Kiedyś było dobrze
Krystyna kiedyś była szczęśliwa. Tak naprawdę przez kilka pierwszych lat życia. Do czasu rozwodu rodziców. Miała swój własny pokoik, a w nim mnóstwo zabawek. Spotykała się z innymi dziećmi na osiedlowym placu zabaw. Czasem zapraszała swoich małych przyjaciół do siebie, czasem ona była przez nich zapraszana. Tata zabierał ją w niedzielny poranek do kina, albo całą rodziną chodzili na wspólne spacery, a po niedzielnym obiedzie do parku. Nie była nigdy świadkiem żadnych rodzinnych kłótni, ani nic nie wskazywało na to, że jej beztroskie życie, zostanie w jakikolwiek sposób zaburzone.
- Pierwsza oznaka tego, że nie wszystko jest cudowne miała miejsce, kiedy miałam 5 lat. Ten dzień zapamiętałam na długo. Siedziałam w przedszkolu prawie do wieczora. Pani wychowawczyni próbowała się dodzwonić do mojej mamy, ale nie odbierała. Tata był w podróży służbowej i powiedział, że dojedzie dopiero na 18-tą. Przyjechał pół godziny wcześniej, ale nie zmieniło to faktu, że wychowawczyni była zła, twierdząc, że nikt jej za nadgodziny nie płaci. Mama wróciła do domu późnym wieczorem i od razu położyła się do łóżka. Wtedy tata mi powiedział, że coś jej zaszkodziło. Dzisiaj wiem, że zaszkodził jej alkohol - wspomina Krystyna.
Po tym incydencie Krysia zauważyła, że jest jakoś inaczej niż było. Z przedszkola odbierał ją tata, a kiedy on nie mógł, przychodziła po nią babcia, mama taty. Przestali chodzić na wspólne niedzielne spacery. Często zdarzały się takie niedziele, w które Krysia była tylko z mamą, albo z tatą, a zdarzały się takie, że mama woziła ją do swojej mamy. Jeszcze nie rozumiała tego, że wspólna droga rodziców, rozdzieliła się na dwie osobne ścieżki.
Po roku, dowiedziała się, że jej rodziny już nie ma. Powiedziała jej o tym babcia, kiedy Krysi mama przywiozła ją do jej małego domku i oznajmiła córce, że musi zostać z babcią, bo ona musi wyjechać i nie może niestety zabrać Krysi ze sobą.
- Mój świat się wtedy zawalił. Nie miałam już swojego pokoiku, nie miałam koleżanek, nawet łazienki nie miałam. Ubikacja była na dworze, myłam się w miednicy i spałam w jednym łóżku z babcią. Babcia bardzo się o mnie troszczyła, ale tęskniłam za mamą i tatą. - mówi Krystyna. - A ojciec się załamał. Wpadł w ciężką depresję. Nigdy się nie podniósł, z nim też straciłam kontakt.
Domek był mały, biedny, bez wygód. Podzielony na dwie części. W jednej mieszkała babcia, w drugiej jej niezamężna córka – siostra matki Krystyny. Dziewczynka miała od nich wiele miłości, ale to nie było jednak to samo.
Po kilku tygodniach przed dom babci zajechał elegancki mercedes. Wysiadła z niego mama Krysi i jakiś bardzo gruby pan, którego przedstawiła tymi słowami.
- To jest twój wujek Janek Krysiu, jedziemy z nim do Grecji na dwa tygodnie – oznajmiła matka.
- Ja też? - Krysia zapytała radosnym głosem
- Ty nie Krysiu, ty zostaniesz a babcią – usłyszała dziewczynka. Od tamtej pory matki nie widywała.
Trzeba iść dalej
Krysia została z babcią aż do czasu, gdy uzyskała pełnoletność. Skończyła najpierw szkołę podstawową, a później liceum. Udało jej się dostać na wyższą uczelnię. Na studiach Krysia poznała Adama i będąc na trzecim roku, wyszła za niego za mąż. Zażyczyła sobie, żeby wyprowadzenie jej jako panny młodej nastąpiło z domu babci. Wśród zaproszonych gości była też jej mama. Przyszła sama, ale przywióżł ją jakis facet dobrym samochodem.
- Babcia musiała ją zawiadomić, bo ja nie chciałam, żeby przyjeżdżała. Została w hotelu kilka dni. Tylko raz z nią rozmawiałam – opowiada Krystyna. - Zapytałam się, jak mogła mnie tak zostawić? Swoje własne dziecko? Odpowiedziała mi, że gdyby została z ojcem, nigdy nie zapewniłby jej takiego poziomu życia jaki ma teraz. Jakby tylko ten poziom życia był najważniejszy. A nie to, że ojciec był dobrym człowiekiem, że go zniszczyła. I że przecież mieli wspólne dziecko. Powiedziałam jej, że nie chce mieć z nią żadnego kontaktu.
Krysia wtedy widziała po raz ostatni swoją matkę. Razem z mężem zamieszkali we własnym domu. Urodziła dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę. Była szczęśliwa, kiedy mogła przywieźć babcię do swojego domu i podziękować jej chociaż w ten sposób, za te wszystkie lata, które ta jej poświęciła.
- Babcia mieszkała z nami do śmierci – mówi Krystyna. - Byłam z nią do samego końca. Zawsze byłam jej wdzięczna, że mimo tak trudnych warunków zajęła się mną, że nie trafiłam do domu dziecka.
Matka umierała samotna
W domku na przedmieściach została tylko ciocia, która nigdy nie wyszła za mąż. To ona właśnie zawiadomiła Krysię o śmierci jej matki. Krystyna nawet nie wiedziała, że tam, do tej nędznej chatki, wróciła jej rodzicielka.
- Okazało się, że kiedy umarł jej ostatni partner, a nie miała z nim ślubu, jego dzieci kazały się matce natychmiast wyprowadzić i zabrać tylko te rzeczy, które do niej należały – mówi Krystyna. - Spakowała je do jednej walizki i bez żadnych pieniędzy wróciła do rodzinnego domu, do siostry. To było jedyne miejsce, gdzie mogła wrócić.
Ciotka nie była zachwycona, ale matka Krysi zamieszkała w połówce domu babci. Nie miała luksusów i jakąś groszową rentę. Musiała sobie sama radzić, bo ciotka była oburzona tym, że matka zostawiła małą Krysię. Nie chciała mieć z siostrą kontaktów.
- Matka się rozchorowała. Potem trafiła do szpitala, bo ciotka wezwała karetkę. Nie chodziła do niej w odwiedziny, dostała tylko wiadomość, że jej siostra zmarła – mówi Krystyna.
Krystyna jako najbliższa rodzina, musiała załatwić formalności związane z zasiłkiem i pogrzebem. Matka została pochowana w odległym zakątku cmentarza. Krystyna postawiła na grobie metalowy krzyż z tabliczką. Nie ma zamiaru robić nagrobka, nie ma zamiaru do matki na cmentarz chodzić.
- Czasami myślę o tym, jak umierała sama w tym szpitalu. Co czuła? Czy żałowała, że nie ma mnie, wnuków przy sobie? Czy wtedy też uważała, że dokonała w życiu właściwych wyborów? - mówi Krystyna. - Ale przynajmniej wiem, że dostała to, na co zasłużyła.