Partner: Logo KobietaXL.pl

Beata prosi, by zmienić jej imię. Z kilku powodów, po pierwsze zajmuje dość eksponowane stanowisko w mieście, w którym mieszka, po drugie, wie jakie mogą być reakcje. Od współczucia po radość, bo Polacy lubią, jak ktoś wpadnie w kłopoty.

- Dość powiedzieć, że moja własna matka wypomina mi, że jestem głupia - wzdycha Beata. - Poszłam za głosem serca, ale koszty tej pomocy zaczynają nas przerastać. I bardziej chodzi mi oto, że nie wiem, jak z tego wybrnąć.

Pamięta, że kiedy zaczęła się wojna na Ukrainie, leżała w domu złożona grypą. Oglądała obrazki w telewizji, falę uchodźców i pomyślała, że przecież ona też może pomóc.

- Odziedziczyłam domek po babci, w miasteczku 50 km od nas – mówi Beata. - Pomyślałam, że to dobre miejsce, aby przyjąć uchodźców.

Pogadała z mężem, miała jego poparcie, bo domek już zaczęli remontować, żeby go wynająć. To właściwie mała kamieniczka, prawie przy rynku. Ma dwie kondygnacje, na każdej mieszkanie. Wymienili już na parterze okna, założyli fotowoltaikę.

- Pomyślałam, że może jakieś biuro albo kancelaria zechcą tam się wprowadzić – mówi Beata. - Może nie wzięlibyśmy kokosów, ale odpadły by koszty utrzymania domu.

Parter był więc prawie gotowy, ale kompletnie pusty. Beata musiała zorganizować wszystko od podstaw.

Taka znajoma rodzina

Pomogli znajomi, przynieśli talerze, sztućce, trochę mebli. Ale większość trzeba było kupić i tak z własnej kieszeni. Beata nie wie, ile w sumie wtedy wydali, 10 tysięcy to poszło na pewno. Na łóżka, na pościel, na meble do salonu.

- Przywieźli nam rodzinę z takiego punktu recepcyjnego, który był w remizie – mówi Beata. - Babcia, matka i wnuczek. Ale babcia młoda, taka po pięćdziesiątce, sprawna, zdrowa. Zamieszkali na parterze.

Zaczęły się wyjazdy do miasteczka, bo ciągle czegoś było potrzeba, czegoś brakowało w nowym domu. Po kilku tygodniach babcia spytała, czy Beata nie wzięłaby na górę znajomej rodziny, która też z Ukrainy ucieka.

- A tam na górze było składowisko starych gratów, remontu tam żeśmy nie robili – opowiada Beata. - Ale się zgodziłam.

Przyjechali cała rodziną na weekend, żeby porządkować górę. Wynosić, sprzątać, malować, trzeba było nowy bojler kupić.

- I tak z perspektywy czasu widzę, że sami żeśmy to robili. Trochę babcia pomogła – mówi Beata. - A przecież to oni chcieli miejsca dla tej rodziny.

Płacimy za wszystko

Przez dwa lata Beata opłacała rachunki, zapewniała właściwie wszystko dla sześciu osób. Na górze zamieszkała matka z dwójką dorastających dzieci, jej mąż walczył na ukraińskim froncie. Beata praktycznie każdy weekend spędzała w miasteczku. Trzeba było wymienić okna na górze, bo stare były nieszczelne i rachunki za prąd były niebotyczne.

- Trochę nas ta fotowoltaika ratuje, bo tam jest elektryczne ogrzewanie – mówi Beata. - Ale i tak za prąd płacimy 12 tysięcy złotych rocznie.

W marcu zeszłego roku zapowiedziała, że rodziny muszą zacząć dokładać się do kosztów. Płacić choćby połowę, bo Beata już tak dużo dokładać do nich i nie może i nie chce.

- No i bardzo różnie z tymi dopłatami bywa, czasami mówią, że nie mają pieniędzy – opowiada Beata. - Ale ja widzę, że paznokcie zrobione, rzęsy doklejone. Na to jakoś nie brak. I szczerze, to nie bardzo widzę chęć do pójścia do pracy. Bo tak jest wygodniej.

Co ją jeszcze zraziło? Jak przywiozła ubrania. Połowę znalazła wyrzuconą. Kiedy spytała, dlaczego, usłyszała, że brzydkie.

Nie chcę już wydawać naszych pieniędzy

Beata podkreśla, że pieniądze od państwa dostała przez 120 dni, 40 zł na osobę dziennie. I tak ciężko było się w tym zmieścić, biorąc pod uwagę wydatki na remont i media. Ona jest już zmęczona i ma zwyczajnie dosyć. Jedna rodzina, ta z góry, na szczęście wyjechała. Wrócili na Ukrainę. Dzieci i tak w Polsce się nie uczyły, nie mówili po polsku. Chyba nigdy nie chcieli tu zostać.

- Ale trójka z dołu chce u nas osiąść na stałe – mówi Beata. - I wiem, że nawet nie myślą o przeprowadzce. Ja jednak chciałabym dom wynająć, bo niechby zaczął zarabiać i tak wydaliśmy z mężem już mnóstwo pieniędzy. Chciałabym, żeby uchodźcy się ode mnie wynieśli.

Beata więc myśli, jak problem rozwiązać. Na ulicę ich przecież nie wyrzuci, a ma świadomość, że nie zapłacą jej rynkowej ceny za wynajem, ani nie pokryją kosztów mediów.

- Szczerze jestem w kropce, nie wiem, co mam zrobić – mówi Beata. - Nie mam pojęcia, jak ten problem rozwiązać.

 


Może ktoś z Was miał podobną sytuację? Czekamy na listy redakcja@kobietaxl.pl

 

Tagi:

ukraina ,  wojna ,  uchodźcy , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót