Partner: Logo KobietaXL.pl

Miał być dom opieki

Mazurkowie obiekt w Krężnicy wynajęli kilka lat temu. Po pandemii chcieli otworzyć dom opieki, szczególnie, że wcześniej podobną placówkę prowadziły tu siostry zakonne. 

- Ale wybuchła wojna na Ukrainie – mówi Robert Mazurek. - Najpierw pomagaliśmy uchodźcom jako osoby prywatne. W końcu stwierdziliśmy, że skoro jest pusty obiekt, możemy stworzyć formalny ośrodek.

Ośrodek ruszył w maju 2022 roku. Wówczas uruchomienie ośrodka nie było zadaniem trudnym. Wystarczało zgłosić obiekt do Urzędu Wojewódzkiego, przychodziła kontrola, po akceptacji ośrodek trafiał na oficjalną listę. Uchodźców z Ukrainy kierowały punkty recepcyjne, podległe wojewodom. Za ich utrzymanie płaciło państwo polskie.

- I tak było do czerwca tego roku – mówi Robert Mazurek. - Mogły być czasami różne problemy z rozliczaniem, był ogrom formalności, ale dawaliśmy radę. Choć pieniądze zawsze były wypłacane z poślizgiem, a umowy podpisywane na każdy miesiąc po terminie. Ale były, nie było problemów z płynnością finansową.

Dziś Mazurkowie mają tylko długi. Miesięczny czynsz za obiekt wynosi 33 tysiące złotych, za prąd nie zapłacili 18 tysięcy złotych, za gaz blisko 60 tysięcy.

- Dlatego prąd już nam wyłączyli, mamy nadzieję, że nie odetną w zimie gazu, bo są tu dzieci i osoby starsze – mówi Anna Mazurek. - Ile myśmy już stracili? Nawet nie chcę myśleć, bo spać już po nocach nie mogę.

- To są ogromne kwoty – dopowiada Robert Mazurek. - Próbowaliśmy jakoś pieniędzmi żonglować. Nie dało rady. Musieliśmy dwa hotele w Szczecinie zamknąć.

 

W ośrodku przebywa około 80 osób.

Niech za siebie płacą

Od lipca tego roku zaczęły obowiązywać nowe przepisy. Już nie każdy Ukrainiec był zwolniony z opłat. Zmieniono artykuł 12 ustawy i wygaszono z dniem 30 czerwca 2024 r. świadczenie określone w art. 13 ustawy, a także doprecyzowano w jakim zakresie wojewoda może zapewnić pomoc obywatelom Ukrainy. Na mocy nowych przepisów wojewoda może zapewnić  pomoc polegającą na:
zapewnieniu zakwaterowania zbiorowego, za które uznaje się zakwaterowanie w obiekcie, w którym przebywa co najmniej 10 osób lub w obiektach będących własnością lub przedmiotem trwałego zarządu jednostek sektora finansów publicznych, i całodziennego wyżywienia zbiorowego;
prowadzeniu punktów recepcyjnych;
zapewnieniu transportu związanego z zakwaterowaniem lub opieką medyczną;
podjęciu innych działań niezbędnych do realizacji pomocy, po uzyskaniu zgody właściwego ministra
Jednocześnie gwarantuje utrzymanie wsparcia dla osób, których sytuacja jest na tyle trudna, że jej pozbawienie prowadziłoby do wykluczenia społecznego, tj.
posiadają orzeczenie o niepełnosprawności lub stopniu niepełnosprawności umiarkowanym i znacznym  lub orzeczenie równoważne, o którym mowa w art. 5 pkt 1 i 1a ustawy z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. Dotyczy to też osób, które:

ukończyły: w przypadku kobiet – 60. rok życia,
w przypadku mężczyzn – 65. rok życia;
są kobietami w ciąży lub osobami wychowującymi dziecko do 12 miesiąca życia, na podstawie przedstawionych dokumentów;
samotnie sprawują na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej opiekę nad trojgiem i więcej dzieci, o ile przynajmniej jedno z dzieci nie ukończyło 14 roku życia, na podstawie przedstawionych dokumentów;
są małoletnim w pieczy zastępczej lub są małoletnimi, na których nie jest pobierane świadczenie wychowawcze;
otrzymali zgodę właściwego miejscowo wojewody na zwolnienie z partycypacji w kosztach pomocy ze względu na swoją trudną sytuację życiową.

