Moja historia zaczyna się tak, jak historie niejednej rodziny. Rodzice, ja i o trzy lata młodszy ode mnie brat Paweł, mieszkaliśmy w małym domku, na przedmieściach dużego miasta. Domek był niewielki, należał do rodziców mamy, potem do niej i jej bezdzietnej siostry, mojej ciotki. Dwa pokoje, przedpokój przerobiony na kuchnię i mała łazienka. Jeden pokój zajmowaliśmy razem z bratem, a drugi był rodziców. Dorastaliśmy w czasach transformacji. Rodzice pracowali w jednym zakładzie i kiedy przyszedł czas na jego likwidację, obydwoje w jednym dniu, utracili jedyne źródło utrzymania. Odprawa rodziców na długo nie wystarczyła, ale na szczęście w całym nieszczęściu, właśnie kończyłem zawodówkę o specjalności: monter instalacji sanitarnych. Miałem w planach kontynuowanie nauki w technikum, ale w tej sytuacji musiałem zmienić plany i poszukać sobie płatnego zajęcia. Nie było to jednak takie proste. Była praca, ale dla ludzi z doświadczeniem. Moje doświadczenie, to miesiąc praktyk na budowie i to przy uprzątaniu gruzu, a nie przy konkretnych pracach hydraulicznych.
Na szczęście moja ciocia, czyli starsza siostra mamy, załatwiła mi po znajomości pracę, jako konserwator w wojsku. Dałem radę i nawet po pracy zacząłem dorabiać prywatnie. Teraz ja utrzymywałem rodzinę. Brat poszedł w moje ślady i rozpoczął naukę w tej samej szkole, którą ja ukończyłem, tylko w innej specjalności. Mama również próbowała znaleźć jakąś pracę. Czasem posprzątała komuś mieszkanie, umyła okna, albo opiekowała się chorą osobą. W końcu wyjechała do pracy w Niemczech, jako opiekunka. Ojciec żył według zasady - jakiego mnie Panie Boże stworzyłeś, takiego mnie masz. Uważał, że jemu najlepiej wychodzi krojenie skór, więc czekał aż go ktoś do takiej pracy zaprosi. Niestety, do tej pory nikt taki się nie znalazł.
Utrzymywaliśmy razem z mamą dom i rodzinę, a czas biegł do przodu. Brat skończył szkołę i zaczął pracować u mojego znajomego, przy remontach domów. Paweł miał za zadanie wymurować garaż. Tak mu dobrze szło, że córka właściciela firmy, zaszła z nim w ciążę. Paweł garażu nie dokończył, a moja przyszła szwagierka, wylądowała w moim pokoju. Pawłowi urodził się Piotruś, a za dwa lata Agnieszka. W domu robiło się coraz ciaśniej, szczególnie wtedy, kiedy mama zjeżdżała na urlop.
Paweł nie mógł znaleźć pracy na stale, pracował więc dorywczo, głównie w sezonie. Kiedy przychodziła zima, większość czasu przesiadywał w domu. Mama wtedy przysyłała im euro na przeżycie. W końcu nie wytrzymałem i znalazłem sobie stancję. Pokoik z małą kuchnią w suterynie za niewielkie pieniądze. Właścicielka domu miała ze mną wygodę, ponieważ czasem jej drewna narąbałem, albo coś naprawiłem.
Po czterech latach od opuszczenia przeze mnie domu rodzinnego, zmarła ciocia. Mama stała się jedyną właścicielką domu i działki. Po przyjeździe do Polski, zadzwoniła do mnie i powiedziała, że chce się ze mną spotkać. Nie u niej w domu, tylko gdzieś na neutralnym terenie. Zaproponowałem kawiarnię ... zgodziła się.
Powiedziała mi wtedy, że jest mi bardzo wdzięczna za to, że pomogłem jej w ciężkich chwilach, że utrzymywałem ojca i o nic nie pytałem i że ma dla mnie propozycję.
- Ty Marcin zawsze dasz sobie radę w życiu - powiedziała - Pawełek jakoś tego wszystkiego nie potrafi ogarnąć. Chcę na niego przepisać dom i działkę i w ten sposób zabezpieczyć jego rodzinę. Paweł chciał część strychu, przerobić na pokój dla dzieci. No i ja też niedługo pewnie wrócę i chciałabym się gdzieś podziać. Pawełek powinien cię spłacić, ale ja to zrobię. Jego remont i tak będzie sporo kosztował. Nie dam rady od razu cię spłacić, robiłabym to w ratach i nie od razu. Co ty Marcin na to? - zapytała.
- Wiesz co mamo ... przywykłem już do tego, że ja jestem Marcin, a mój brat jest całe życie Pawełkiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że w tej chatce na kurzej łapce, wszyscy się nie zmieścimy. Mam żal do ciebie o ojca nieroba i o to, że całe życie skakałaś koło Pawełka. Na pieniądze oczywiście poczekam, ale do pomysłu Pawła ręki nie przyłożę. Niech sam zadba o swoją rodzinę – odpowiedziałem.
Rozmowa z mamą odbyła się cztery lata temu. Paweł przebudował dom, ale nie sam. Wynajął do tego celu ludzi. Do tej pory mama nie zadzwoniła z wiadomością, że ma dla mnie pieniądze. Ja również się nie pytam. Pracuję od rana do nocy, by móc na zakupionej działce postawić swój dom. Nieduży, ale wystarczający by pomieścić mnie, moją partnerkę Kasię i małego Sławka, który przyjdzie na świat za cztery miesiące. Ustaliliśmy z Kasią, że będziemy mieć tylko jedno dziecko. Boję się, że tak jak moja matka, też mógłbym któreś kochać bardziej. A tego bardzo bym nie chciał.
Marcin