyć własną odlewnię. Prowadził dostatnie życie, jako młody człowiek otrzymał od ojca willę w Shadbagh. Gdy rodzic zmarł, poczuł się bezkarny i do domu zaczął sprowadzać dzieci i nastolatków, by je wykorzystywać seksualnie.
Niechciane dzieci
W Pakistanie żyje ponad 240 milionów ludzi, wśród nich, według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych, 4,5 miliona to sieroty. Część rzeczywiście straciła rodziców, a część została porzucona, ze względu na biedę. Każdego roku tysiące chłopców ucieka z domu przed przemocą oraz nędzą. Większość z nich kończy na ulicy. W nocy chowają się razem w pobliżu wysypisk śmieci, odurzają się heroiną lub Samad Bond, bardzo uzależniającym klejem dostępnym w sklepach.
Większość rodziców nie zgłasza na policję zaginięcia dziecka. Obrońcy praw dziecka twierdzą, że funkcjonariusze nie chcą się zajmować takimi sprawami, zbywają ludzi stwierdzeniem, by najpierw poszukali u bliższej i dalszej rodziny. Rozpoczynają śledztwo dopiero, jak dochodzi do tragedii, którą zainteresują się media lub przełożeni. W przypadku rodzin wielodzietnych, mających trudności z wyżywieniem licznego potomstwa, rodzice zwykle rezygnują z poszukiwań zaginionego dziecka po kilku dniach i upewnieniu się, że nie ma go w szpitalu lub kostnicy. Mają nadzieję, że kiedyś samo wróci i zapuka do ich drzwi.
Źródła:
https://www.youtube.com/watch?v=9R4vsSYzT5g&ab_channel=DarkAsiawithMegan
https://images.app.goo.gl/TgJoWNfcasxvbFU79
https://www.academia.edu/68983125/Javed_Iqbal_a_Pakistani_Serial_killer_Nature_vs_Nurture_accroding_to_Criminilogy
https://www.trtworld.com/magazine/rape-dissolve-in-acid-how-pakistan-s-serial-killer-murdered-100-children-58607
https://pmc-ncbi-nlm-nih-gov.translate.goog/articles/PMC10084172/?_x_tr_sl=en&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=pl&_x_tr_pto=rq