Według definicji ezoteryka jest wiedzą tajemną, hermetyczną i przekazywaną jedynie wybranym. Uważasz się za osobę w jakiś sposób wyróżnioną?
To chyba zależy, jak na to spojrzeć. Ja wychowywałam się w domu, gdzie ta wiedza przechodziła na kobiety z pokolenia na pokolenie. Słuchałam rozmów na ten temat, a jeśli mnie samej coś niezwykłego się przytrafiło, to mogłam o tym mówić głośno i nikt się nie śmiał. U nas to było zupełnie normalne zjawisko, że ktoś na przykład rozmawia z duchami. Wiele z tego nie zapamiętałam, ale te rozmowy miały na mnie wpływ przecież, bo w takiej atmosferze się wychowałam. W wieku 16 lat zaczęłam stawiać karty, ale kiedy wyczytałam w nich śmierć ukochanej babci, rzuciłam je w kąt. A potem żyłam zwyczajnie, z zawodu jestem pielęgniarką, imałam się różnych zajęć, prowadziłam z mężem biznes. Wydawało się, że do ezoteryki nigdy nie wrócę. A jednak.
Co było przełomem?
Śmierć kliniczna. Położyłam się spać, nic nie zapowiadało czegoś niezwykłego. Zasnęłam, nagle wpadłam do długiego tunelu, leciałam w dół, w oddali widziałam takie niewielkie światełko. Jak doleciałam do końca, postanowiłam wyjrzeć i sprawdzić, co tam jest. Zobaczyłam łąkę, przepiękną, w kolorze żółci i pomarańczu, było też jasne światło, jak słońce, ale ono dawało inne odczucia. Było ciepło, przyjemnie, błogo, niesamowite uczucie, nie ma go jak opisać. To jest uczucie, którego nie da się zaznać na Ziemi. Chciałam tam zostać i nie wracać, ale przypomniałam sobie, że mam dwoje małych dzieci, że jeszcze na mnie nie czas. Odwróciłam się i poleciałam w górę. Obudziłam się i nie mogłam złapać oddechu. Podeszłam do okna, otworzyłam je i nie czułam powietrza, jakby mur jakiś był. Dopiero za chwilę zaczęłam znowu oddychać. To była bardzo traumatyczna chwila. Potem zaczęłam sobie przypominać, co mnie spotkało. To było niesamowite.
I co było dalej?
Zaczęłam mieć prorocze sny. Włączyło się jasnowidzenie. Ale pokazywały mi się jakieś obrazy, których kompletnie nie rozumiałam. Dopiero po jakimś czasie odkrywałam ich znaczenie. Nie zdawałam sobie sprawy, że widzę przyszłość. I wtedy coś zaczęło mnie popychać w stronę ezoteryki. Poszłam do Szkoły Dobrych Wróżek. Tam jest i tarot i magia. Zainteresowałam się metodą Reiki i metodą Silvy, skończyłam kursy. Dowiedziałam się, że mam niezwykła energię w rekach, skończyłam też kurs bioenergoterapii. Ale zrezygnowałam z takich działań, bo za dużo pracowałam, źle się zabezpieczyłam i ściągnęłam na siebie złą energię. Poza tym cały czas coś mnie pchało w innym kierunku. Mam koleżankę, która oczyszcza ludzi, odprowadza zmarłych. Robiła to dla mnie. W końcu powiedziała, że mogę zacząć sama to robić. I tak się to zaczęło.
Odprowadzasz dusze zmarłych, oczyszczasz ludzi z tak zwanych podczepów. Wyjaśnisz, na czym to polega? Bo zdecydowana większość ludzi raczej nie wierzy w takie rzeczy.
Nie wierzą, dopóki sami się nie przekonają, jak to wygląda. Ja mam wiele podziękowań od osób, które odzyskały dobrą energię, ich życie zmieniło się na lepsze. Podczep to nic innego jak zmarła dusza, która nie mogła odejść. Często dlatego, że swoim żalem nie pozwolili jej na to bliscy. Dusza więc nie wykorzystuje czasu, który ma na odejście i zostaje na Ziemi. Ale ona musi żywić się jakąś energią. Podczepia się więc pod żywego człowieka, jest jakby jej baterią. Osłabia go energetycznie, wprowadza w zły nastrój, czasami rujnuje mu życie. Ja sprawdzam, czy dana osoba ma podczep i jeśli ma i sobie tego życzy, to odprowadzam zmarłych tam, gdzie jest ich miejsce. Oni zresztą sami chcą często odejść, tylko ktoś musi im pomóc. I ja właśnie to robię.
Widzisz te osoby?
Tylko raz zobaczyłam twarz. Z reguły jest to tylko sylwetka, wiem, czy to kobieta czy mężczyzna, mogę mniej więcej opisać. Ale nie jest to tak, jak fotografia. I ja pytam tych zmarłych czy chcą odejść, z reguły oni chcą. Wtedy pojawia się taka postać, jakby zakonnik w habicie przepasany sznurem, bierze zmarłego za ręce, idzie z nim po schodach. Na końcu schodów są drzwi, które się otwierają i za nimi jest światło. Różne, raz pomarańczowe, raz żółte, raz niebieskie. I widzę, jak zmarli odchodzą, a ta postać zakonnika się rozpływa. Proszę o pomoc anioły i po niektóre dusze to anioły przychodzą na Ziemię.
Zdarza się, że ktoś nie chce odejść?
Tak, zdarza się, czasami wyznacza jakiś termin. Mówię wtedy osobie, którą oczyszczam, że trzeba poczekać. I nie odprowadzam duchów demonicznych ani posłańców piekieł. Czuję się za słaba na takie wyzwania. Jak widzę taki podczep, odsyłam ludzi do kościelnych egzorcystów.
Opowiadasz takie rzeczy, w które trudno uwierzyć. Wybacz to pytanie, ale nie jesteś czasami traktowana jak wariatka?
Pewnie jestem, ale ja nie utrzymuje kontaktów z takimi ludźmi. Większość moich koleżanek też zajmuje się ezoteryką, raczej obracam się w takim towarzystwie. Nie da się przecież pewnych rzeczy udowodnić czy w naukowy sposób objaśnić. Jak mówiłam, kto to przeżył ten rozumie, kto nie, może się ze mnie śmiać. Mnie to naprawdę nie boli, ja wiem swoje, widzę to przecież i czuję.
Ale jest też wielu oszustów, którzy naciągają ludzi na duże pieniądze, oferując właśnie podobne usługi.
No są oszuści i zawsze będą, jak w każdej branży. Nie mam na to wpływu i faktycznie namnożyło się ich teraz bez liku. Więc warto zrobić wywiad o tej osobie, do której idziemy. Do mnie trafiają ludzie wyłącznie z polecenia, nigdzie się nie ogłaszam, nie szukam klientów na siłę. I ci, co przychodzą, są zadowoleni. Ja mam z nimi długo kontakt. Piszą do mnie czy dzwonią, opowiadają co się zmieniło.
Zdejmujesz też klątwy i złorzeczenia?
Tak, bo tego jest bez liku. To znaczy nie klątw, bo prawdziwą klątwę mało kto umie rzucić. Ale jest dużo złorzeczeń, przekleństw. Ja to widzę na ludziach, to jest coś takiego jak warstwa kisielu, taka skorupa i to odcina od tego, co dobre. Ale to też można zdjąć. I ja też widzę, kto złorzeczy. Potrafię podać płeć, opiszę sylwetkę, ubranie. Można się dowiedzieć, kto nam źle życzy. Oczyszczam ludzi, zabezpieczam.
Sama też potrafisz rzucić klątwę?
Nigdy bym tego nie zrobiła. Ja uważam, że jak ktoś komuś wyrządził zło, to wszechświat sam się i tak o to upomni. Jak ktoś ukradł komuś pieniądze, to i złodziejowi zostaną one zabrane, może w inny sposób. Nie ma potrzeby rzucać na nikogo klątw.
Mówisz tak, jakby w życiu zawsze było sprawiedliwie. Tymczasem niektórzy ciągle borykają się z losem.
Bo to nie tylko zależy od tego, czy jesteśmy dobrzy czy źli. Zależy od naszej daty urodzenia, układu gwiazd, pod którym się urodziliśmy. Mówi się przecież, że ktoś urodził się pod dobrą gwiazdą i to powiedzenie nie wzięło się znikąd. Mamy tam na górze ustaloną drogę życia i pewnych rzeczy nie da się zmienić. Miałam klienta, który był urodzonym bogaczem. Ten człowiek wszystko zamieniał na pieniądze, każdy biznes był intratny, zawsze spadał na cztery łapy, wychodził cało z każdej opresji. Ale to prawdziwa rzadkość. Większość z nas nie ma takiego szczęścia.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza