Rynek kosmetyków to świetnie prosperująca maszyna sprzedaży, przynosząca producentom krociowe zyski. Tylko w Polsce, rynek kosmetycznego handlu detalicznego osiągnął w 2008 roku wartość 5,7 mld euro, a analitycy już wtedy wróżyli mu stabilny wzrost na poziomie 4 % rocznie. Według tych samych badań, przemysł kosmetyczny jest jednym z najbardziej odpornych na ogólnoświatowy kryzys, do wytwórców tych specyfików trzeba więc podchodzić z należytym szacunkiem, głównie dlatego, że to niemal ta sama liga, co lobby detoksykacyjne i przemysł suplementów. Te same triki, te same bujdy, i taka sama wielka kasa do wzięcia.
Sprzedając bzdury można tu nieźle zarobić. I choć Polacy w światowym kryzysie nieco uszczuplili na nie budżet, to i tak ten segment rynku ma się świetnie. A gdzie jest biznes, musi być dźwignia handlu! Lubię reklamy, autentycznie, lubię te starannie wyretuszowane twarze modelek, lubię piękne wykresy skuteczności kremów i pseudo-nowo-mowę naukową, którą raczą mnie producenci spotów. W większości jest to średniej klasy surrealistyczny humor, ale czasem zdarzają się tu prawdziwe perełki. I wcale nie chodzi mi o „mały druczek”, a o reklamę jako całość. Podczas gdy rynek suplementów jest bowiem usankcjonowany prawnie, tak tu, panuje niemal wolna amerykanka. Wystarczy że producent uszereguje objętościowo składniki na etykiecie (Art6, p8a) , i wszystko jest w porządku. Czyżby?
Przede wszystkim, podstawową funkcją kremu do twarzy jest nawilżanie skóry, ale firmy kosmetyczne jakoś nie bardzo chcą przyznać, że świetnie nadaje się do tego zwykła wazelina. Tak naprawdę, pierwsze poważne badania w kosmetologii skupiały się na pozbyciu się uczucia tłustości po jej użyciu, ale ten etap jest już dawno za branżą.
Dziś, po krótkiej wizycie w drogerii trudno spamiętać choćby cześć z unikalnych, opatentowanych formuł, które zawierają kremy nawilżające. Niech to będzie : Vita Niacin, Hydra Flash, Expert Lift, Valmont Cellular DNA Complex, Retinol Corexx, czy cokolwiek co mądrze brzmi i stawia co bardziej dociekliwszych dziennikarzy w zakłopotaniu.
Modne są też wyciągi z nagietka, ogórka, mieszanki witaminowe „o podwyższonym wchłanianiu” i proteiny warzywne. I tak jak prosty i skuteczny krem możesz zrobić w domowej kuchni w 3 miesiące, tak bądź pewna, że nigdy nie uda Ci się odtworzyć podobnych formuł. Pracują nad tym wysokiej klasy biochemicy, tworzący łatwą do obrony pseudonaukową nomenklaturę, której statystyczny klient kompletnie nie jest świadom.
Zacznijmy od podstaw. Skóra z zasady pełni jedną podstawową funkcję, stanowi barierę między ustrojem a światem zewnętrznym, i jako taka, ma nas chronić. Są substancje którym udaje się tą barierę pokonać, wiele z nich jednak tego nie umie. Jeśli zanurzysz się w pięknym polskim morzu, nie oznacza to, że się z nim zjednoczysz. Po prostu, konsystencja kremu nawilżającego jest tak pomyślana, by nie dostarczać skórze wody, ale by ją w niej zatrzymać.
Wielu producentów chwali się też, że ich produkty zawierają niezbędną dla skóry substancję – kolagen – ale co z tego, jeśli nie jest on w stanie się wchłonąć? I choćby nie wiem co, kolagen naturalny, bioaktywny kolagen – ŻADEN nie jest w stanie wniknąć do skóry. Absurd sięgnie zenitu, jeśli weźmiemy pod uwagę kremy nawilżające na bazie ekstraktu z DNA łososia.
Brzmi modnie, i być może też poważnie, tyle tylko że, po pierwsze DNA nie sforsuje bariery skórnej (jest wbrew pozorom dość duże), nawet gdyby tak było, skóra nie umie rozłożyć DNA, bo do tego służy, jak się zapewne domyślasz, układ trawienny, a po trzecie, po co Ci łososiowe DNA? Zapewniam Cię, że swojego masz pod dostatkiem, także nie licz na to, że zostaniesz syreną. Jeśli interesuje Cię bardzo modny ostatnio kwas hialuronowy, który wiąże wodę i wpływa na kondycję skóry – znów muszę Cię zmartwić – również i on nie przenika przez naskórek. Można go oczywiście dostarczyć, ale za pomocą zastrzyków – tłumaczy prof. Arct. Niestety, krótki rekonesans pozwala stwierdzić, że i tu, interes się kręci.
Składniki kremów wszelkiej maści można zasadniczo podzielić na dwie grupy. Jedną już poznaliśmy: to substancje nie mające nic wspólnego z rzekomą skutecznością w działaniu, nie nawilżają one Twojej skóry, nie natleniają jej (skóra nie ma płuc), a także mieszcząca się w tej kategorii cała gama egzotycznie brzmiących składników dodawanych na pokaz.
W drugiej, dużo skromniejszej grupie, mamy składniki które rzeczywiście coś robią, a efekt ten jest szczególnie wzmacniany w świadomości klienta, gdy reklama informuje nas że „90% użytkowniczek kremu stwierdziło, że…..”. Konkretniej rzecz ujmując, uczucie młodszej skóry zawdzięczamy głównie silnym stężeniom witaminy C i witaminy A, które notabene użyte same (bez reszty kremu) powodowałyby podrażnienie i pieczenie skóry, a nawet piekący ból.
Niestety, witamina C ma też drobną wadę – bardzo szybko przestaje istnieć, utleniając się. Drugą podgrupą, są aktywne składniki złuszczające naskórek (jak np reklamowany ostatnio krem ze sproszkowanym diamentem). Takie dodatki rzeczywiście sprawiają że skóra wydaje się przyjemnie miękka w dotyku, ale jak to w tym biznesie bywa, taki efekt jest tylko tymczasowy, a dodatkowo napędza całe błędne koło kompletnie nielogicznych wydatków. Nie usuwają one żadnych zmarszczek, a już na pewno nie w sposób trwały.
Taki krem odmładzający robi wręcz coś kompletnie odwrotnego – ścierając warstwę rogową naskórka usuwa naturalną ochronę skóry przed promieniami UV, melaninę, w efekcie czego skóra jest bardziej narażona na intruzów w postaci zanieczyszczeń powietrza, chemii ze środków do makijażu, pudrów etc, więc generalnie rzecz ujmując – szybciej się starzeje.
Znamienne jest też to, że zrogowaciały naskórek szybko się odradza, tyle że z każdym kolejnym razem jest nieco grubszy, podobnie jak dłonie osób pracujących fizycznie. Pamiętasz może, powtarzany jak mantrę slogan firm kosmetycznych, by „stosować krem codzienne dla lepszego efektu” ? Ah, byłbym zapomniał: usuwanie warstwy rogowej może też powodować oparzenia lub sprzyjać rozwojowi raka skóry.
W końcu, ostatnie w tej grupie – proteiny, czyli bezwładnie pływające w kremie aminokwasy. Mają one ciekawą cechę – w miarę jak kosmetyk wysycha na Twojej twarzy, te misternie uszyte przez Naturę łańcuchy, pracują, kurcząc się i rozszerzając, stąd uczucie napięcia skóry, czy (złudne) uczucie wygładzenia zmarszczek. Pomysłowe? Czas działania takich substancji jest jednak boleśnie krótki, rzędu godzin, lub średniej, dobowej częstotliwości użytkowania umywalki.
Czytaj Bezcenne zalety wazeliny
Trzeba zrozumieć że związek między efektywnością i zawartością tubki, jest tu tylko i wyłącznie w umyśle konsumenta. Okazuje się że wszystkie te pseudonaukowe frazesy są zmyślone, zmataczone, nieetyczne, i sprzedają nam fałszywy obraz świata, światopogląd Kenów i Barbie, punkt widzenia koneserów towarów luksusowych jako wyznaczników statusu społecznego.To wyrafinowana gra semantyczna, wciągająca nas w znany z przemysłu suplementów czy diet, schemat myślowy, kiedy wraz z zakupem specyfiku, decydujemy się iść „na skróty”. A to kosztuje.
Piotr Kupś https://badania.net/czego-twoja-kobieta-nie-wie-o-kosmetykach/