Lecą też rodziny z małymi dziećmi. Dla wielu polskich turystów to kolejna wizyta. Lubią tu wracać, bo tu panuje bardzo spokojna i relaksująca atmosfera w tropikalnym klimacie.
- No stress – witają przybywających miejscowi, czekający przed lotniskiem na okazję zarobku przy transporcie. Gdy nie chce się korzystać z ich usług, nie ma problemu. Uśmiechają się przyjaźnie, licząc na kolejną okazję - Poland no stress! – zapewniają.
Drugim specyficznym znakiem wyspy Sal są fatalne drogi. Jazda przypomina rajd po wybojach i slalomy między wyrwami.
Port lotniczy w Espargos, stolicy na środku wyspy Sal, przyjmuje każdego dnia setki Europejczyków. W każdym samolocie leci po 200 osób. Więc Sal, którą zamieszkuje około 30 tysięcy Kreolczyków, jest zdominowana przez turystów. Jest to szczególnie widoczne w Santa Maria, pięknym turystycznym miasteczku na wyspie. W letniej porze ta 6 tysięczna społeczność przyjmuje przynajmniej dwa razy tyle obcych. Ale nikt tu nie narzeka. Turyści to złota żyła dla miejscowej ludności. Bo poza rybami i kopalnią soli, tutaj nic nie ma. Nawet źródeł wody pitnej. Wszystko trzeba kupić gdzieś indziej i przywieźć, paliwo, jedzenie, odzież i przede wszystkim wodę. Turystyka zapewnia 80 procent dochodu ludziom z wyspy. Dlatego gdy epidemia koronowirusa zamknęła granice, ludziom na Sal zajrzał prawdziwy głód w oczy. Mieszkańcy z nędzy zaczęli zjadać żółwie, które są tutaj pod ochroną. Niestety rozsmakowali się w tym mięsie i do tej pory mięsem żółwim handluje się spod lady w niektórych sklepikach. Żółw kosztuje o połowę mniej niż kurczak. Ceny żywności na Sal są o 1/3 wyższe niż w Polsce.
Gdy pandemia dobiegała końca, pierwszymi, którzy odważyli się wrócić na wyspę, byli Polacy. Od razu wylądowały dwa samoloty pełne turystów, z pieniędzmi i rzeczami, które mogły pomóc Kreolczykom stanąć na nogi, jak leki czy ubrania. Nasi rodacy zaangażowali się w pomoc humanitarną na wyspie. I tego nam mieszkańcy Sal nie zapomną. Gdy teraz wchodzisz do miejscowego sklepiku od razu pytają z jakiego kraju przyleciałeś. Gdy pada Poland, od razu witają cię z uśmiechem i oferują specjalną cenę. W przeciwieństwie do Włochów, których wielu nie znosi i oskarża o plagę Covidu. Zdarzały się przypadki obrzucania kamieniami i plucie na włoskich turystów! Co ciekawe, nie odnotowano wrogich aktów na Chińczyków, prawdziwych sprawców epidemii. Ci tutaj są i tworzą coraz większą społeczność, powoli opanowują miejscowy handel. Nikt ich nie atakuje, bo dają ludziom pracę.
Na wyspach Cabo Verde obowiązującą walutą jest escudo. Najczęściej operuje się jednak euro. Przelicznik to 1 euro – 100 escudo. Turyści przeważnie płacą euro, bo im wygodniej. Oszczędzają sobie wyprawy do banków.
Chińska inwazja od podstaw
Miejscowi handlarze są wyraźnie zmartwieni nierówną konkurencją z Chińczykami. Nie mają szans z tanimi gadżetami i odzieżą ze sztucznych tworzyw masowo sprowadzaną z Chin. Chińskie produkty wypierają rodzimych rzemieślników. Nawet w sklepach spożywczych Chińczycy mają w ofercie chińskie artykuły spożywcze.
- U nas jest wszystko naturalne, bawełna i jedwab – pokazuje swój towar młoda właścicielka butiku na deptaku w Santa Maria – To wszystko sprowadzamy z innych wysp Cabo Verde, z Senegalu, Gwinei-Bissau, Gambii albo z Mauretanii. U Chińczyków wszystko jest sztuczne.
To fakt, ale T-shirt z dobrej jakości bawełny kosztuje 20 euro, czyli ok. 80 zł, za to tandetne chińskie koszulki są połowę tańsze. Piękny, barwny jedwabny szal kosztuje 60 euro, czyli ok. 250 zł. Chusty u Chińczyków są po 10 euro – 40 zł. Tak jest ze wszystkim. Na szczęście są jeszcze sklepy prowadzone przez całe klany Senegalczyków. Mają bardzo oryginalne wyroby miejscowych rzemieślników w szerokim wyborze. Rzeźby, maski rytualne, piękne okazy biżuterii, torebki, skórzane sandały i duży wybór chust i różnego rodzaju ubrań.
- Chińczycy się nie asymilują z miejscowymi, tworzą zamknięte klany rodzinne – opowiada Katarzyna przewodniczka z jednego z polskich biur podróży, która mieszka na Sal już kilka lat. – Oni nawet się nie uśmiechają do klientów. Sprowadzają na Sal krewnych i to im wystarcza. Ciężko pracują w swoich marketach i krok po kroku, wykupują nieruchomości oraz zakładają kolejne sklepy. Jeśli tego marszu nikt nie zatrzyma, to opanują wyspy Cabo Verde.
Polacy też zakładają tu swoje biznesy. Nastawiają się na obsługę polskich turystów, którzy chcą zwiedzać, uprawiać różne aktywności sportowe, a nawet urządzać zaręczyny lub brać ślub. Zawarcie związku małżeńskiego ma jedynie charakter symboliczny, bez mocy prawnej. Co godne podziwu i szacunku, nasza Polonia na Sal udziela się społecznie. Na przykład małżeństwo, które od 2018 roku prowadzi licencjonowane biuro turystyczne „Bez skarpetek”, organizuje wsparcie i dożywianie sierot. Ci Polacy przeznaczają część zysków z wycieczek na dożywianie i utrzymanie świetlicy w biednej dzielnicy Terra Boa. Świetlica ma pod opieką 85 dzieci. Przewodniczka Katarzyna zajmuje się organizacją i dożywianiem bezpańskich psów na wyspie. Kupuje i zbiera na karmę od polskich turystów, którzy chcą się dołączyć do akcji.
Tu nikt nikogo nie ocenia
Pobyt na Sal ma bardzo oczyszczające właściwości. Już po dwóch dniach obecności można zauważyć, że tu panuje wszechobecny luz. Każdy chodzi ubrany mało formalnie. Nie ma rewii mody, jak na topowych i drogich turystycznych wyspach. Owszem, są droższe hotele jak Hilton, albo Riu Palace Santa Maria, ale wielu turystów wybiera 4 gwiazdki lub wynajmuje apartamenty. Jest ich tu wiele i buduje się kolejne, bo klientów nie brakuje. Również z Polski. Tu mieszkają emeryci, którzy wynajmują swoje mieszkania w Polsce i za pieniądze z wynajmu, plus emerytura spędzają swoją jesień życia w spokojnej, urokliwej Santa Maria. Miesięczny koszt wynajmu dwupokojowego mieszkania to 300-350 euro, czyli od ok. 1300 zł.
- To moje miejsce, chcę tu osiąść na stałe – przyznaje Katarzyna – Byłam w wielu krajach, w pięknych miejscach, ale tu czuję ten spokój i przyjazną atmosferę. Od lat zbieram na mieszkanie w Polsce. Zastanowiłam się czego chcę bardziej i co mi się opłaca. Za połowę ceny mieszkania w dużym mieście w Polsce, kupię sobie apartament w rodzinnym kompleksie z basenem i ochroną. Już zdecydowałam. Myślę, że to ostatni moment na taką inwestycję, bo Sal interesują się coraz bardziej inwestorzy z Europy.
To wszystko prawda. W ostatnim tygodniu do hotelu znanej sieci Oasis Atlantico Belorizonte przyjechała cała grupa z Francji. Oprócz przedstawicieli funduszu inwestycyjnego, którzy wcielili się w rolę zwykłych gości hotelu, była również ekipa filmowa. Rejestrowali każdy szczegół funkcjonowania tej placówki. We Francji opowiedzą jakie mieli doświadczenia i pokażą materiał filmowy. Obsługa hotelu nie kryła, że spodziewają się francuskiego kapitału. Hotel jest już częściowo wyremontowany, ale potrzebuje wsparcia, jeśli chce konkurować z innymi oferując wysoki standard.
W Oasis Atlantico Belorizonte panuje ogromny ruch. Gośćmi są Europejczycy, najwięcej Portugalczyków i Polaków.
