Monika jest osobą niepełnosprawną, z porażeniem czterokończynowym, chorująca na stwardnienie rozsiane i ataksję móżdżkową. Wychowuje sama córkę Agatę.
Jedynym źródłem utrzymaniem była dla niej praca jako higienistka i asystentka stomatologiczna. Ze względu na chorobę nie była już w stanie pracować, a pieniądze na rehabilitację i utrzymanie zdobywała poprzez malowanie obrazów.
Pod koniec 2023 roku zdiagnozowano u niej raka szyjki macicy i jej stan się znacznie pogorszył. W czerwcu 2024 roku Monika przeszła udar. Jak mówi, wymazał jej z pamięci 40 lat życia. Uczy się wszystkiego od nowa.
- Niestety, choroby nie wymazał, nadal jestem w ciężkim stanie i gdyby nie pomoc mamy i córki nie byłabym w stanie wstać z łóżka, umyć się czy zjeść – mówi Monika.
W tym momencie choć gorset i kołnierz utrzymuje jej postawę siedząca, Monika już nie potrafi samodzielnie się poruszać. Potrzebuje nieustająco pomocy bliskich. Cierpi też z powodu padaczki lekoopornej.
- I tu zaczyna się problem w sylwestra, bo huk i światła mogą w każdej chwili sprawić, że dostanę ataku, a nie jest to przyjemne – mówi Monika.
Cierpi, bo jej sąsiad urządza huczne imprezy. Nie tylko w sylwestra. Nie liczy się z jej stanem zdrowia.
- Już wczoraj były odpalane petardy, wyobrażam się co będzie dzisiaj – opowiada Monika. - Ja muszę siedzieć ze spuszczonymi roletami, bo błyski mają duży wpływ na mój mózg. Tak samo nieprzewidywalny hałas. Wypalę większą dawkę marihuany leczniczej, która może trochę mi pomoże. Ale dla mnie to będzie straszna noc. Bo nie wiem, czy zdołam się przed atakiem uchronić.
Nie jest jedyną osobą, która boi się nadchodzącej nocy.
— Pod wpływem kumulacji huków wystrzałów ciało mojego syna ogarnia niewyobrażalne napięcie wszystkich mięśni, towarzyszy temu wzmożona potliwość, zgrzytanie zębami, odruch wymiotny, strach w oczach i w wydawanych dźwiękach — mówiła mi dwa lata temu Anna Szmidt, matka 32-letniego dziś Sebastiana z porażeniem mózgowym. Niestety nic się nie zmieniło, jej syn nadal tak samo przeżywa huk petard.
- Syn leży cierpiący na granicy zejścia z tego świata. Próbowaliśmy słuchawek, stoperów, nic nie zdaje egzaminu. Sztuczne ognie, huk wystrzałów, doprowadzają mojego syna do szaleństwa spastycznego. I nic nie da się z tym zrobić – mówi Anna Szmid.
Apelowała na Facebooku, żeby nie strzelać. Została wręcz wyśmiana.
- Z moim sąsiadem też nie da się rozmawiać na ten temat – mówi Monika. - Dlatego powinien być odgórny zakaz strzelania, puszczania fajerwerków. Dlaczego nie można tego zrobić?
Szczególnie, że cierpią też zwierzęta. Lekarze weterynarii mówią od lat o tym, jak bardzo źle znoszą podobne hałasy. W skrajnych przypadkach może dojść u nich do nagłej śmierci sercowej. Przerażone psy uciekają właścicielom, kulą się ze strachu w domu, chowają po kątach. Bo zwierzęta inaczej odbierają dźwięki niż ludzie, są na nie bardziej wyczulone. A szczególnie wrażliwe są na dźwięki, których normalnie nie znają. Sztuczne ognie, race, to dla większości z nich jest przeżycie straszne. Dzikim zwierzętom nie da się pomóc, im ulgę przyniosłaby wyłącznie ludzka empatia i powstrzymanie się od strzelania.
- Mamy w pogotowiu leki uspokajające dla naszej Jagi – mówi Krzysztof Załuski, właściciel beaglea. - Na początku nie bała się wystrzałów, ale dwa lata temu sytuacja się zmieniła. Jaga sama prosiła o wyjście na dwór, wypuściliśmy ją do ogrodu. Musiała się przerazić huku, uciekła nam. Od tej pory boi się strasznie.
Dlatego Krzysztof z żoną spędza sylwestra w domu. Nie miałby sumienia zostawić samego, przerażonego psa. I nie jest w tym odosobniony.