Przystanek Niedrzwica
Jesteśmy u rodziców Beaty w Niedrzwicy koło Lublina. To tu teraz znalazła schronienie. Przyjechała z córką do rodzinnego domu.
- Zrozumiałam, jak ważne jest, żeby mieć zaplecze – mówi. - Za to jestem rodzicom bardzo wdzięczna.
Ale zastrzega, że to tylko na chwilę. Może na dwa lata. Bo jej marzeniem jest południe Francji. To tam chciałaby docelowo zamieszkać.
- Potrzebuję światła, którego tu nie mam – mówi. - No i tam powstawały największe dzieła.
Na razie jej obrazy są zapakowane i zabezpieczone, oglądam je więc owinięte przezroczystą folią. I tak robią ogromne wrażenie. Na każdym znak rozpoznawczy Beaty – odcisk palca, który opatentowała. I na każdym kobiety, pływaczki w różnych pozach.
- To mój manifest feministyczny – mówi Beata. - Bo to kobiety są siłą Ziemi.
Toksyczny związek
Choć ASP w Krakowie skończyła w 2009 roku, malować zaczęła cztery lata temu. Bo, jak opowiada, wiele lat tkwiła w toksycznym związku. Były już mąż dodatkowo ją zadłużył. Była na dnie rozpaczy, nie wiedziała co ma zrobić.
- Gdyby nie córka, mogłabym wpaść na jakiś głupi pomysł – mówi Beata. - Ale wiedziałam, że dla niej muszę przetrwać, że nie zostawię jej samej bez mojej opieki i wsparcia.
Przez 11 lat żyła w permanentnym stresie, z długów wyszła dopiero dwa lata temu. Jest już dawno po rozwodzie. Z Krakowa wróciła do rodzinnego domu. Żeby mieć czas, aby okrzepnąć. Napisała w międzyczasie książkę, którą chciałaby wydać.
- Bardzo osobistą – podkreśla Beata. - Dla tych, które się boją zmiany. Ja też żyłam w strachu, że niczego nie da się zmienić. Ale to nieprawda. Często wydaje nam się, że nie ma żadnego wyjścia. To kwestia zrobienia pierwszego kroku. Warto to zrobić i zawsze można.
Upadałam wiele razy
Ona sama swoich upadków nie zliczy. Upadała wiele razy, potem znowu wstawała.
- Były momenty, kiedy nie widziałam ani sensu życia, ani tworzenia – mówi Beata. - Po 20 latach przerwy poszłam do spowiedzi. To był przełom. Zyskałam wiarę, że mam trudną, ale ciekawą drogę. Przestałam mieć czarne myśli. Bóg stał się dla mnie znowu wartością. Moim sensem stało się malarstwo.
Na jej obrazach są kobiety. To, że wybrała pływaczki ma dla niej znaczenie metaforyczne.
- One symbolizują wytrwałość, siłę, determinację – mówi Beata. - Trzeba nie jeden basen pokonać, żeby coś osiągnąć. I muszą być cały czas na powierzchni, inaczej się utopią. To metafora kobiecości.
Muskularne, wyrzeźbione ciała to dla Beaty symbol kobiecej duszy. Zahartowanej w bojach, wytrenowanej w codziennej walce. Bo w codziennym życiu często nawet kobieta kobiecie nie jest przyjacielem, ale na jej obrazach kobiety się wspierają, tworzą rodzaj wspólnoty. Jest tak, jakby chciała, żeby było w życiu.
Jest też dużo złota. To symbol wewnętrznego bogactwa kobiet.
Buduję się od nowa
Choć Beata maluje od czterech lat, nie jest znana na polskim rynku. Obrazy sprzedaje od niedawna, głównie za granicą. Tam też miała wystawy – we Włoszech, w Londynie, w Anglii, w Brazylii. Jej obraz trafił na Biennalle w Wenecji.
W Teksasie ma już własna menadżerkę, jej obrazy wyceniane są od kwoty 5 tysięcy euro. W sierpniu będzie miała wystawę w Monaco. Założyła online magazyn dla artystów MASTERS L’ART MAGAZINE. Niebawem jedno z jej dzieł pojawi się na aukcji charytatywnej w Krakowie. To portret Kubańczyka z cygarem. Wyjątkowy obraz, bo z mężczyzną, a tych maluje bardzo rzadko.
- Powstał może dlatego, że sama czasami lubię zapalić cygaro? - mówi Beata.
Na działce naprzeciw domu rodziców leżą materiały budowlane. Tam powstanie jej pracownia z dużym tarasem dla gości. Na razie warunków do malowania Beata nie ma i tego brakuje jej teraz najbardziej.
- Bo ja od malowania jestem uzależniona, to moja siła i moja pasja – mówi Beata. - Powoli się odbudowuję, mam cel i będę do niego dążyć. Moja droga jest wyboista, ale może to wszystko musiało mnie spotkać, żebym doszła tu, gdzie teraz jestem?