- Chciałam się zrelaksować, złapać trochę energii słonecznej, a tyle słyszałam o pięknych plażach na Sal – mówi polska turystka Monika Tarkowska z Lublina – Mieszkam na piętrze w wygodnym bungalowie. To nowy obiekt, jest czysto, o porządek dbają dyskretnie mieszkanki Sal. Pewną niedogodnością są zbyt ciasno położone domki i cienkie ściany. Tu jest pełno ludzi z całej Europy, wszyscy zadowoleni, bo obsługa jest bardzo miła, kuchnia rewelacyjna, a cena za tydzień w grudniu to około 4,5 tys. zł. Grupa animatorów też jest godna wymienienia, mają świetny program dla każdego. Chcesz to bierzesz udział w tej zabawie, jeśli nie chcesz idziesz nad majestatyczny Ocean Atlantycki. Gdy nie wieje i nie ma fal, to nie masz ochoty wychodzić z wody na brzeg. Jest tak wspaniale.
Na plaży, która ma aż 8 kilometrów długości jasnego i miękkiego piasku, dużo się dzieje. Są surferzy, kitesurferzy, żeglarze, wielbiciele nurkowanie, tego głębinowego i tylko w maskach. Na piasku rozgrywa się mecze siatkówki, jeździ się konno albo zwyczajnie spaceruje.
Turyści przechadzający się po mieście i plaży są zaczepiani przez ulicznych handlarzy, ale ci ludzie nie są natarczywi. Gdy odmówisz, usłyszysz – „No stress”.
Smaki oceanu i egzotyki
- Gdy planowałam wyjazd, zapoznałam się z ofertą tutejszej kuchni – przyznaje Monika Tarkowska - Czytałam o niej bardzo dobre opinie. Nie zawiodłam się. Dominują owoce morza i bardzo smakowite ryby z grilla i pieczone. Dominuje przeważnie tuńczyk, miecznik, merliny, węgorze, a nawet mureny. W hotelowej restauracji podają w niektóre dni krewetki w olbrzymiej liczbie, mule oraz inne nieznane w Polsce żyjątka morskie. Aby zjeść homara wybrałam się do świetnej miejscowej rybnej restauracji. Za doskonale przyrządzonego lobstera zapłaciłam 33 euro, ok. 150 zł. Były nawet ostrygi, po 7 euro za sztukę, czyli 28 zł, ale homar był zbyt duży, by zjeść jeszcze coś innego.
Restauracja rybna stoi przy molo, na którym każdego dnia pojawiają się rybacy ze świeżym połowem. Każdy może wejść na molo i zobaczyć, jak wyciągają z sieci ogromne tuńczyki albo inne ryby i skorupiaki, a potem je patroszą. Widoki i zapachy niezapomniane.
- Patrząc na ciężką pracę tych ludzi, zniszczone ręce i szczupłe, spracowane ciała, człowiek czuje szacunek – przyznaje Monika Tarkowska – Czasami nie doceniamy naszego, dobrego życia.
Daniem narodowym, którego należy koniecznie spróbować jest cachupa. Gotuje się ją z kukurydzy, fasoli, różnych warzyw oraz mięs. Danie jest bardzo pożywne. Popularny jest również gulasz rybny caldeirada, składa się także z różnych skorupiaków, warzyw i przypraw. Tu gotuje się dania jednogarnkowe, które zjada się przez dwa dni. To dlatego, że zwykli ludzie nie mają lodówek.
Trudno sobie wyobrazić, że na Sal nie ma wody i prądu w wielu domach. Jest tu naprawdę wielka bieda. Dlatego tak ważna jest pomoc sąsiedzka. Tubylcy mówią o tym stylu życia „na nôs tera, nôs tudo ê família ” czyli „na naszej ziemi wszyscy jesteśmy rodziną”.
Historia Sal sięga XV wieku. W dniu 3 grudnia 1460 roku, odkryli ją Portugalczycy i stała się ważnym przystankiem dla statków podróżujących między Europą, Afryką i Ameryką. Nie było na niej ludzi. Powoli zaczęli się tu pojawiać mieszkańcy, głównie niewolnicy i ich portugalscy właściciele. Ludzie zaczęli się mieszać.
- Oni są jak kawa z mlekiem – mówi przewodniczka Katarzyna – Im więcej krwi afrykańskiej, tym więcej kawy, a im jaśniejsza karnacja, tym więcej Europejczyków. Jeśli zobaczycie bardzo ciemnych ludzi, to są to najnowsi mieszkańcy Sal, którzy są pierwszym pokoleniem przybyłym z Czarnego Lądu.
Kolejnym przełomem historycznym na Sal było odkrycie w XIX wieku saliny w Pedra de Lume, kalderze wulkanu. Kopalnia ruszyła w 1804 roku. Dzisiaj salina jest nadal czynna i stała się ważnym punktem na mapie turystycznej. Cóż z tego, skoro kopalnię kupili Włosi, to oni czerpią zyski z wydobycia i turystyki. Jeden bilet kosztuje 6 euro, czyli ok. 24 zł. Każdego dnia salinę chcą zobaczyć i w niej popływać setki ludzi. Interes się opłaca.
Siłaczki z Sal
Prawdziwą solą tej ziemi są kobiety. To na ich barkach spoczywa los rodziny i dzieci. Pod koniec XVIII wieku na wulkanicznej Sal zapanowała wieloletnia susza. To spowodowało klęskę głodu, zmarła połowa mieszkańców. Mężczyźni próbowali się ratować zatrudniając się na statkach, zostawiali na wyspie swoje matki, żony i dzieci na pastwę losu. Nie wracali, bo wybierali lepsze życie w USA. Kobiety zostały same, nie miały znikąd pomocy.
- Znalazły sposób by przetrwać i odchować dzieci – opowiada Katarzyna – Zaczęły rodzić dzieci różnym mężczyznom. To dawało im szanse na jakieś wsparcie choć jednego z nich. Tak jest do dzisiaj. Kobiety wolą się zabezpieczyć i nie polegać na jednym mężczyźnie, nikt im mnie ma tego za złe. Mężczyźni też nie robią problemu z powodu dziecka innego ojca. Wiele takich rodzin wychowuje wspólne dzieci, dzielą się obowiązkami.
Na Sal tylko 20 procent związków jest oficjalnych. Ponieważ za czasów niewolnictwa ludziom odmawiano prawa do zawierania małżeństw, uznali że państwowy czy kościelny ślub nie jest im potrzebny do szczęścia. Żyją do dziś po swojemu.
Tu nie ma bezpłatnej służby zdrowia, podatki są niskie, ale za wszystko trzeba płacić. Jeśli stracisz pracę, albo zachorujesz, jesteś zdany na łaskę innych.
Kobiety z Europy są marzeniem i biletem do lepszego życia dla młodych mężczyzn z Sal. Dlatego często starają się poderwać turystki, nawet te dużo starsze.
- Podchodzą i proponują randkę, ale to kobieta ma ich zaprosić do kawiarni. Oni nie mają pieniędzy – śmieje się przewodniczka Katarzyna – Najczęściej są zbywani żartami. Nie obrażają się, skoro nie, to nie. Ale raz na kilkadziesiąt prób trafi się zainteresowana dziewczyna. Czasami kończy się to ślubem.
Również starsi mężczyźni z Europy szukają swojego szczęścia w ramionach kobiet z Sal. Co ciekawe, na ulicy widzi się takich panów w towarzystwie dojrzałych Kreolek. Takie kobiety potrafią docenić Europejczyków i zadbać o ich potrzeby. Same też otrzymują to, czego nie znajdują u mężczyzn z Sal. Bezpieczeństwo.
Wyspa Sal
Należy do archipelagu Zielonego Przylądka, w sumie jest wysp 10. W kolejności od największej to: Santiago, Santo Antão, Boa Vista, Fogo, São Nicolau, Maio, São Vicente, Sal, Brava i Santa Luzia. Sal jest najpopularniejszą wyspą wśród turystów ze względu na piękne plaże i ośrodki turystyczne.
Jej powierzchnia to 215 kilometrów kwadratowych. Teren głównie płaski, pokryty wulkaniczną lawą, pyłem i żwirem. Najwyższym szczytem jest Monte Grande, wznoszący się na 406 metrów nad poziomem morza. Wyspę porasta skąpa roślinność.
Na Sal jest dużo atrakcji. Całodniowe zwiedzanie wyspy to koło 60 euro czyli ok. 240 zł. W programie jest między innymi zatoka rekinów i spacerowanie w płytkiej wodzie wśród tych drapieżników. Na szczęście to jeszcze rekinie dzieci, nie atakują ludzi. Bardzo malowniczy jest basen lawowy Buracona, otoczony surowymi, brutalnymi klifami. Największą atrakcją tego miejsca jest oko czyli Olho da Buracona. To podwodny tunel o głębokości 22 metrów, który odbija intensywny błękit gdy pada na niego promień słoneczny. Wygląda jak niebieskie oko. Ale o tej porze roku nie ma efektu soczewki, jest tylko pusta, czarna jama. Warto też zobaczyć malownicze uliczki stolicy wyspy Espargos oraz piękne murale na ulicach Santa Maria.
Źródła:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sal
https://www.ilhadosalofficial.com/
https://bezskarpetek.pl/sal-bez-tajemnic/
https://www.youtube.com/watch?v=FCcsmr4znh4