Tyle suchy przepis. W praktyce dla ośrodków oznaczało to tyle, że pełnego finansowania w kwocie 70 zł na dobę dla wszystkich uchodźców już nie będzie. Jeśli osoby nieobjęte ustawą chcą się o dofinansowanie starać, muszą złożyć stosowny wniosek do wojewody, dopiero po jego zatwierdzeniu, będą zwolnione z kosztów.

 

Dlaczego my mamy brać pieniądze?

- I wszystko pięknie, jestem w stanie to zrozumieć, że system ma być uszczelniony – mówi Robert Mazurek. - Ale ciężar zbierania opłat przerzucono na ośrodki. I tu pojawiło się szereg wątpliwości natury prawnej. Jak ja mam weryfikować, kto ma płacić czy nie i ile, jak egzekwować należności? I najważniejsze, kogo stać na takie opłaty? Bo moich uchodźców raczej nie stać.

Mazurkowie nie wzięli więc od Ukraińców ani grosza. Nie czują się władni do podejmowania administracyjnych decyzji, poza tym jak mają to robić w danym miesiącu, skoro umowy na działalność przychodzą z poślizgiem?

- Zaczyna się przykładowo lipiec, ja żadnej umowy na lipiec oczywiście ze starostwem powiatowym nie mam, bo uchodźcy „należą” do wojewody, ale to starostwo płaci za uchodźców – tłumaczy Robert Mazurek. - I ja mam ściągać od Ukraińców pieniądze za pobyt. Na jakiej podstawie, ja się pytam?

Paradoks polega również na tym, że aby uzyskać zwolnienie z opłat, Ukrainiec musi je najpierw w ośrodku uiścić. Dopiero wtedy może złożyć wniosek o zwolnienie z płacenia i czekać na zwrot środków. W przeciwnym razie wnioski są bezzasadne. 

- Dam przykład. Samotna matka z dwójką dzieci, która bierze 800 plus, powinna mi ponad 2 tysiące miesięcznie z góry zapłacić. Więc ja się pytam pana wojewodę lubelskiego jak mam od takiej matki wziąć pieniądze i skąd ona ma je mieć? - denerwuje się Robert Mazurek. - A jak mi nie zapłaci, nie może złożyć wniosku o zwolnienie z opłat. I blednę koło się zamyka.

Ukraińcy z ośrodka złożyli jednak wnioski o zwolnienia z dopłat. Jak mówi Robert Mazurek, do dziś żadna odpowiedź nie przyszła. Nawet odmowna.

Nie dają nawet tej reszty

Robert Mazurek podkreśla, że mało tego. Jeśli ktoś nie jest zwolniony z opłat i nie wpłaci za pobyt z góry do kasy ośrodka, starostwo lubelskie nie zapłaci za niego ani grosza.

- Więc ja się pytam urzędników, co ich obchodzi, czy ktoś mnie zapłacił? Skoro jest u mnie i należy mu się chociaż część kwoty, to powinienem ją dostać. Mój biznes, moje ryzyko – mówi Robert Mazurek. - Ja mam drugi ośrodek pod Gorzowem. I tam nikogo nie obchodzi, czy Ukraińcy wpłacili mi pieniądze. Dostaję za nich wyrównanie. Tylko tu są takie schody.

Za lipiec i sierpień Mazurkowie dostali już znacznie okrojone pieniądze. Zapłacono im tylko ułamek, ich zdaniem, należnej kwoty. 

- Z naszych wyliczeń wynika, że brakuje kilkaset tysięcy złotych – mówi Anna Mazurek. - Zaczęło brakować nam pieniędzy na utrzymanie. Musieliśmy zacząć kombinować z innymi biznesami. Ale to są zbyt duże kwoty, żeby to mogło się udać. A od września sami utrzymujemy uchodźców. Nie mamy już za co i nikogo to nie obchodzi.

 

Proszę zabrać swoich uchodźców

26 września Robert Mazurek miał już nóż na gardle. Wysłał do wojewody lubelskiego maila następującej treści (pisownia oryginalna):

„Panie Wojewodo z dniem 18.09.2024 została mi wypowiedziana umowa najmu obiektu Krężnica Jara 320 gdzie są zakwaterowani uchodźcy z UA obiekt muszę zdać do 1.10.2024 bądź uregulować należność za najem za 3 miesiące w kwocie 147 tys zł do 30.09.2024 . Na obiekcie na dzień dzisiejszy osoby obecne jaki i nieobecne (107).

Zaległość wypłat to : lipiec , sierpień i mamy 25 września

Zaległość w opłatach wynosi 

- najem za 3 miesiące (lipiec, sierpień i wrzesień)

- wynagrodzenia pracownicze i PIP kontrola

- nie zapłacony ZUS

- gaz (ciepła woda i ogrzewanie)

- prąd 

- szambo wywóz

- odpady wywóz

- woda

- brak możliwości kredytowania zakupu produktów (przelewów terminowych)

To co można regulowałem ale kwoty są ogromne

W żaden sposób nie jestem w stanie utrzymać obiektu Krężnica Jara 320 oraz wyżywić osoby na nim znajdujące się.

Przekładane były środki finansowe z innych moich działalności hotelowych na utrzymanie tego obiektu

Co skutkuje tym iż muszę zamknąć dwa hotele, nie ma możliwości utrzymania.

Opłacalność obiektu Krężnica Jara 320 jest praktycznie żadna 

70 zł minus vat podatek 19 % i zus i wyżywienie co daje 

kwotę końcową 30 zł na najem obiektu prąd gaz wodę wywóz śmieci i szamba oraz pensje pracownicze (utrzymanie obiektu).

Do tej pory brak decyzji o zwolnieniu bądź o partycypacji przez obywatela UA.

Jeżeli dostanę taką decyzje nie jestem w stanie wyegzekwować od obywatela Ukrainy opłat za 3 miesiące do tyłu.

Proszę o niezwłoczne spotkanie z osobą kompetentną gdyż decyzje muszą zostać podjęte natychmiast.

W przeciwnym wypadku proszę o zabranie obywateli Ukrainy ze skutkiem natychmiastowym.

Z Poważaniem

Ośrodek Przyjaźni

Robert Mazurek ”

 

- Co dostałem w odpowiedzi? Pismo ze starostwa, że Ukraińcy mają się zgłaszać do punktów recepcyjnych, żeby zostali przeniesieni w inne miejsca – mówi Robert Mazurek. - Kilku nawet poszło, ale nikt nie chce opuścić ośrodka.

 

Ja tam nigdzie nie pójdę

Weronika Onishchuk, która sama jest Ukrainką, ale od dawna przyjeżdżającą do Polski, pełni w ośrodku funkcję koordynatorki.

- Było spotkanie, były rozmowy z mieszkańcami – mówi. - Ludzie pojechali spytać o nowe miejsca. Skierowano ich poza Lublin, odmówili. Tu mają pracę, dzieci chodzą do szkoły, jest kilka osób, które się w Lublinie leczą onkologicznie. Są u nas ludzie, którzy mówią, że się stąd nigdzie nie ruszą.

Weronika Onishchuk

 


Należy do nich choćby pani Ala, która do Polski przyjechała zaraz na początku wojny z mężem, który porusza się na wózku inwalidzkim.

- Mieszkaliśmy w Doniecku, 26 lutego 2022 roku wyrzucili nas z domów bez niczego – opowiada. - Pięć dób jechaliśmy do Polski. Mojego domu nie ma, nie mam dokąd wracać. Nam tu dobrze, przyzwyczailiśmy się. Gdzie ja mam się teraz podziać z mężem?

 

Pani Ale nigdzie się nie wybiera.


- I co ja mam z panią Alą zrobić? Wystawić ją za drzwi, a może porzucić pod gabinetem wojewody? - pyta Robert Mazurek retorycznie. - Bo wszystko ładnie wygląda zza urzędniczego biurka. Ale przecież ja sam sobie tych uchodźców nie przyjąłem. A to są ludzie, często z traumatycznymi przeżyciami. Więc może ktoś w końcu ich ode mnie przejmie?

 

Takiego ośrodka nie ma

Po powrocie z Krężnicy, jeszcze w środę 11 grudnia, wysyłam do biura rzecznika prasowego UW maila; zactowałam list, który Robert Mazurek wysłał do wojewody, dodalam pytania, dotyczące tego, jak rozwiązano problem uchodźców. Bo do Ośrodka „Przyjaźni” byli kierowani przecież przez punkty recepcyjne podległe wojewodzie, nikt tam nie trafił w inny sposób. Zadzwoniłam też do Centrum Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego w Lublinie. Zapytałam o sytuację w ośrodku.

- Taki punkt od października już nie istnieje – usłyszałam w odpowiedzi od mężczyzny, który się nie przedstawił. - Został zamknięty na prośbę właścicieli.

Spytałam, co więc z uchodźcami?

- Mają się zgłosić do punktów recepcyjnych w celu relokacji.

Mężczyzna zastrzegł, że więcej nie powie, bo każdy może przecież oznajmić, że jest dziennikarzem. Proponowałam, że przyjadę na miejsce i się wylegitymuję. Brak było chęci na spotkanie. Wysłałam więc też maila z pytaniami do starostwa. 

 

We wrześniu ośrodek figuruje na liście.

Oficjalnie ośrodka już nie ma.


Nie ma znamion czynu zabronionego

Robert Mazurek złożył w międzyczasie zawiadomienie do prokuratury dotyczące działań urzędników. Uważa, że swoimi działaniami, opieszałością, brakiem kompetencji, złymi decyzjami, doprowadzili go do bankructwa. 6 grudnia Prokuratura Rejonowa w Lublinie odmówiła wszczęcia postępowania, nie dopatrując się znamion przestępstwa. W uzasadnieniu podniesiono kwestie szeregu zaniedbań w dokumentacji, będącej po stronie Roberta Mazurka. Urzędnicy w niczym nie zawinili.

- Tak wiem, zastrzeżenia jakieś były co miesiąc – mówi Robert Mazurek. - I ja nawet nie będę z tym polemizował, bo nie o to w moim zawiadomieniu chodzi. Wprowadzono nas w błąd, scedowano na nas zbieranie pieniędzy, gdzie nawet nie było ważnych umów na prowadzenie działaności. Ale moi prawnicy już piszą odwołanie. Nie spocznę, dopóki sprawa się nie wyjaśni.

Prądu nadal nie ma. Starostwo w piątek 13 grudnia zaproponowało Mazurkom podpisanie umowy za miesiąc wrzesień na kwotę 35 tysięcy złotych. Według obliczeń Roberta Mazurka powinno być grubo ponad 100 tysięcy złotych więcej.

- Nie wiem, co robić, prąd bym chociaż zapłacił, bo naprawdę nie mamy już pieniędzy – mówi mi Robert Mazurek. - Mam czas do poniedziałku, jeszcze się waham. Przecież ja nie mogę tych ludzi wyrzucić na ulicę, bo zajmie się mną prokuratura. Że narażam ich zdrowie i życie. 

Od środy nie mam żadnej odpowiedzi ani ze starostwa, ani od wojewody. W wysłanym mailu jest mój numer telefonu, nikt nawet nie próbował dzwonić. Cisza. Przyjeżdżam do Krężnicy ponownie w sobotę 14 grudnia. Na podwórku dalej chodzi generator. W ośrodku dla uchodźców, którego oficjalnie już nie ma, nadal przebywa około 80 osób. Mazurkowie utrzymują je za swoje pieniądze.

Anna i Robert Mazurkowie: Jesteśmy bankrutami.

 

- Myśmy nigdy nie wnioskowali o zamknięcie ośrodka, chodziło nam o to, żeby wojewoda znał sytuację – mówi Anna Mazurek. - Nie mamy też żadnej oficjalnej decyzji w tej sprawie, a pisma ze starostwa wysyłane były do nas jeszcze w październiku. Jak to rozumieć? Kto i dlaczego nas zamknął? Dlaczego nie zabrał uchodźców? Więc może należy uświadomić wojewodę, że ludzie kierowani przez jego punkty recepcyjne są w jakimś nielegalnym miejscu? Może powinien zainteresować się ich losem?

Magdalena Gorostiza

Tagi:

uchodźcy ,  ukraina ,  społeczeństwo , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót